Cztery na cztery - z archiwum piwnych podróży
08:49
Po trzech przeglądach łikendowych, w których zbiorczo pisałem o sześciu piwach, nastąpił moment, gdy tych nowości nazbierało się tyle, że nie ma co mnożyć ilości postów ponad miarę. Jeden wpis, w którym policzę się z różnymi piwami - a to najnowszymi, a to już nieco leciwymi, jest najlepszym rozwiązaniem w sytuacji, gdy trzeba się zabierać za podsumowywanie pobytu w Pradze, nie mówiąc już o zwieńczeniu epopei belgijskiej.
Dziś więc browary Perun, Kraftwerk, Pracownia Piwa, Genius Loci, Trzech Kumpli, Brodacz, Spirifer i Olimp. Aż trzy browary debiutują na blogu. Całkiem niezły przegląd, prawda? Przy czterech piwach jestem na tak, a przy czterech na nie. Trzy z nich nie powinny nigdy powstać. Przy jednym w dodatku jestem zażenowany całkowicie.
Orzechowy Gaj to ostatnie piwo (w momencie gdy zaczynałem to pisać, to tak jeszcze było) Browaru Perun, który co prawda zaczął średnio od płaskiego jak klata modelki Jasnego Gromu, ale potem systematycznie wypuszczał ciekawsze piwa. Orzechowy Gej, bo tak nazywam sobie to piwo, to piwo... orzechowe. Co za niespodzianka. Stylowo to brown porter, ale piwo jest zdecydowanie zdominowane przez aromat i smak orzechów laskowych. Poza tym obecna jest kawa zbożowa i karmel. Piwo jest raczej szorstkie, pełne w smaku i treściwe. W posmaku byłoby pewnie słodko gdyby nie przyjemne odczucie paloności. Mimo że piłem już dwa razy, to mam z Orzechowym Gejem problem. Z jednej strony ciekawe doznanie, a z drugiej dwóch na raz bym nie wypił, bo w czasie picia robi się zbyt ciężko.
Zupełnie nie zamulające jest kolejne piwo. Leśny dziad to trzecie piwo kontraktowego Browaru Kraftwerk. Po świetnym Beboku i maślanej pomyłce z Witnicy chłopaki wracają do Majera i podejmują temat wędzonego lagera. Podejmują go odważnie i dobrze im to wychodzi. Piwo wygląda mało apetycznie, zupełnie inaczej niż spodziewałbym się po lagerze. Leśny Dziad jest mętny jakby to był zawiesisty roggenbier, porównałbym go z klarownością procesów myślenia Macierewicza. Ale to jedyna jego słabość. Zapach może nie jest bardzo mocny, ale niezwykle przyjemny - rządzi w nim wędzonka szynkowo-oscypkowa, która wraca także w smaku. Byłem przekonany, że w piwo trzeba się będzie wgryźć i zamuli, ale jest zaskakująco lekkie i przyjemne, z delikatną goryczką na finiszu. Bardzo przyjemne zaskoczenie.
Dragon Fire (Pepper Rye Imperial IPA) z Pracowni Piwa uzyskał tytuł najlepszego piwa pierwszej edycji wrocławskiego BeerGeek Mandness w sierpniu 2014 r., na którą to imprezę został specjalnie uwarzony. Po pół roku w chwale wraca na szeroki przestwór knajp i ja dopadam go w Namaste. W niedawnym plebiscycie (portalu, który umiera) umieściłem go na pierwszym miejscu, tak mnie DF sponiewierał. Jestem przekonany, że gdyby był nieco szerzej dostępny, to wygrałby ten plebiscyt. Piwo jest lekko mętne, pomarańczowe, z niewielką pianą, która jednak zaznacza na szkle kolejne łyki. To piwo należy to rzadkiej kategorii polskich imperial IPA, które są doskonale zbalansowane. W aromacie wali w nochal potężna marakuja i inne owoce egzotyczne, które zapowiadają potężną słodycz. Ta nie przychodzi, bo pierwszy łyk poprawia drugim strzałem - goryczy w paszczę. 120 IBU to nie tylko czcze przechwałki. Mięsista gorycz długo pozostaje w ustach wraz z posmakiem owoców. Piwo dodatkowo jest lekko drapiące, co pewnie jest zasługą pieprzu. Ja go nie czułem w smaku, ale drapało wyraźnie przy pierwszych łykach. Piwo jest gładkie, aksamitne i cholernie pijalne.
Illuminatus - to debiut browaru Genius Loci, który zaraz po nim wypuszcza Pils Not Dead. Na pierwszy ogień poszedł styl, który nie ma u nas jeszcze zbyt wielu przedstawicieli, a mianowicie american saison, czyli hybryda przyprawowej Belgii i nowofalowych chmielu (USA - Amarillo i Mosaic, Australia - Nelson Sauvin i Japonia - Sorachi Ace). Opiekuńczy kontraktowy demon zawładnął opolskim Browarem Słociak. Nie jestem fanem saisonów, które uważam za zwyczajnie zamulaste i mdłe, choć wiem, że zdarzają się smaczni przedstawiciele tego stylu. Chyba dlatego to piwo tak pozytywnie mnie zaskoczyło. Wygląda tak jak powinno - jasno żółty i opalizujący kolor. Elegancko. W zapachu delikatna, wręcz ulotna przyprawowość, którą uzupełniają cytrusy oraz drożdże w tle. Całkiem spore ciało kryje w sobie sporą goryczkę. Piwo jest tak sesyjne, jak tylko może być.
Persefona to kolejna bogini z Olimpu. W przeciwieństwie do trzech kolejnych piw, to nie jest ewidentnie złe, ale zwyczajnie ginie w natłoku znacznie lepszych american india pale ale. Jego grzechem jest nieprzyjemna, zalegająca trawiasto - ziołowa gorycz. Piwo przez to jest mało rześkie, gryzące i wykrzywiające nie mocną goryczą, ale goryczą niefajną. Zdaje sobie sprawę z tego, że to moje odczucie i innym może ta gorycz odpowiadać. Mnie się wydało mdłe i nijakie. Nieco pustawe, jakby tej goryczy nie miało nic wesprzeć. Jestem na nie. Czekam na kolejne bóstwa.
Browar Brodacz i jego debiut Takie Życie to chyba wypadek przy pracy i zastanawiam się, dlaczego nikt za to coś nie przepraszał, a zupełnie nie wiem czym się można zachwycać (vide niektórzy). Piwo to lekki (9° blg) roggenbier. Dziwny koncept, ale ok. Takie Życie jest jednak ewidentnie zrypane. Nie dość, że wygląda jak błotnista gnojówka, co zawsze można piwu wybaczyć, szczególnie że jest to piwo żytnie. Nie można jednak wybaczyć potężnego aromatu i smaku siarki. Kilka łyków, które byłem w stanie zrobić sugerowałoby, że ktoś chciał zrobić piwo kojarzące się z piekłem. Nie jestem diabłem i nie pijam piw siarkowych. Odbijało mi się nim całą drogę na autobus. Jakbym miał czas, to posprzeczałbym się o zwrot pieniędzy lub odszkodowanie za próbę otrucia.
Trzech Kumpli w browarze w Wojkówce uwarzyło kiedyś porter Brownie i ja kiedyś ten porter kupiłem w Małpie. Choć zdjęcie zrobiłem okularami google, to dobrze oddaje wygląd, któremu nic nie można zarzucić. Przyczepić można się do aromatu. Halooo, czego? Tak, piwo praktycznie nie pachnie. Lekki zapach kakao to stanowczo za mało. Poza tym piwo jest tak wodniste, jak tylko może. Gdyby było ciut bardziej, to nie nazywało by się piwem, a wodą. W smaku jest jakaś kawa, jakaś paloność i coś chmielowego, jednak jest tego stanowczo zbyt mało. Rozumiem, że to piwo jest czyjąś pomyłką.
Haka z kontraktowego Spirifera to żytnie india pale ale. Jest to raczej ostatnie piwo z tego browaru po jakie sięgnąłem. Jeżeli głównym aromatem i przewodnim smakiem, którym może pochwalić się IPA jest masło, to oznacza że coś jest poważnie nie tak. Ani to wypić, ani tym posmarować chleb. Nadało się do udrożnienia odpływu w zlewie. Szkoda fantastycznej etykiety na taki gniot.
Już w tamtym roku trudno mi było nadążyć za nowościami. Życie w mieście bez multitapu jest jednak trudne. W tym roku jest i będzie to jeszcze bardziej skomplikowane. Pocieszam się tylko tym, że piwny urodzaj to nie tylko niemająca wpadek Pracownia Piwa, Perun, obiecujące Genius Loci i Kraftwerk, ale także cała masa piw, które nie są smaczne, albo nurzają się w przeciętności niczym politycy w gównie.
5 komentarze
Kuźwa 8 opisanych piw, a nie piłem tylko jednego- to chyba źle o mnie świadczy ;)
OdpowiedzUsuńGeneralnie z większością się zgadzam(znaczy miałem podobne odczucia) ale na pewno nie nazwał bym OG treściwym(dla mnie zbyt wodnisty) , a w Persefonie ta gorycz była znacznie mniej "trawiasto-ziołowa i zalegająca niż np w A ja pale ale, i wcale mi tak bardzo nie przeszkadzała.
A ja pale ale to w ogóle dla mnie porażka. Ale racja, Persefona mi nie smakowała, nie dopiłem, a rzadko mi się to w sumie zdarza...
UsuńOrzechowy Gej jest okej. Poziom treściwości dla mnie w porządku;)
No właśnie - odnośnie Gaju. Dla mnie tez był lekki na granicy wodnistości. Może jak próbowałeś miałeś przesyt piwa (jeśli taka jednostka chorobowa występuje).
OdpowiedzUsuńPiwożłopie, jeśli jest takie coś jak przesyt piwa, to stanowczo się odżegnuję od cierpienia nań, aczkolwiek zewnętrzny obserwator pewnie mógłby mi to zarzucić :v
UsuńUlżyło! Jeszcze bym się zaraził.
Usuń