Browar Spółdzielczy w Beskidach
08:00
Jakiś czas temu otrzymałem piękną przesyłkę z Pucka. Mam nadzieję, że wszyscy miłośnicy dobrego piwa wiedzą, jaki browar się tam znajduje, a tym mniej doinformowanym polecam wpis z mojej wizyty w Browarze Spółdzielczym. Paczka zawierała dwa najnowsze spółdzielcze piwa oraz przepięknej urody szkiełko degustacyjne. Prezent pojawił się w dobrym momencie, otóż w sobotę jechaliśmy w góry - czy jest lepsze miejsce na wypicie piwa warzonego nad morzem? To fajna okazja, by napisać trochę o górach, co najzwyczajniej w świecie bardzo lubię.
Słoneczny sobotni poranek zachęcał do wpakowania się w czarną strzałę i ruszenia na południe. Celem była Wielka Racza, na której byliśmy z Gosią rok temu. Tym razem jednak postanowiliśmy wdrapać się od strony słowackiej Oscadnicy. Tam nie byłem już od 14 lat. Wtedy to zresztą była moja pierwsza prawdziwa wyprawa w góry - wciąż wspominam ten tydzień ze Słoniem, Radkiem i namiotem. Oscadnica to niewielka miejscowość między Cadcą i Zwardoniem, droga odbija z niej na południowy-wschód i prowadzi do ośrodka Snow Paradise Velka Raca. Pierwszy fragment szlaku to rowerowa trasa, która służy do zjeżdżania z góry - m.in na wielkich i ciężkich hulajnogach. W połowie podejścia, które jest bardzo łagodną trasą, znajdują się hoteliki i - pewnie zimą tętniące życiem - punkty gastronomiczne. Dalej w górę ciśniemy już nartostradą praktycznie pod wyciągiem - jest bardzo stromo, ale przez to szybko wychodzimy na wysokość słowackiego schroniska, na górną stację wyciągu.
To gdzieś tu pojawiają się pierwsze chmury, które potem chowają przed nami wszelkie widoki. To też połowa drogi. Pozostaje nam jeszcze delikatnie wspinać się na szczyt mijając kolejne wyciągi narciarskie i co jakiś czas ludzi. Młoda dzielnie dawała radę, choć trasa okazała się ciut dłuższa niż myślałem. Gosia ćwiczyła swoje techniki motywacyjne, a ja swoje na Gosi. Niecałą godzinkę później staliśmy już na widokowej platformie na Wielkiej Raczy, która tego dnia okazała się być wybitnie niewidokowa. Nisko zawieszone chmury skryły przed nami nawet nieodległą Małą Fatrę, której szczyty oglądaliśmy jeszcze kilkaset metrów niżej.
Piwo oczywiście zostało otwarte w punkcie najwyższym, ale dokończyłem je w totalnie wypełnionym ludźmi schronisku. Na jedzenie trochę poczekaliśmy, ale okazało się być rewelacyjne. Ta platforma to dzieło - jakże by inaczej - Słowaków. Dzięki nim mamy panoramę z opisanymi szczytami (bardzo pomogła przy wyobrażaniu sobie, gdzie co powinno być widać) oraz widoczną na poniższym zdjęciu blachę z zaznaczonymi kierunkami i odległościami górskimi. Świetna rzecz. A jak piwo?
Jak widzicie zabrałem Knagowe, czyli wheat IPA. Pomyślałem sobie, że ze wszystkich piw największą przyjemność dawało mi właśnie picie piwa w tym stylu. Chyba nie muszę mówić, o jakie piwo chodzi? Knagowe spełniło moje oczekiwanie - zarówno bardzo przyjemną pełnią, jak i spodziewaną gładkością piwa. Lubię gdy IPA ma pełnię powyżej średniej, bo to świetnie współgra z podwyższoną goryczą. Tu balans wydaje się być dobry, choć nie obraziłbym się na większą ilość chmielu. Niemniej jednak jego akcenty są bardzo cytrusowe i słodko pomarańczowe. Fajne to piwo, zdecydowanie ponadprzeciętne, godne polecenia IPA. 7,5/10.
Rozwojowe wypiłem już w domu. Jeśli nie zauważyliście dupnego napisu na etykiecie, to napiszę to - to piwo to pale ale z bursztynem. Doczekaliśmy czasów, gdy do piwa dodana został kopalna (w sensie stara) żywica drzew iglastych. Nie sądzę, by bursztyn miał wnieść coś do smaku, ale z pewnością miał kojarzyć się z Gdańskiem. Piwo uwarzono bowiem we współpracy z Fundacją Gdańską i Forum Rozwoju Aglomeracji Gdańskiej. Część dochodów ma być przeznaczona na "kreowanie pozytywnych wzorców w przestrzeni miejskiej" - na początek rewitalizacja Targu Rybnego. Dla mnie bardziej istotne jest to, że nachmielone zostało polskimi chmielami - Sybillą i Iungą. Piwo pachnie przedziwnie - bardzo ładnie i nietypowo - mieszanka sosny, owoców i przypraw (pieprz). W smaku jest słodkawo, lekko, pijalnie, a te niezwyczajne nuty smakowe skłaniają do częstego sięgania po kolejne łyki, przez co piwo dość szybko znika ze szkła. 7/10. Po prostu dobre piwo.
Szczytowałem z wygranym dwa dni wcześniej pokalem od PSPD |
Wracając jeszcze do gór - zejście było znacznie szybsze niż wejście. Zdecydowaliśmy nie schodzić łagodnie i kulać się dokoła, ale na sam dół dostać się nartostradą. Poza jednym prawie-upadkiem było dobrze. Polecam piwa z Browaru Spółdzielczego i góry jesienią! Do zobaczenia na szlaku!
0 komentarze