Redeny dwa
10:04
Dziś zapraszam na wpis, który miałem przygotować na spokojnie, ale wypite piwa są absolutnie warte tego, by szybko o nich napisać. Musicie wszak od razu wiedzieć, co omijać lub - jak w tym przypadku - czego poszukiwać. Już chciałem napisać, że oto oba Browary Reden wypuściły piwa, ale okazuje się, że oba pochodzą ze Świętochłowic. Uff...
Piwa to
absolutne nowości - Banany na Rauszu i The Kindest of Ales. Po prawej naprawdę fajna etykieta.
Pierwsze piwo to dla mnie ryzyko. Wszak za pszenicami nie przepadam. Ta tutaj jest jednak wędzona, więc moja słaba silna wola uległa i zakupiłem butelkę w Piwnym Dworcu w Czeladzi. Na nazwę piwa sam browar ogłosił konkurs i dobrze, że wygrała nazwa Banany na Rauszu - jest boska. Banany na Rauszu pochodzą z plantacji w Świętochłowicach. Mnie się te etykiety średnio podobają - niby są ok ale czegoś im brakuje (może odpowiedniej czcionki?). Piwo wygląda spoko - ciemno pomarańczowa barwa, jest oczywiście mętne, minusem jest piana - średnia i szybko znika. W zapachu zdecydowanie dominuje wędzonka, jest intensywna i szynkowa. Potem przychodzi lekki goździk i banan. Łooo. Ten smak jest genialny. Co za wspaniałe połączenie. Średnia pełnia i mocne podwędzenie, trochę dymne, trochę ogniskowe - czuję że dla niektórych może to być przyciężkawe, bo ta wędzoność przydaje piwu goryczy. W połączeniu z pszeniczną słodkością i minimalną kwaskowością sprawia, że pije się to świetnie. To mówię ja - pszeniczny hejter.
The Kindest of Ales miało swoją premierę 10.04.2015 (wczoraj) w katowickim Namaste przy okazji premiery płyty śląskiej kapeli J.D. Overdrive - The Kindest of Deaths. Swoją drogą ciekawy pomysł na datę premiery płyty o takiej nazwie. Mój jedyny kontakt z tą kapelą, to wlepka w kiblu któregoś z lokali w Pradze, ale jak sobie teraz słucham, to jest fpytę. The Kindest of Ales to american india pale ale przyprawione Columbusem, Chinookiem, Centennialem i Simcoe. Piwo cechuje się sporą klarownością i imponującą gęstą pianą. Zwalił mnie z nóg aromat, nie tak jak skarpety studenta, ale pozytywnie - jak kilogram wyciśniętych marakui. Passiflora i do tego cytrusy. Zapach jest piękny. Owocowy i słodkawy. W smaku już jednak przywala gorycz, jest duża (podane 70 IBU na pewno), ale pełnia piwa też jest niemała, więc komponuje się to świetnie. Gorycz jest długa i smakuje owocami egzotycznymi, ciut mandarynką oraz grejpfrutem. Te owoce mnie zamiatają. Całkiem jak sok multiwitaminowy. Świetnie połączenie i użycie chmieli. Dla hop-headów to pozycja obowiązkowa. Chyba nie trzeba się spieszyć, bo skoro piwo nie powstało w chorzowskim Redenie, to pewnie wystarczy dla wszystkich...
0 komentarze