Praga - Novoměstský Pivovar
12:27
Czego oczekuje Piwny Podróżnik i każdy inny piwny podróżnik? Za siebie mogę powiedzieć, za innych mogę się domyślać.
Przede wszystkim dobrego piwa. Kiedy piwo jest dobre, to nawet w podłym miejscu będzie się piło smacznie. Co z tego, że dostanę po ryju, skoro sobie podegustuję specjały? Miła atmosfera jest także istotna, ale czy najważniejsza? W najbardziej wysublimowanej restauracji fatalne piwo będzie wciąż fatalne. To, że jeden kelner zapyta co podać, drugi przyniesie, a trzeci zbierze kasę, a na koniec kierownik sali zapyta jak mi smakowało nie wpłynie istotnie na odczucia związane z piwem. Jednak znacznie sympatyczniej spożywa się alkohol w miłym dla oka otoczeniu. Gdy będę miał do wyboru dwie knajpy z podobnym wyborem piwa, to wybiorę tę, w której będę się czuł dobrze.
Praskie lokale podzieliłem sobie na te z piwami nowofalowymi, gdzie istotne było dla mnie przede wszystkim piwo, te tradycyjne i klimatyczne, gdzie spodziewałem się lanego Prazdroja tudzież Kozla tmavego i genialnej, swoistej atmosfery oraz browary (zwane u nas restauracyjnymi).
Czy są w Pradze miejsca, które odradzam? Na pewno dwa. Novoměstský Pivovar jest jednym z nich. Dlaczego? Zapraszam dalej.
Wyobraź sobie, że znajdujesz się w jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc stolicy Czech. Václavské náměstí czyli ulica biegnąca od Muzeum Narodowego w stronę Starego Miasta. Omijasz konny pomnik Świętego Václava i kierujesz się w stronę jednego z ciekawszych budynków Pragi, czyli domu handlowego Lucerna, zaprojektowanego przez Havla – dziadka przyszłego prezydenta Czech. Za nim skręcasz w lewo i jesteś na ulicy Vodičkovej, to przy niej – kawałek dalej – mieści się Novoměstský Pivovar, który został otwarty w 1993 r.
Specyficznym folklorem w Pradze jest obsługa. Nieważne gdzie idziemy, zawsze spotkamy kelnera (barmana), który zamówienie przyjmuje przy stoliku i tu też dostarcza piwo. Kelner się nie uśmiecha. Niegrzeczny kelner to ponoć rzadko spotykany okaz, taki mit, którym straszy się wyjeżdżających do Czech. Oto spotkałem legendę. Wiem jak bardzo kontakt z takim bucem może zniesmaczyć odczucia związane z lokalem. Szczególnie jeśli sam lokal nie ma się czym obronić.
Na początku nic nie wróżyło katastrofy. Novoměstský Pivovar to bardzo duży lokal ze sporą piwnicą. Prosto od wejścia znajduje się warzelnia, a w prawo poniżej bar. Do wystroju można podejść dwojako. Jeden powie, że jest klimatycznie, a mnogość detali tworzy piwno – piwniczną, swojską i czeską atmosferę. A ja powiem, że centymetr kurzu nigdzie nie wygląda dobrze. Nawet ja swoje szkła na półce czasem myję. Dodam jeszcze, że dziesiątki zegarów wyglądało ciekawie w ostatniej scenie Konesera z Geoffreyem Rushem, a tu czterdzieści poradzieckich zakurzonych budzików wygląda tylko żałośnie. Całość uzupełniają duperele, bibeloty, zakurzony wiszący chmiel oraz atmosfera pierwszych pizzerii w Polsce. Nic nie pasuje do niczego. Dodatkową atrakcją jest wyjąca (nie chodzi mi o ton głosu, ile o głośność) muzyka prezentująca czeskie szlagiery, których nie powstydziło by się Radio Piekary, gdyby były po śląsku.
Dopełnieniem wizerunku lokalu był kelner. Jego brew powędrowała bardzo wysoko na czoło, chwilowo zastępując nieistniejące włosy, gdy zamówiłem małe piwa. Co z tego, że dwa? Z dezaprobatą pokiwał głową, wywrócił oczami i sapnął. Oddalił się posuwistym ruchem zombie. Sytuacja powtórzyła się jeszcze raz, gdy doczłapał chwilę później do stolika i ze zdumieniem odkrył, że nie chcemy nic jeść. Sapnięcie, oczy wywracające się, jakby chciały zobaczyć telepiącą się w środku czaszki kulkę na sznurku, kiwnięcie głową. Folklor folklorem. Buc bucem.
Wszystko to co powyżej poszłoby w zapomnienie, gdyby piwo prezentowało poziom powyżej przeciętnej. A jaki był to poziom?
Praskie lokale podzieliłem sobie na te z piwami nowofalowymi, gdzie istotne było dla mnie przede wszystkim piwo, te tradycyjne i klimatyczne, gdzie spodziewałem się lanego Prazdroja tudzież Kozla tmavego i genialnej, swoistej atmosfery oraz browary (zwane u nas restauracyjnymi).
Czy są w Pradze miejsca, które odradzam? Na pewno dwa. Novoměstský Pivovar jest jednym z nich. Dlaczego? Zapraszam dalej.
Wyobraź sobie, że znajdujesz się w jednym z najbardziej charakterystycznych miejsc stolicy Czech. Václavské náměstí czyli ulica biegnąca od Muzeum Narodowego w stronę Starego Miasta. Omijasz konny pomnik Świętego Václava i kierujesz się w stronę jednego z ciekawszych budynków Pragi, czyli domu handlowego Lucerna, zaprojektowanego przez Havla – dziadka przyszłego prezydenta Czech. Za nim skręcasz w lewo i jesteś na ulicy Vodičkovej, to przy niej – kawałek dalej – mieści się Novoměstský Pivovar, który został otwarty w 1993 r.
Specyficznym folklorem w Pradze jest obsługa. Nieważne gdzie idziemy, zawsze spotkamy kelnera (barmana), który zamówienie przyjmuje przy stoliku i tu też dostarcza piwo. Kelner się nie uśmiecha. Niegrzeczny kelner to ponoć rzadko spotykany okaz, taki mit, którym straszy się wyjeżdżających do Czech. Oto spotkałem legendę. Wiem jak bardzo kontakt z takim bucem może zniesmaczyć odczucia związane z lokalem. Szczególnie jeśli sam lokal nie ma się czym obronić.
Na początku nic nie wróżyło katastrofy. Novoměstský Pivovar to bardzo duży lokal ze sporą piwnicą. Prosto od wejścia znajduje się warzelnia, a w prawo poniżej bar. Do wystroju można podejść dwojako. Jeden powie, że jest klimatycznie, a mnogość detali tworzy piwno – piwniczną, swojską i czeską atmosferę. A ja powiem, że centymetr kurzu nigdzie nie wygląda dobrze. Nawet ja swoje szkła na półce czasem myję. Dodam jeszcze, że dziesiątki zegarów wyglądało ciekawie w ostatniej scenie Konesera z Geoffreyem Rushem, a tu czterdzieści poradzieckich zakurzonych budzików wygląda tylko żałośnie. Całość uzupełniają duperele, bibeloty, zakurzony wiszący chmiel oraz atmosfera pierwszych pizzerii w Polsce. Nic nie pasuje do niczego. Dodatkową atrakcją jest wyjąca (nie chodzi mi o ton głosu, ile o głośność) muzyka prezentująca czeskie szlagiery, których nie powstydziło by się Radio Piekary, gdyby były po śląsku.
Dopełnieniem wizerunku lokalu był kelner. Jego brew powędrowała bardzo wysoko na czoło, chwilowo zastępując nieistniejące włosy, gdy zamówiłem małe piwa. Co z tego, że dwa? Z dezaprobatą pokiwał głową, wywrócił oczami i sapnął. Oddalił się posuwistym ruchem zombie. Sytuacja powtórzyła się jeszcze raz, gdy doczłapał chwilę później do stolika i ze zdumieniem odkrył, że nie chcemy nic jeść. Sapnięcie, oczy wywracające się, jakby chciały zobaczyć telepiącą się w środku czaszki kulkę na sznurku, kiwnięcie głową. Folklor folklorem. Buc bucem.
Wszystko to co powyżej poszłoby w zapomnienie, gdyby piwo prezentowało poziom powyżej przeciętnej. A jaki był to poziom?
Svetle był słodowe, z nikłą goryczką, za to z imponującym diacetylem. Dla mnie jego poziom był zbyt duży, ale wiem, że istnieją fani tego masła w piwie. Tmave to wzorzec DMSu w piwie. Dimetylosiarczek, przejawiający się w tym przypadku potężnym zapachem i smakiem gotowanej kukurydzy, przykrył pałętający się gdzieś tam karmel. Straszna lipa.
Mimo bardzo dobrego położenia możecie spokojnie omijać to miejsce. Ogólna kiszka. Pokazywanie środkowego palca i ogólne pierdzenie w kierunku tego browaru spotka się z moją aprobatą.
0 komentarze