Stout, stout... Let it all out!!

00:36


Jest takie piwo, które zna pewnie każda osoba na świecie i nie, nie jest to Budweiser, o którego nazwę od przeszło stu lat kłócą się Amerykanie z Czechami (zastanawiam się kiedy prezydent Czech okaże się być krwawym dyktatorem, którego należy obamić, przepraszam obalić, by zalać ten niewielki kraj asfaltem, obstawić Mac'ami i zabrać Bud'a), lecz Guinness
Guinness nigdzie nie smakuje tak, jak na Temple Bar w Dublinie

Najbardziej znany irlandzki produkt eksportowy. To czarne niczym najczarniejsza noc na Czarnym Lądzie piwo należy to piwnego stylu STOUT. Stout po naszemu to tęgi, solidny, mocny i takie właśnie ma być to piwo. Należy do tych trunków, o których na pewno nie można powiedzieć „złocisty”, bowiem nawet czarna dziura (z małej litery - puszczam oczko do miłośników piwa – nie chodzi mi bowiem o piwo warzone przez Pintę, jeno o obiekt astronomiczny tak ciężki, że przyciąga nawet światło) wypada przy nim tak blado, że dostaje rumieńców. Już kiedyś wspomniałem, że stout należy do piw górnej fermentacji, czyli Ale'i (czyt. ejli). Jest czarny jak smoła, gęsty jak smoła i gorzki jak smoła. A całkiem serio jest czarne, zwykle nieprzejrzyste choć całkiem klarowne. Co to znaczy? Jak sobie nim poruszamy w kufelku, to nie widzimy zmętnień (jak np. w pszeniczniakach), ale też nie widzimy nic innego. Naczynie ze stoutem ustawione pod światło padające z reflektorów i neonów w Las Vegas sprawia, że to miasto w stanie Nevada wygląda tak, jakby nastąpiła w im awaria zasilania. Stout, podobnie jak czarna dziura, nie przepuszcza światła. Gdy do tego dodamy ciemnożółtą, brunatną lub brązową pianę to oczom naszym ukaże się całkiem ciekawy zestaw kolorystyczny. Stout sprawia wrażenie gęstszego niż jest w rzeczywistości – chciałoby się nim uszczelnić dach, ale nie da rady.

W smaku jest bardzo wytrawny. Cierpki i gryzący. Pozostaje na języku i w gardle długo, perfidnie domagając się kolejnej porcji. Miałem okazję spróbować ostatnio kilku stoutów. Murphys'a w Bielsku Białej na rynku, Stouta z browaru Ciechan, Stouta z Browaru Południe i tego, który kompletnie mnie pozamiatał, czyli Wesołych Świąt (projektu Pinta). Czym jeszcze wyróżniają się te piwa? Smakiem palonego słodu z nutami czekoladowymi i posmakami kawowymi. Jeśli to nie brzmi ciekawie i kusząco, to przerzuć się drogi czytelniku raczej na mocne produkty winopodobne, jak klasyczny już Komandos.


Wesołych Świąt smakowało mi najbardziej, pomimo tego że zarzekałem się, że Murphys'a (lubię to!) nic nie zagnie. Jest to, wracający z piwnego niebytu, stout owsiany. Idealny na długie zimowe wieczory, kiedy to perfekcyjnie zastępuje kubek kakao czy czekolady. Na szczęście pozostałe polskie stouty są również bardzo dobre. Z czystym sumieniem zachęcam do skosztowania każdego.



A przy najbliższym napadzie natchnienia wrócę do Projektu Pinta, bo wiedz że coś się dzieje!

Zobacz także

5 komentarze

  1. kiedy ty byłeś w dablinie, co? może to był demblin? :P

    OdpowiedzUsuń
  2. gdy jeszcze uczęszczałaś do gimnazjum;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak dogłębnie pamiętam degustacje Murphy'sa w Bielsku.To zdecydowanie nie był stracony czas amigo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że śledząc tego bloga sporo dowiem się o piwach.
    dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kumpel mi czasami podrzuca jakieś ciekawe piwka i tak mnie wciągnął w czytanie, aż dotarłem tutaj :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy