Niespodziewany najazd wikingów
09:00
Uwielbiam takie sytuacje. Niby kolejny smutny dzień w pracy, a tu Katarzyna zza biurka radosnym głosem mówi, że Ania przyleciała z Norwegii i mają dla mnie piwa. Poczułem się jak w piątek o 15:00, rozmarzyłem, a przede wszystkim bardzo ucieszyłem. W myśl prostej zasady, którą przekazuję osobom mniej obeznanym w temacie piw, "im ciemniej i mocniej, tym lepiej", przyjechały do mnie dwa ciemne i mocne piwa. Oba browary gościły już na moim blogu, także za sprawą tego kobiecego duetu, więc zapraszam do odświeżenia pamięci.
Pierwsze piwo to bardzo dobrze znany w naszym kraju i lubiany browar Nogne Ø. Norweski Porter ma 16,5° BLG oraz 7% alkoholu, co plasuje go najbliżej robust portera. W takiej też kategorii został nagrodzony srebrnym medalem na World Beer Cup w San Diego w 2008 r. Jak widać w pokalu znajduje się bardzo czarna ciecz o sporej gęstości, zwieńczona beżową, ładnie budującą się pianą. Porter jest przede wszystkim bardzo gładki i wręcz oleisty, a także dosyć nisko nasycony. Ja takie lubię. Doskonała paloność miesza się w trakcie piwa z aromatem i smakiem gorącej czekolady i mocnej kawy. Na koniec dochodzi posmak kakao, pralin i daktyli. Porter jest bardzo przyjemnie zbalansowany - średnia pełnia i aromat sugerujący słodycz, a ta jest uzupełniona paloną gorzkością i odpowiednim nachmieleniem. Świetny porter!
Lindisfarne to przedstawiciel stylu scotch ale z norweskiego Aegir Bryggeri. Z etykiety po raz kolejny wita mnie sympatyczny, wąsaty Wiking. Lubię go. Lindisfarne nazwę swoją wziął od angielskiej wyspy w hrabstwie
Nothumberland. Na wyspie od VII wieku znajdował się klasztor, który w
793 r. został splądrowany przez Wikingów. Zostało to uznane za ich
pierwszy najazd i rozpoczęło epokę Wikingów. Scotch ale to rzadko spotykany u nas styl. Wyróżnia się cztery rodzaje szkockich ejli. Nazwa zależała od gęstości piwa i przez to ceny w szylingach. Przetrwało to do dziś, są więc 60 (light), 70 (heavy), 80 (export) oraz najmocniejsze wee heavy (gęstość początkowa powyżej 17,1° BLG). Lindisfarne jest przedstawicielem tego ostatniego stylu. A jak smakuje piwo? Wygląda - przyznacie - przeciętnie. Brunatne, nieprzejrzyste z niewielką pianą. Jednak już zapach sprawił, że uśmiech na mej brodatej twarzy się powiększył. Przede wszystkim miód wielokwiatowy, mocna skórka od chleba, karmel i delikatne estry. Smak to głównie karmel, ale lekki. Średnia goryczka przyjemnie go kontrowała. W posmaku uwydatniło się mocne drewno, kojarzące mi się ze starą beczką. Jak na piwo o zawartości alkoholu 7%, to jest Lindisfarne wyjątkowo lekkie.
Oba piwa wyśmienite i chętnie wypiłbym więcej. I więcej!
2 komentarze
Pierwszy raz wszedłem na Twój blog i z przyjemnością przeczytałem "recenzje" obu piw. Trunek ten - tak często spożywany bez refleksji (i bez umiaru) - można poznawać ze znawstwem i cieszyć się nim, tak, jak najlepszym winem. Fajnie, że prowadzisz taki blog - z przyjemnością zapoznam się z innymi "recenzjami". No i pewnie niektóre pozycje skosztuję. :) Twoje zdrowie.
OdpowiedzUsuńDzięki. Pozostaje czytać i pić!
Usuń