Browar Lubrow
08:59
Nie chce Mahomet przyjść do góry, to góra przyjdzie do Mahometa. Jako że do Trójmiasta jest trochę daleko, nie po drodze do niczego i w dodatku kompletnie nie widzę sensu w spędzaniu czasu nad morzem skoro - nomen omen - góry są fajniejsze, to przebrałem się za boskiego wysłannika i czkałem na przybycie do mnie piw z Browaru Lubrow. Oczywiście się udało. Oto na półkach zaprzyjaźnionego sklepu pojawiły się piwa z Gdańśka. Jakże wygodnie. Każde piwo bardzo mnie zaskoczyło, więc tym bardziej zapraszam do czytania.
Dawno już nie byłem nad morzem, więc nie dane mi też było odwiedzić tamtejszych browarów. Browar Lubrow działa od niespełna dwóch lat w samym centrum Gdańska. Jest to przykład łączenia browaru restauracyjnego oraz dyskoteki. Browar w Czechowicach-Dziedzicach pokazuje (a byłem tam w ostatnią sobotę ok 19:30), że lokal pełen młodzieży dyskotekowej nie przeszkadza temu, aby warzyć dobre piwo. Do Czeladzi przyjechały trzy piwa i wszystkie trzy postanowiłem sprawdzić.
Zachmielacz Trójmiejski to piwo w stylu american india pale ale. Dosyć potężne jak na ten styl, bowiem przy ekstrakcie 17,5° zawiera 7,5% alkoholu. Duża mętność przy buro-brązowej barwie nie wygląda najpiękniej i przypomina błotko. Esteta ominąłby szerokim łukiem sięgając po klarownego Prazdroja. Przynajmniej pianą przypomina nieco Plzensky wynalazek. Jest ładna i trwała. Mimo że etykieta nie podaje chmielenia, to dałbym sobie rękę uciąć, że jest tam Amarillo, bo to właśnie charakterystyczne dla niego nuty cytrusowe dominują w tym piwie. Poza tym w zapachu są jeszcze zielone jabłuszka. W smaku zahacza o masełko, ale z tym chmieleniem komponuje się to dosyć ładnie. Lekką kwaskowością znów dają o sobie znać jabłka. Piwo jest gorzkie, a ziołowo-cytrusowa gorycz utrzymuje się w gardle dobrą chwilę. Piwo jest gładkie, treściwe i niegryzące pomimo 7,5% alkoholu. Niestety niczym się ta aipa nie wyróżnia. Ot przeciętna +. Ale dalej jest już tylko lepiej.
SKM Pils nawiązuje swoją nazwą do trójmiejskiej Szybkiej Kolei Miejskiej, która łączy miasta metropolii. Piwo ma jasnopomarańczową barwę, jest dosyć klarowne i takim pozostało aż do wlania resztkówki z dna. Piana buduje się spora, ale dosyć szybko znika. Ziołowy aromat kojarzy mi się z pilsami niemieckimi. Ooo! Gorzko. Jak na pilsa to nawet bardzo. Gorycz jest ziołowa i krótka. Dobra. W smaku SKM jest słodowe, ale potężnie chmielone. Jest przy tym lekkie i rześkie. Na pograniczu masła, ale nieco dalej od niego niż Zachmielacz. Poza tym pewne rzeczy można wybaczyć pilsowi. Kawał świetnego piwa.
Milk Jet powitał mnie bardzo elegancką i dystyngowaną czernią, na widok której aż wdrapałem się na Mur i krzyknąłem Winter is coming! Spod kapelusza beżowej piany - drobnej i sporej - usłyszałem jednak głos rozsądku - You know nothing! Wiem jednak, że w zapachu dominuje palone ziarno oraz nutka laktozy. W smaku przepyszne połączenie sporej paloności, lekkości uzyskanej słodyczą mleka, akcenty mlecznej czekolady i kakao, a nawet wanilli. Piwo jest gładkie i aksamitne. Tę dobrą robotę posmaku musi robić Amarillo (tym razem wymienione). To piwo wchodzi lepiej niż poranne Cola Cao zagryzane Kukuruku przy 5-10-15 we wczesnych latach 90. To bardzo udany milk stout, w którym przewagę mają akcenty palone.
Jedno zdanie należy się też etykietom. Są niezłe i z pewnością się wyróżniają. Koniec zdania. Jeśli najsłabszym piwem z trzech jest AIPA, której nauczyciel Tomasz dałby 3+ na zachętę, to dobrze świadczy o browarze i zmusza mnie do zaplanowania wycieczki na daleką północ. Nie do Sopotu, gdzie znajduje się filia restauracji i browaru, ale do Gdańska, co muszę sobie dobrze zapamiętać.
0 komentarze