Słodowy Dwór w Bieszczadach
13:25
Wybierając się w maju w Bieszczady nie zastanawiałem się mocno nad tym, jakie piwo ze sobą wziąć. W magicznym pudle czekały na mnie dwa zestawy piw nowych, jeszcze przeze mnie nie próbowanych i właśnie te siedem butelek wpakowałem do plecaka kosztem butelki z wodą i sandałów. Nie ukrywam, że o mocniejsze drżenie serca przyprawiały mnie szczególnie piwa ze Słodowego Dworu, całkiem nowego mikrobrowaru. Butelki wyraźnie rzuciły mi się w oczy za sprawą swoich etykiet, które swoją stylistyką przypominają secesyjne grafiki Alfonsa Muchy.
Nie dość, że piwa wyglądają wspaniale, to jeszcze nie są przedstawicielami żelaznych stylów (pszenica, marcowe, pils). W podlaskich Harasimowiczach Emilia i Adam Falkowscy porzucili nudne, utarte ścieżki na rzecz piw innych. Są to kolejno sweet stout, belgijskie ale oraz angielskie IPA. Dla mnie to wybór bardzo ciekawy, nieco na przekór wszelkim trendom, zgodnie z którymi albo warzy się niemiecką klasykę albo amerykańskie/nowozelandzkie india pale ale.
Bieszczady witają nas ulewą. Nie deszczykiem, nie mżawką, nie siąpieniem, ale regularnym oberwaniem chmury. Wisi ona tak nisko, że można ją pomylić ze snującymi się w dolinie mgłami. Jest mokro, wilgotno i nieprzyjemnie. Wcześnie zjedzone śniadanie zdążyło się już ułożyć w żołądku wraz z wypitą herbatą, pruje pełny termos, a my czekamy na okno pogodowe. Jest! 8:30 - nie leje, tylko kapie. Idziemy, choć pierwsza, odważniejsza ekipa już od pół godziny w drodze.
Wspinaczka ze Schroniska pod Rawką na Małą Rawkę jest zawsze intensywna, a potęgujące się z chwili na chwilę opady nie poprawiają nastroju. Plan jest taki, że wchodzimy na szczyt, robimy w tył zwrot i wracamy. W połowie drogi jestem już kompletnie przemoczony, nie ma na mnie nic suchego. W takiej sytuacji na Małej Rawce możemy podjąć tylko jedną decyzję - idziemy na Wielką Rawkę, to bliziutko (szczególnie słonecznym latem). Na Wielkiej Rawce sytuacja się powtarza i o to ześlizgujemy się w stronę Kremenarosa. Bardziej mokro nam już nie będzie. Jeszcze po drodze musimy wytłumaczyć się Watasze z celu podróży i po podejrzanie krótkim czasie (w stosunku do czasów przejścia na znakach i mapie) jesteśmy na styku trzech granic - polskiej, ukraińskiej i słowackiej. Ciągle pada, więc trzeba odprawić piwny rytuał, aby przyciągnąć słońce.
Słodowy Dwór - Dolina Jakubowa to english india pale ale, czyli w zamyśle piwo idealne, gdy pada deszcz. Muszę tylko potwierdzić, że w rzeczywistości się takim okazało. W tym piwie wszystko mi się zgodziło od początku do końca. Dolna Jakubowa jest miedziana i nieprzejrzysta, piana jest delikatna ale trwała (mimo deszczu, a może dzięki niemu). W zapachu dominuje chmielenie na modłę wyspiarską, co owocuje aromatem ziołowym i trawiastym, a konserwatywnego sznytu dopełnia herbatnikowa słodowość i karmel. Jest też wyraźnie gorzko. Piwo jest raczej tęgie i nisko wysycone. Dla mnie to idealne zestawienie tych dwóch cech. W sytuacji, gdy jest zimno, 7% alkoholu staje się rozwiązaniem wyśmienitym! Bardzo smaczne i stylowe angielskie IPA. Chętnie do niego wrócę!
Po piwie pakujemy się i zarządzamy odwrót. Tym razem nie spotykamy już pograniczników i w szybkim tempie znajdujemy się ponownie na Wielkiej Rawce, z której w normalnych warunkach wiosennych rozlega się wspaniały widok na Bieszczadzki Worek, Połoniny i góry ukraińskie. Tego dnia widać wszechobecne chmury, tylko nielicznymi momentami rozganiane przez wiatr, przez co dostrzegamy inne góry niż ta, którą mamy pod nogami. Zawsze coś. Czy na 1304 m. npm można nie wypić piwa? Można, ale po co?
Z plecaka wyszarpałem Biebrzańskie, czyli belgian pale ale. Okazało się mocno klarownym, pieniącym się intensywnie płynem o złotej barwie. W aromacie dominowały nuty typowe dla piw rodem z Belgii - kwiaty, owoce i garść ziół. W smaku jest gorzko, bardzo gorzko - dla mnie zdecydowanie zbyt jak na lekkie piwo. Gorycz jest przy tym łodygowa i mocno ściągająca, co potęguje przytłaczające wrażenie. Biebrzańskie okazuje się przyciężkawe i wymaga lżejszej ręki przy dodawaniu chmielu. To w miarę obiektywnie. Subiektywnie, w panujących warunkach wypiłem szybko, bo chciałem jak najszybciej rozpocząć proces suszenia, a do tego trzeba było jeszcze wrócić do schroniska.
Nazajutrz rano nie jestem (jesteśmy) najświeżsi, bo nasi towarzysze udając się spać nieopatrznie pozostawili przy naszym stoliku liczne, prawie pełne butelki (likier, wódka, wiśniówka), a nie chcieliśmy zostawiać tego nikomu na głowie. Niemniej jednak za sprawą tego alkoholu mieliśmy okazję wyłuszczyć sobie nawzajem, jak głupi jesteśmy kontekście wyborów i innych spraw mało ważnych.
Dzień powitał nas mocnym słońcem i temperaturą wyższą o około 10° C. Celem jest przejście Połoniny Wetlińskiej, wdrapanie się na Smrek, a następnie dotarcie do Bacówki Jaworzec. Pnąc się w stronę Chatki Puchatka, żenującego i popularnego schroniska na Połoninie Wetlińskiej, marzę o wyciągnięciu z plecaka piwa i zaspokojeniu pragnienia.
Słodowy Dwór - Białowieskie to sweet stout zwany czasem milk stoutem. Nie jest do końca czarny, ma lekkie refleksy, ale wieńczy go elegancka beżowa piana. Białowieskie nie ma poważniejszych wad, ale na pewno nie jest udanym stoutem. Okazało się zbyt wodniste, zbyt mało aromatyczne (jest laktoza i lekka paloność) i stanowczo zbyt płaskie w smaku (kwaśne nuty kawowe, mleczna czekolada). Jest po prostu mało intensywne. Ni to słodkie, ni to wytrawne. Po dłuższej chwili paloność dominuje cały smak. Sweet stout na pewno do poprawy.
Jedno bardzo dobre, jedno niezłe i jedno mi nie pasujące piwo. Liczę na to, że kolejne nowości będą docierać do zaprzyjaźnionego sklepu i ceny będą podobnie zachęcające (między 5 a 6 zł).
Zła pogoda nie zwalnia od szklaneczki piwa! |
0 komentarze