Miłków pełen tajemnic

09:00

Zamieszkała przez ok 2 tys. ludzi wieś tuż obok Karpacza była naszym domem, bazą wypadową, oazą spokoju oraz degustatornią przez okrągły tydzień. Jadąc tam, nie spodziewałem się ile fascynujących historii może nam opowiedzieć okolica. Z każdym krokiem robiło się bardziej mrocznie. Gdybym przyjechał tu późną jesienią lub zimą, z pewnością czułbym się jak bohater opowiadania Lovecrafta przybywający do malutkiego miasteczka w stanie Massachusetts. Tajemnicze budynki, niedzisiejsi ludzie łypiący spode łba, niewyjaśnione historie, zamknięte kopalnie, światła w nocy, plugawe odgłosy... Wszystko to sprawiało, iż nie opuszczało mnie wrażenie, że gdzieś na strychu znajdę Nekronomicon i popadnę w obłęd. Na szczęście wspaniała pogoda i masa piwa uratowały mnie przed szaleństwem.
Zdjęcie bez wiedzy i pozwolenia Łukasza

Zapraszam do lektury o tajemnicach Miłkowa oraz wypitych piwach, których nie udało się upchnąć przy innej okazji. Na koniec jeszcze niespodziewana wizyta w Browarni Sobótka Górka.

Miłków zlokalizowany jest u stóp Grabowca, który niegdyś - jak głoszą legendy - był miejscem spotkań czarownic. Sama osada powstała już w XIII wieku za sprawą kowarskiego górnictwa- mieściły się w niej kuźnie i huty.


W centrum wsi znajduje się trzynastowieczny kościół (w późniejszym okresie zniszczony i przebudowany), którego najciekawszym elementem jest wmurowana głowa Mongoła. Jest to ponoć element charakterystyczny dla kościołów pod wezwaniem Św. Jadwigi, która była matką - zabitego w 1241 r. pod Legnicą - Henryka Pobożnego. Kościół otoczony jest mrocznymi płytami nagrobnymi z wyrytymi napisami w jakimś plugawym języku. Nieopodal znajdują się ruiny kościoła ewangelickiego z epicko rosnącymi w środku potężnymi dziś drzewami.


Na przełomie XVIII i XIX wieku działali na terenie Miłkowa laboranci, którzy początkowo zwani byli destylatorami. Byli oni uczniami dwóch uczonych uciekinierów z Pragi - Mikołaja i Salomona, którzy nauczyli karkonoskich górali rozpoznawania rosnących na zboczach ziół i produkowania lekarstwa na choroby - także groźne, jak tyfus czy odra. Laboranci byli jedyną cechową organizacją specjalizującą się w medycynie naturalnej, uznawaną przez zarówno państwo austriackie, a później przez Prusy.


W XVIII wieku Johann Nepomuk Lodron - Laterano przbudował znajdujący się w Miłkowie dwór na trójskrzydłowy pałac, który obecnie ma barokowo-klasycyzującą formę (cokolwiek to oznacza - spójrz na foto). Obecnie działa tam hotel i restauracja, a sam pałac jest otoczony przez wielki park. Córka ww. Nepomuka prowadziła badania zielarsko-przyrodnicze i miejscowa ludność wierzyła, że odkryła ona eliksir wiecznej młodości. Przepis na eliksir przepadł wraz z jej śmiercią. Brzmiałoby to może śmiesznie, gdyby nie to, że jej śmierć uznano za nieprawdziwą. Może obserwowała nas z ukrycia, gdy zbliżaliśmy się do szczytu Grabowca?

Po drugiej stronie ulicy znajduje się budynek oznaczony na mapie jako dawny browar. Był wymieniany jako działający pod koniec XIX wieku, ale dziś mieści m.in. skład budowlany i nie robi dobrego wrażenia.


Na zboczu Grabowca znajdują się ruiny prewentorium, gdzie izolowani byli chorzy na gruźlicę. A może Ci, którzy dowiedzieli się zbyt wiele o tajemnicach Miłkowa? Kawałek za nimi znajdują się formacje skalne, idealnie nadające się (po małej wspinaczce) do konsumpcji porannego piwa. Tutaj też wybrałem się na spacer z Danielem, gdy reszta ekipy jeszcze spała. Piwo z rana wchodzi idealnie tylko na wakacjach. Wybór padł na...

American Brown Ale z Minibrowaru Haust. Przedni (aczkolwiek nieco ograniczony wyrośniętymi iglakami) widok na zbiornik Sosnówka i Zamek Chojnik umilały nam poranną degustację. Prezentuje się ABA znakomicie. Brązy, burgundy, bordo. Piękna czapa piany dopełnia całości wizualnej kompozycji. Problem zaczął się, gdy zacząłem się wwąchiwać. Jedyne "american" jakie czułem, to żywiczne aromaty otaczającego nas lasu. Zapach jest słaby i musiałem się mocno nakręcić nadgarstkiem, by wyniuchać lekką czekoladkę czy karmel. W smaku dominuje słodowość o chlebowym charakterze. Pojawia się przyjemna kawka i jeno niewielka chmielowa kontra. Chętnie przyjąłbym wyższą dawkę Ameryki. Niewątpliwym plusem tego piwa jest nikła konkurencja na Polskim rynku w stylu brown ale. A wszak jest to całkiem ciekawy i pijalny rodzaj ejla.

Dzięki Aleksandrowi z bloga A Beer Please z WFDP przyjechało do mnie oficjalne festiwalowe piwo Nowy Baran uwarzone przez Browar Widawa. Wojtek Frączyk - piwowar z Widawy - spróbował odtworzyć tradycyjnego wrocławskiego białego barana. To takie pra-piwo pszeniczne, które fermentowało na drożdżach piekarniczych (jak np. sahti - klik), a receptury zaginęły przed laty. Piwo było w granicy terminu (może ciut po, nie pamiętam), ale smakowało jak zwyczajnie niedobra pszenica. Brakowało mi tego co lubię w hefeweizenach czyli banana/gumy balonowej, a za dużo kwaskowości (może zbyt długo z nim czekałem). Do tego doszła oczekiwana spora pełnia smaku i przez to męczyłem się z nim okrutnie. No ale to pszenica. Może kiedyś znów je polubię.

W poszukiwaniu idealnego piwa grillowego łatwo zawędrować na czeską stronę piwa. Nie dlatego, że są to jakieś wybitne trunki, które doskonale uzupełniają smak kiełby czy szaszłyka. Są zwyczajnie tanie, a przy tym co najmniej przyzwoite. Skalaki są u nas bardzo popularne, także na co dzień głowy sobie nimi nie zawracam, ale wakacje są dobrym momentem, by odkurzyć ich smak. Co ciekawe zakupiłem jednego, którego jeszcze nie widziałem, a mianowicie Rezany Zimni Lezak (czyli rzezany) - ten z roznegliżowaną holką na etykiecie i on też zdobył laur najgorszego piwa w tym czteropaku. Poza tym są to piwa lekkie łatwe i przyjemne. Nie jest to jednak marketowy szajs za 13 koron. W swoim stylu - jasne lekkie piwo - to naprawdę przyzwoite piwa. Myślę jednak, że nie krzywdzę ich bezkrytycznym żłopaniem do grilla lub meczu. Nieobecny w tym zestawie Skalak Tmavy (13°) to mój ulubiony Skalak.


Niewątpliwie lepszy niż Skalaki był wypity w Barze na Winklu w Szklarskiej Porębie Konrad 12° z Browaru Vratislavice. Z tego miejsca serdecznie dziękuję sympatycznemu właścicielowi za (świadome - nie kradłem) powiększenie mojej kolekcji szkła piwnego. Jasny Konrad był idealny w upalny dzień. Miał bardzo przyjemną podbudową słodową skontrowaną całkiem mocną goryczą. Bardzo mile mnie zaskoczył.




Z tego samego baru do Miłkowa przytachałem jeszcze Konrada Kapucina. To taki klasyczny dunkel. Raczej słodki, o czekoladowo kawowym charakterze. Minusem był nikły zapach, ale smak karmelu i toffi przypomniały mi, że kiedyś bardzo lubiłem takie piwa. Dziś to już niekoniecznie moja bajka, ale dobrze czasem wrócić do przeszłości. Kapucyn jest jedenastką i ma 4,4% alkoholu. Przyjemny.






Browar Sobótka Górka

Na koniec jeszcze niespodzianka. Gdy już zbieraliśmy się do wyjazdu, pełen nadziei - na znaleziony w necie numer - wykonałem telefon do Browarni Sobótka Górka. I tu pierwszy szok. Człowiek którego nie znałem z wielką pasją mówił o swoim przedsięwzięciu, o tym że browar mieści się w jego domu i wolałby nie mieć w nim dziwnych gości robiących zamieszanie, co było dla mnie całkowicie zrozumiałe. No ale zaprosił i obiecał, że coś nam da na drogę, jak tylko podjedziemy. Mnie nie trzeba dwa razy zachęcać, a i kierowcy okazali się przychylni.

Sobótka Górka znajduje się u stóp pogańskiej Ślęży. Rzeczony dom stoi na Os. Browarnianym, na którym są jeszcze ul. Piwna i ul. Browarniana prowadząca do nieczynnego i zniszczonego Browaru Sobótka. Browarnia to piętrowy dom prywatny, a warzelnia i leżakownia znajdują się w jego piwnicy. Pomimo tego, że Pan Bartłomiej Bogdański, współzałożyciel, przestrzegał, że raczej nas nie wpuści, nie bardzo miał czas i pomimo tego, że żona akurat wróciła z dziećmi ze szkoły, mieliśmy to szczęście i zobaczyliśmy, jak robione jest piwo (to drugi szok). Oczywiście mogliśmy też skosztować specjałów, kiedy to piwowar zarzucał nas informacjami na temat początków browaru, dystrybucji, przyjęcia piwa i pomysłów. W zimnej, klimatyzowanej i chłodzonej piwnicy (gęsia skórka i drgawki pomimo upału na zewnątrz) poczuliśmy prawdziwą pasję do piwa. O ile mnie Alzheimer nie myli Sobótka Górka wyposażona jest w warzelnię 150 litrową i tanki leżakowe dwukrotnie większe. 

Obecnie warzone są stale (bezsenność piwowara na co dzień) lagery - 10°, 12° i 16°. My dostaliśmy jeszcze ponoć niedoleżakowaną pszenicę na spróbowanie i była bardzo fajna - szczególnie spodobała się zmarzniętym dziewczynom. Każde piwo zresztą znalazło swojego fana, więc wszyscy byli zadowoleni. Moim faworytem jest 16° - gęstsze, mocniejsze, ale bardzo aromatyczne i o bogatym smaku. Mniam! Wszystkie zostały polane w firmowym, pięknym szkle, co wyglądało zabawnie, gdy siedzieliśmy w piwnicy.


Bardzo podobają mi się wąskie etykiety, na których znajduje się wizerunek, znajdującego się na szczycie Ślęży, pogańskiego posągu niedźwiedzia. Piwa póki co sprzedawane są w okolicy Sobótki Górki i we Wrocławiu, co wydaje się oczywiste przy małej warzelni, ale plany ekspansji są. I bardzo dobrze, bo skoro piwa podeszły nawet wybrednym i preferującym wino dziewczynom, to oznacza, że znajdą swoich fanów.

Życzę przedsięwzięciu wszystkiego najlepszego i do zobaczenia w sklepach!!

Zobacz także

3 komentarze

  1. Zapomniałeś jeszcze przy okazji degustacji ABA wspomnieć o podejrzeniach dotyczących halucynogennych właściwości chmielu lunga ;) A co do samego piwa,to z tego co pamiętam,to mi właśnie mniejsza goryczka akurat tutaj dobrze pasowała, a oprócz tego co wspomniałeś,na pewno pojawiały się dosyć wyraźne nuty czekoladowo-palone..
    A Browar Sobótka to chyba dla mnie najprzyjemniejsze wspomnienie z całego wypadu-zajebiście fajnie się gościa słuchało,zajebisty klimat, zajebiste piwo-szczerze dołączam się do życzeń dla tej inicjatywy.

    OdpowiedzUsuń
  2. W Miłkowie będąc warto zwiedzić ruinę starej szubienicy na wzgórzu nazwanym... straconką:
    http://www.panoramio.com/photo/122774508

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że nie widzieliśmy. Trzeba wrócić, bo miejsce urokliwe.

      Usuń

Obserwatorzy