Open Craft Festiwal 2017
11:00
Nietypowo rozpoczynam rozliczenie urlopowych wojaży, bo od ostatniego (tak naprawdę okazało się, że przedostatniego) miejsca, w którym byliśmy. Miejsca, a właściwie wydarzenia. Kiedy dowiedziałem się o nim, tak planowaliśmy kolejne etapy naszej podróży, aby ostatnie dni urlopu spędzić w Browarze Nepomucen. To właśnie przy nim odbywał się Open Craft Festiwal.
No bo jak tu nie skorzystać ze wspaniałej okazji odwiedzenia browaru będąc tak blisko. Trzydniowe wydarzenie to kameralny festiwal, na który zostały zaproszone zaprzyjaźnione browary, a większość gości stanowili okoliczni mieszkańcy. Jak było? Zapraszam na relację.
Pierwotne założenie było takie, aby spędzić nockę na darmowym polu namiotowym świetnie przygotowanym dla festiwalowych gości. Jednak dzień wcześniej siedząc we wrocławskim AleBrowarze obserwowaliśmy pogodową hekatombę i poważnie zastanawialiśmy nad rewizją planów. Potężne ulewy, wichury i burze. To też był temat dnia na festiwalu w sobotę. Historia o tym, jak przybyli na imprezę goście przez półtorej godziny uwieszeni na wielkich namiotach festiwalowych i scenie utrzymywali wszystko na swoim miejscu, krążyła do wieczora. Szczęśliwie nic nie przeminęło z wiatrem, ale przemoknięta scena nie została już rozłożona, a w znajdującym się obok browaru chmielniku złamały się trzy potężne pale. Ponoć chłopaki z Pinty swój namiot znaleźli na polu kukurydzy. Ostatecznie zdecydowaliśmy się odważnie na rozbicie namiotu, bo dla naszego dziecka to duża atrakcja.
Festiwal wyrósł z organizowanych przy browarze dni otwartych i kameralna konwencja została zachowana. Już od momentu przyjazdu zauważyliśmy, że organizatorzy profesjonalnie przygotowali się na przyjazd gości. Przystrzyżone i ogrodzone pole namiotowe miało obok (nieco zamoknięty) parking, a węzeł sanitarny zadbany był do tego stopnia, że w niedzielę o 7:02 rozpoczęło się czyszczenie toi-toiów. Takie hałasy, gdy nawet trawa głośno rośnie, są niedopuszczalne!;) Nieopodal pola znajdował się właściwy teren festiwalu, a tu miejsca do siedzenia, konsumpcji smacznych potraw i oczywiście obiecane (prawie) 21 kranów wypełnionych piwami Nepomucena i zaprzyjaźnionych browarów. Alternatywna scena ustawiona była pośrodku i choć nie było bardzo dużo miejsca, to na ciasnotę nie można było narzekać.
Open Craft reklamował się jako przyjazny dzieciom i pod tym względem było świetnie. Młoda ani przez chwilę nie nudziła się - a to rysowaliśmy kredą, a to wspinała się i skakała po głazach. Goście wyraźnie dopisali, choć miałem wrażenie, że to w znacznej części okoliczni mieszkańcy. Spotkałem kilka znajomych osób i widziałem kilka znajomych twarzy.
Zaraz na samym początku na prawie indywidualne zwiedzanie browaru zabrał nas Mateusz Kupracz - jego piwowar. Z pasją opowiadał o wszystkich etapach produkcji piwa i czuć było jego satysfakcję i przywiązanie do tego miejsca. O samym browarze napiszę więcej osobno, ale trzeba wspomnieć, że został własnoręcznie zaprojektowany i wykonany (sprzęt także) przez dwóch braci - Piotra i Mariusza Musielaków. Zresztą obaj panowie przez cały dzień i nazajutrz od rana zaglądali, doglądali, podawali, nalewali, zgarniali, sprzątali - od razu wiadomo z jakiego powodu Nepomucen tak świetnie radzi sobie na rynku.
Festiwal wyrósł z organizowanych przy browarze dni otwartych i kameralna konwencja została zachowana. Już od momentu przyjazdu zauważyliśmy, że organizatorzy profesjonalnie przygotowali się na przyjazd gości. Przystrzyżone i ogrodzone pole namiotowe miało obok (nieco zamoknięty) parking, a węzeł sanitarny zadbany był do tego stopnia, że w niedzielę o 7:02 rozpoczęło się czyszczenie toi-toiów. Takie hałasy, gdy nawet trawa głośno rośnie, są niedopuszczalne!;) Nieopodal pola znajdował się właściwy teren festiwalu, a tu miejsca do siedzenia, konsumpcji smacznych potraw i oczywiście obiecane (prawie) 21 kranów wypełnionych piwami Nepomucena i zaprzyjaźnionych browarów. Alternatywna scena ustawiona była pośrodku i choć nie było bardzo dużo miejsca, to na ciasnotę nie można było narzekać.
Open Craft reklamował się jako przyjazny dzieciom i pod tym względem było świetnie. Młoda ani przez chwilę nie nudziła się - a to rysowaliśmy kredą, a to wspinała się i skakała po głazach. Goście wyraźnie dopisali, choć miałem wrażenie, że to w znacznej części okoliczni mieszkańcy. Spotkałem kilka znajomych osób i widziałem kilka znajomych twarzy.
Dorośli też rysowali - na zdjęciu Wojtek Ściana (Browar 4 Ściany) |
Zaraz na samym początku na prawie indywidualne zwiedzanie browaru zabrał nas Mateusz Kupracz - jego piwowar. Z pasją opowiadał o wszystkich etapach produkcji piwa i czuć było jego satysfakcję i przywiązanie do tego miejsca. O samym browarze napiszę więcej osobno, ale trzeba wspomnieć, że został własnoręcznie zaprojektowany i wykonany (sprzęt także) przez dwóch braci - Piotra i Mariusza Musielaków. Zresztą obaj panowie przez cały dzień i nazajutrz od rana zaglądali, doglądali, podawali, nalewali, zgarniali, sprzątali - od razu wiadomo z jakiego powodu Nepomucen tak świetnie radzi sobie na rynku.
Udało mi się spróbować wszystkich piw, których dotychczas nie próbowałem, a także kilku, które zdążyłem już polubić. Nie było tam nic słabego, a i o przeciętne smaki było trudno. Można było spróbować większości piw Nepomucena, w tym świeżutkich kooperacji - Viva Śliwa (z Pintą), Jan Gryst (z SzałemPiw), Lacto Bacto (z Piwoteką) i NeBira (z Birbantem). Każde z nich, nawet grodziskie ze śliwką, było super.
Po raz kolejny świetne wrażenie zrobiły na mnie Forest i Hole. To są świetni reprezentanci swoich stylów. Weizen IPA oraz Oatmeal IPA także były bardzo smaczne. Nowy Acido - czyli kwaśny saison z dodatkiem aronii i porzeczki okazał się mega pijalny, podobnie jak Figiel Gastro z Piwoteki czy Chill.
Relacja na żywo była, a na jednym ze zdjęć kolejka do piwa. |
Zapomniałbym - lody własnej produkcji też były, choć akurat wybrany przeze mnie piwny smak - Pooka - niespecjalnie mi smakował. Skoro już o jedzeniu, to i ono było lokalne - wędzony karp milicki to świetna rzecz.
Wspomniałem o scenie - w sobotę pojawiły się na niej Labirytm oraz Modlyszka. Kto chciał, to mógł słuchać, a kto nie chciał nie musiał, aż tak głośno nie było. Open craft oceniam na piątkę. Bardzo mi odpowiada taka forma festiwalu i mam nadzieję, że za rok uda mi się pojawić w "nowym" browarze. Ja minusów nie spostrzegłem, ale w tej kwestii wspomoże mnie na pewno Gosia w komentarzu. Mnie, jak już (po)ległem, nic nie przeszkadzało.
0 komentarze