Browar na Jurze i Karczma u Stacha
08:30
Gdyby ktoś dwa lata temu zasugerował mi, że z własnej woli pojadę na wycieczkę do Zawiercia, kazałbym mu się rozpędzić i uderzyć mocno głową o ścianę. To jedno z tych miast, o których nigdy bym nie słyszał, gdyby nie przechodziła tamtędy Centralna Magistrala Kolejowa, czy droga na Jędrzejów, rodzinne miasto mojej mamy. Gdybym jednak powiedział, że w Zawierciu nie ma nic ciekawego, skłamałbym. Przy wspomnianej drodze, tu gdzie na podwyższeniu spoczywa wrak Miga 15, znajduje się Karczma i Stacha. Przytulona jest do Browaru na Jurze, miejsca bez wątpienia wartego odwiedzenia. Poniżej napiszę z jakiego powodu, choć chyba nie trzeba być Wróżem Maciejem, by się tego domyślić.
Początkowo delikatnie martwiłem się o dojazd z dworca do browaru, ale na miejscu okazało się, że nie będę musiał korzystać z jedynego autobusu komunikacji miejskiej w stronę Ogrodzieńca, bowiem "akurat" nie jedzie. Trzy kilometry w piękną pogodę to nawet nie rozgrzewka przed spacerem i już po chwili dotarliśmy na miejsce.
Browar na Jurze stał się szerzej znany po tym, jak zaczęła tam warzyć swoje piwa Pinta, przez co może on uchodzić za forpocztę piwnej rewolucji w naszym kraju. Jednak jeszcze wcześniej słynął z warzenia Zawiercia Czekoladowego, które nie było piwem czekoladowym, ale doskonałym stoutem. Przez dobre dwa lata warzenia tam Pinty piwna rewolucja nie dotykała specjalnie piw zawierciańskich, ale na szczęście w pewnym momencie dostrzeżono potencjał nowej fali. To browar o mocach produkcyjnych porównywalnych z np. Gościszewem, więc potencjał jest bardzo duży. Musiałem zobaczyć to na własne oczy.
Browar na Jurze stał się szerzej znany po tym, jak zaczęła tam warzyć swoje piwa Pinta, przez co może on uchodzić za forpocztę piwnej rewolucji w naszym kraju. Jednak jeszcze wcześniej słynął z warzenia Zawiercia Czekoladowego, które nie było piwem czekoladowym, ale doskonałym stoutem. Przez dobre dwa lata warzenia tam Pinty piwna rewolucja nie dotykała specjalnie piw zawierciańskich, ale na szczęście w pewnym momencie dostrzeżono potencjał nowej fali. To browar o mocach produkcyjnych porównywalnych z np. Gościszewem, więc potencjał jest bardzo duży. Musiałem zobaczyć to na własne oczy.
To co ujrzałem początkowo sprawiło, że chciałem odwrócić się na pięcie i uciec, gdzie pieprz rośnie. Mam wrażenie, że budynek Karczmy to koszmarny sen architekta, wynik suto zakrapianej imprezy, na której studenci architektury prześcigają się w projektowaniu kiczowatego obiektu. Nie będę się starał tego opisywać, bo na architekturze się nie znam, a poczucie estetyki sprawia, że palce wykręcają mi się w stawach. Jeden obraz przemówi lepiej niż tysiąc słów.
W środku jest właściwie analogicznie. Połączenie wiejskiej chaty, domku myśliwskiego oraz średniowiecznego zamczyska. Dla mnie nie ma w tym uroku. Na szczęście tu, gdzie zaczynają się minusy karczmy i browaru, także się kończą.
Od razu wspomnę, że nie udało mi się wleźć do browaru. Mam nauczkę i następnym razem się umówię, ale wtedy nie będzie to tak spontaniczny wyjazd.
Wystawka na barze, w tle 2 krany |
W Karczmie u Stacha warto zjeść. Za niewielkie pieniądze obżarliśmy się srogo. Ja oczywiście nieśmiertelnym plackiem z gulaszem, którego smak zahaczał o perfekcję. Wiem, co mówię. Jestem ich wielkim miłośnikiem. Katarzyna zajadała się sznyclem (ja go chętnie dokończyłem zresztą), który był bardzo kruchy i delikatny. Z takim podkładem należało przejść do spożywania właściwego, szczególnie że był to dzień premiery Szatańskiej OBelgi.
Katarzyna nie wielbłąd i pić musi, co było dla mnie jedyną okazją do spróbowania już nie najnowszego wynalazku Browaru na Jurze, czyli Jurajskiego Jabłko-Mięta. Sam tego piwa nigdy bym nie kupił, ale - może już to zauważyłeś - nazwałem to piwem! Tak, bo mimo wyraźnego smaku jabłkowego z mocną nutą mięty, to wciąż smakuje jak piwo! Jabłko-Mięta rewelacyjnie gasi pragnienie i smakuje dwadzieścia razy lepiej niż Lech Szandi, którym z braku laku gasiłem pragnienie na ubiegłorocznym Przystanku Woodstock. Chyba nie piłem lepszego piwa smakowego, choć może po prostu teraz nie pamiętam. Kobietom polecam spróbować, mężczyznom polecam nie skreślać z góry.
Szatańska oBelga to belgian golden strong ale i zarówno złocista barwa, jak i 9% alkoholu mówią, że to nie jest żadna przesada. Jako miłośnik mocnych belgów stwierdzam krótko: ZAJEBIOZA! W piwie dominują intensywne aromaty kwiatowe i słodowe zaznaczające się wyraźnym toffi. Lekka drożdżowość wsparta jest delikatną kolendrą. W posmaku majaczą owoce egzotyczne wynikające z dodania chmielu Galaxy na zimno. Ani ja, ani znacznie bardziej wyczulona Katarzyna nie zauważyliśmy nuty alkoholowej. Piwo jest pełne, gęste, pijalne i bardzo smaczne! Uwaga, może być zdradliwe!
Jurajskie z Ostropestem to już niestety nie to samo piwo co na początku, a może to ja zbyt dobrze go wspominam? Sprawdza się jako solidny pils, ale ten przecież ma mieć chmiel amerykański i ostropest. Nie pieni się jakoś specjalnie, ale wygląda całkiem nieźle. Najbardziej kuleje aromat, w którym nowofalowość jest tylko ledwie zaznaczona. W smaku profil przechyla się w stronę słodową, z niewielką ziołowością. Ot do wypicia, nic więcej. W gorący dzień gasi pragnienie.
Jurajskie Porter potwierdził moją niedawną tezę, że to najlepszy porter w Polsce (jednego jeszcze nie piłem). Jest bosko aksamitny, delikatny i kremowy. Mocno słodowy smak to przede wszystkim paloność, ale także karmel, toffi i lukrecja. Są też, podobnie jak w zapachu, rodzynki. Aromat ma charakter wzmacnianego wina. Absolutnie przepyszne! Na osobną wzmiankę zasługuje piękna etykieta. Szczególnie podobają mi się mors i znaczek "nigdy nie jeżdżę po alkoholu". Jeśli nie kojarzysz, jak on tam wygląda, to koniecznie kup butelkę! Cieszę się, że Browar na Jurze stopniowo rezygnuje z poprzedniej linii etykiet, która była mocno archaiczna. Teraz jest rewelacyjnie.
Już w domu, oglądając pierwszą potyczkę Polski z Iranem w Lidze Światowej, obaliłem Koźlaka, który do tej pory jakoś omijał moją zagrodę. Mieszanka bursztynowego i brunatnego koloru prezentuje się nieźle w szkle. Dominuje w nim zapach karmelu oraz skórki chleba. Jest słodko. Nie jakoś zalepiająco, bo słodowość jest skontrowana lekką goryczą, ale nieco zbyt jak dla mnie. Alkohol zbyt szybko pojawił się w smaku, przez co piwo stało się ciężkie i długo się z nim męczyłem.
Pod względem piwa i jedzenia Karczma u Stacha i Browar na Jurze to bardzo przyjemne miejsce. Gdybym był zawiercianinem, to z pewnością często bym tam gościł i kończył wieczór pysznym porterem. Liczę, że browar jeszcze odważniej wejdzie w piwną rewolucję. Czas na zawiercian imperial stout!
Szatańska oBelga to belgian golden strong ale i zarówno złocista barwa, jak i 9% alkoholu mówią, że to nie jest żadna przesada. Jako miłośnik mocnych belgów stwierdzam krótko: ZAJEBIOZA! W piwie dominują intensywne aromaty kwiatowe i słodowe zaznaczające się wyraźnym toffi. Lekka drożdżowość wsparta jest delikatną kolendrą. W posmaku majaczą owoce egzotyczne wynikające z dodania chmielu Galaxy na zimno. Ani ja, ani znacznie bardziej wyczulona Katarzyna nie zauważyliśmy nuty alkoholowej. Piwo jest pełne, gęste, pijalne i bardzo smaczne! Uwaga, może być zdradliwe!
Jurajskie z Ostropestem to już niestety nie to samo piwo co na początku, a może to ja zbyt dobrze go wspominam? Sprawdza się jako solidny pils, ale ten przecież ma mieć chmiel amerykański i ostropest. Nie pieni się jakoś specjalnie, ale wygląda całkiem nieźle. Najbardziej kuleje aromat, w którym nowofalowość jest tylko ledwie zaznaczona. W smaku profil przechyla się w stronę słodową, z niewielką ziołowością. Ot do wypicia, nic więcej. W gorący dzień gasi pragnienie.
Jurajskie Porter potwierdził moją niedawną tezę, że to najlepszy porter w Polsce (jednego jeszcze nie piłem). Jest bosko aksamitny, delikatny i kremowy. Mocno słodowy smak to przede wszystkim paloność, ale także karmel, toffi i lukrecja. Są też, podobnie jak w zapachu, rodzynki. Aromat ma charakter wzmacnianego wina. Absolutnie przepyszne! Na osobną wzmiankę zasługuje piękna etykieta. Szczególnie podobają mi się mors i znaczek "nigdy nie jeżdżę po alkoholu". Jeśli nie kojarzysz, jak on tam wygląda, to koniecznie kup butelkę! Cieszę się, że Browar na Jurze stopniowo rezygnuje z poprzedniej linii etykiet, która była mocno archaiczna. Teraz jest rewelacyjnie.
Już w domu, oglądając pierwszą potyczkę Polski z Iranem w Lidze Światowej, obaliłem Koźlaka, który do tej pory jakoś omijał moją zagrodę. Mieszanka bursztynowego i brunatnego koloru prezentuje się nieźle w szkle. Dominuje w nim zapach karmelu oraz skórki chleba. Jest słodko. Nie jakoś zalepiająco, bo słodowość jest skontrowana lekką goryczą, ale nieco zbyt jak dla mnie. Alkohol zbyt szybko pojawił się w smaku, przez co piwo stało się ciężkie i długo się z nim męczyłem.
Pod względem piwa i jedzenia Karczma u Stacha i Browar na Jurze to bardzo przyjemne miejsce. Gdybym był zawiercianinem, to z pewnością często bym tam gościł i kończył wieczór pysznym porterem. Liczę, że browar jeszcze odważniej wejdzie w piwną rewolucję. Czas na zawiercian imperial stout!
Szatańskie obelgi
1 komentarze
Lubie smakować piwa, które są zrobione pod lokal
OdpowiedzUsuń