Stift Engelszell
10:32
Nie wiem, czy jest to odprysk piwnej rewolucji i rosnącego popytu na szeroko rozumiane piwa inne na świecie, ale fakt jest następujący - od trzech lat każdego roku działalność swoją rozpoczyna kolejny browar klasztorny, mogący pochwalić się znakiem Authentic Trappist Product. Do 2012 r. właściwie jednym tchem wymienialiśmy sześciu Trapistów w Belgii i jednego w Holandii, wtedy też działalność swoją rozpoczął pierwszy browar Trapistów w Austrii - Stift Engelszell. Klasztorny browar warzy trzy piwa i o wrażeniach z picia wszystkich trzech napisałem poniżej.
Nie ma się co oszukiwać, że browary trapistowskie w swej działalności walczą o wysoką jakość piwa, utrzymywanie tradycji piwowarskich czy stawiają sobie inne wydumane cele. One warzą piwo dla kasy i jako jedni z nielicznych nie boją się o tym mówić głośno. Tak, dla kasy. Różnica między nimi, a browarami komercyjnymi czy innymi browarami klasztornymi lub pseudoklasztornymi (o tej delikatnej różnicy pisałem gdzieś tu) jest taka, że cały zysk przeznaczają na utrzymanie klasztoru i nie wypracowują nadwyżek finansowych.
Klasztor Stift Engelszell znajduje się w austriackim Engelhartszell an der Donau, w Górnej Austrii. Ten jedyny w Austrii klasztor Trapistów został ufundowany w 1293 r. jako klasztor Cystersów i z różnymi oczywistymi problemami (reformacja, pożary, gradobicia, trzęsienia ziemi i koklusz) działał do 1786 r., gdy został rozwiązany przez Józefa II Habsburga (jaśnie oświeconego świętego cesarza rzymskiego).
Widok na zabudowania klasztoru http://static.panoramio.com/photos/large/79200367.jpg |
W 1925 dotarli do niego, zmuszeni do ucieczki z powodu zawieruchy wojennej, Trapiści z Alzacji. W 1931 r. Engelszell zostało podniesione do rangi opactwa, a pierwszym opatem został Gregorius Eisvogel, dotychczasowy przeor. Tylko trzecia część z 73 braci wróciła do opactwa po II Wojnie, w czasie której Gestapo skonfiskowało klasztor. Największa encyklopedia świata podaje, że obecnie mieszka tam tylko siedmiu braci. A może by rzucić to wszystko i zostać Trapistą? Warto jeszcze przetłumaczyć sobie nazwę Engelszell. To Duch Anioła. Pięknie - jak rzekłby Pałlo Koeljo - że aż pytka mięknie.
Dziś Klasztor Engelszell słynie z produkcji likierów, sera, a od niedawna także piwa klasztornego. No właśnie, piwa. Ciekawe jak smakuje?
Stift Engelszell - Benno to austriacka interpretacja belgijskiego dubbla. Benno jest ciemnobursztynowy, raczej klarowny z delikatnym tylko zmętnieniem, ma potężną brudnobiałą czapę piany, drobniutką i gęstą. Wygląda kusząco. Zapach już nie koniecznie - jest klasyczny, ale stanowczo zbyt delikatny. Pojawia się charakterystyczny karmelowy banan, nuty śliwek i rodzynek. W smaku jest bardziej słodowo i w konsekwencji raczej słodkawo. Niestety jest też dziwnie pustawy smak. Są w nim suszone owoce, akcenty chlebowe i karmel, ale uczucie braku pełni potęguje spore wysycenie, które mi akurat nie odpowiada. 6,9% alkoholu nie zauważyłem. Benno jest dobry, ale nic ponad to.
Stift Engelszell - Nivard to 5,5 procentowe jasne ale. Przy tym piwie ingerował duch anioła albo Świętego Niwarda, bowiem ledwie zrobiłem zdjęcie, przyjrzałem się jasnopomarańczowej barwie piwa i całkiem sporej, ładnej pianie, nagle!, nie z tego ni z owego trzymałem w ręku do połowy pełny pokal, a część piwa - do połowy już pustego - znajdowała się na panelach, ławie i regale. Niezłe osiągnięcie jak na tak niewielką ilość trunku. Pokój wypełnił aromat drożdży, kwiatów oraz słodycz - generalnie delikatna belgijskość. W smaku piwo jest lekko pikantne i morelowe. Bardzo subtelne, z chlebowym posmakiem, średnią pełnią, słodyczą z ostrością pieprzu. W posmaku lekko gryzące. Ogólnie bardzo przyjemne. Ale ponownie nie wymiata. Dobrze jednak rozgrzewa mimo w sumie niskiej alkoholowości.
Stift Engelszell - Gregorius to ponoć dark triple, aczkolwiek zawartość alkoholu (9,7%) wskazuje jednoznacznie na quadrupla. Piwo ma barwę czerni/brązu coca-coli, ale pod światło widać, że jest to brunatna breja. Piana znika bardzo szybko. Piwo pachnie słodko i owocowo (suszone i czerwone owoce). W smaku do tych owoców dochodzi miód, karmel i toffi. Co ciekawe pojawia się jeszcze w smaku nuta słona, bardzo mi to odpowiada. Tak samo jak w przypadku poprzedników piwo jest ok, poprawne, ale nic ponad to. Nie zachwyca, nie urywa, nie tarza po ziemi, a szkło na półce w kuchni nie drga przy każdym łyku.
Mam szczerą nadzieję, że Trapistów nie będzie teraz przybywało jak grzybów po deszczu, bo za chwile co chwilę będę trafiał na przeciętne piwa trapistowskie. Choć tu trudno mówić o przeciętności. Wszystkie inne piwa trapistów (a do dziś piłem już wszystkie z klasycznej siódemki z Beneluksu) są po prostu lepsze. Te nie są złe, ale jest nad czym pracować. Bardzo jestem ciekaw, jaki poziom przedstawiają otwarty w 2013 browar w USA i w 2014 drugi browar Trapistów w Holandii.
0 komentarze