Zimowa zadymka
13:19
Rok 2014 został przez wielu nieformalnie ochrzczony rokiem wędzonek. Rzeczywiście pojawiło się kilka świetnych piw wędzonych, a często interpretowane przez naszych piwowarów piwo grodziskie daje nadzieję, że piwa wędzone będą regularnie pojawiać się na rynku. Świetnym pomysłem wydaje się być kombinowanie ze słodem wędzonym w stylach, gdzie zwyczajowo (i stylowo) on się nie pojawia. Jeszcze lepiej brzmi, kiedy podwędzone zostanie piwo, które idealnie nadaje się na zimowe warunki. I pomimo tego, że zimna zniknęła nagle, w ciągu jednego dnia stopił się cały śnieg, a aura przypomina bardziej przedwiośnie, to porter bałtycki jest zawsze dobrym rozwiązaniem. Wędzone mocne piwo wydaje się być marzeniem miłośnika piwa. W moje łapki wpadły trzy takowe.
Porter wędzony nie jest osobnym stylem ani w typologii Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych (PSPD) ani Beer Judge Certification Program (BJCP). Jeśli piwo wędzone nie jest klasycznym niemieckim rauchem, to zostaje wrzucone do szerokiej kategorii other smoked beer (pozostałe piwa wędzone). Istotnym w takim przypadku jest, aby zachować równowagę między cechami stylu bazowego a pojawiającymi się aromatami i smakami wędzonymi.
U-Boat to szkocko-amerykańska operacja morska realizowana przez stocznie Brewdoga i Victory Brewing. Okręt podwodny ma wyporność alkoholową na poziomie 8,4%, co czyni go łodzią średniego kalibru, zwrotną i zaczepną. Czarny kolor czyni go niewykrywalnym, dla wypatrujących go z niszczycieli oczu, w mętnych wodach Atlantyku. Porusza się tak cicho, że na powierzchni nie pojawia się najmniejsza nawet piana. Luki torpedowe nie były zbyt często zalewane, a okręt nie brał udziału w zbyt dużej liczbie starć, ponieważ unoszący się aromat armatniej wędzonki jest raczej lekki. Poza tym w zapachu wyczuwalne jest kakao i kawa. W smaku czuć słodycz plaż Kuby, o których marzy niejeden marynarz. Obecne jest kakao, lekka wędzonka oraz kawa. Słodycz na szczęście nie jest zbyt duża i ładnie uzupełniona gorzką czekoladą. Średni pancerz sprawia, że pozostawia wyraźne szumy kawitacyjne, a niskie wysycenie powoduje, że u-bot wpływa na spragnionego przestwór oceanu łatwiej niż Otto Kretschmer na patrol. Bardzo udane i smaczne piwo, ale pozostaje w kilwaterze dwóch pozostałych.
Na nowy Porter z Widawy można by nie zwrócić uwagi w sklepie, bo etykieta jest skrajnie minimalistyczna, by nie powiedzieć: razi nijakością. Jak mówi mały druk to porter bałtycki wędzony i jest to nawet po angielsku napisane. Rzuca się w oczy wielkie 19°, ale nieco mniej już zawartość alkoholu - 7,5%. Jak na bałtyka to mało, ale co tam. Po przelaniu do szkła tworzy się wspaniała piana i rozchodzi intensywny aromat wędzonki, trochę jakby z kompotu śliwkowego, mocnej wanilii i mokki. Zapach jest oszałamiający. Smak w ogóle nie odstaje od aromatu - mocna wędzoność kojarząca się z szynką, wyraźna kawa, delikatny posmak drewniany oraz leciutki popiół. Wydaje mi się leciutki, bo mam świeżo w pamięci piwo pite kilka dni wcześniej, o którym zaraz. Piwo świetnie się pije i rozkłada ono na łopatki wielkiego Brewdoga. Polecam, łapać kto może!
Serca Popielniczki miałem okazję spróbować na ostatniej Birofilii i zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Browar Evil Twin Brewing, zły bliźniak Mikkelera, zawieszony między Danią a USA, proponuje wędzony mocny (imperialny?) stout. Postanowiłem skonfrontować go z dolnymi braćmi, a co? Przyszedł czas na konfrontację z innymi piwami w stylu i w nieco większej dawce. Piwo jest czarne jak bezrefleksyjny Murzyn nocą i ma gęstą pianę. Zapach to autentyczny strzał z obrzyna prosto w twarz. Jest intensywnie. Mocna czekolada, dużo spalenizny i popiół. Gdzieś tam skojarzenie z wanilią. Piwo jest bardzo wysycone, co mi akurat nie odpowiada w nim. Smak jest dokładnie taki, jakby przelać cały stout przez wszystkie pety z popielniczek po kilku dobach grania w pokera lub przesłuchań esbeckich. Baaaaardzo popiołowe, palone jak Sarajewo, niczym Pompeje. Smakuje jak papieros, tytoniowo, jak komputer, w którym coś się spaliło i charakterystycznie śmierdzi. Lekko słodkie. Rozgrzewa (8,9%) jak dziewczyna pod kołdrą. Wytrawny finisz i świetne piwo. CZAD!
Trudno mi wybrać, czy bardziej mi smakował Porter z Widawy czy Ashtray Heart, bo to jednak inne piwa. Oba gorąco polecam! Przydałby się jeszcze jeden widawski do piwnicy (tzn. szuflady).
2 komentarze
Cześć,
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga od ponad roku, bardzo cenię sobie szczególnie relacje z podróży a szczególnie zagranicznych. Chętnie czytam również recenzje piw i porównuję je ze swoimi odczuciami, tak było np. w przypadku piw z Arbor czy Buxton, które kupiłem w tych samych sklepach co Ty (pochodzę z Sosnowca a obecnie mieszkam w DG). Uważam, że poziom Twojego pisania jest naprawdę wysoki w porównaniu z niektórymi blogerami.. Rozumiem, że jako autor chcesz żeby Twoje teksty były chwytliwe, co można osiągać na wiele sposobów. Na ogół Ci się to dobrze udaje i jest to jeden z powodów, dla których czytam Twojego bloga i 2-3 inne a reszty nie, bo są po prostu słabe pod względem stylu, używanego języka itp.
Jest tylko jedna rzecz, która mnie razi, czemu dałem już raz ujście w komentarzu (bez odzewu) – moim zdaniem używanie metafor w stylu „palone jak Sarajewo” czy „byłem tak piwnie wyposzczony jak Mariusz T. stęskniony za uśmiechem dziecka” to przekraczanie granic dobrego smaku i schodzenie do poziomu, który nie przystoi publicyście zajmującemu się było nie było dobrem konsumpcyjnym.
Masz oczywiście pełne prawo zignorować taką krytykę a ja mam pełne prawo usunąć Twojego bloga z ulubionych ale uważam, że piwo powinno sprzyjać dialogowi. Chodzę do tych samych knajp więc kiedyś możemy porozmawiać o granicach w pisaniu.
Pozdrawiam,
Przemek
Dzięki wielkie za miłe słowa, cieszę się, że Ci się u mnie podoba.
UsuńChętnie kiedyś z Tobą porozmawiam o granicach w pisaniu, a kiedy mnie poznasz, to zauważysz, że mi takie głupawe określanie przychodzą często do głowy, nie muszę się specjalnie na nie wysilać. Nie uważam je także za coś z gruntu złego, mimo że wiem, iż mogą naruszać czyjeś granice smakowe. Wiem, że są przegięte, po prostu moje granice są gdzie indziej.
Nie tylko Ty mi zwróciłeś na to uwagę (tu o Mariuszu T.), pierwszą dostałem jeszcze przed wrzuceniem posta - od mojej Kochanej Korektorki, ale postanowiłem tego nie zmieniać, bo to moje właśnie.
Zgadzam się z Tobą co do słabości innych blogów, a postępująca vlogizacja odbiera póki co tylko te ciekawie napisane. Krytykę przyjmuję, przemyślę, lecz nic nie obiecuję.
Do zobaczenia mam nadzieję.