Browar Księży Młyn
08:30
Jeszcze do niedawna piwowarska strona Łodzi szerzej kojarzyła się tylko z Browarami Łódzkimi i oferowanym przez nie Porterem Łódzkim będącym jedną nieczyniącą wiosny jaskółką w wyjątkowo mroźnej porze mózgotrzepów (Junak, Fox, Fasberg, Argus). Bardziej obeznani piwosze mogli jeszcze odwiedzić Bierhalle, ale to przeżycie porównywalne z wyborem McDonaldsa jako restauracji. W ostatnim czasie miasto przypomniało o sobie zostając niechętnym bohaterem pseudo afery, jaka przewinęła się
przez media za sprawą Bogusia Lindy, który nazwał je "miastem
meneli". Faktycznie, gdy tylko opuści się reprezentacyjną
Piotrkowską, która – co warto zauważyć – robi fantastyczne
wrażenie i skupia życie miasta czy inne pojedyncze miejsca jak choćby Manufakturę czy zrewitalizowany Księży
Młyn, Łódź nie różni się niczym od Sosnowca – jest brudna,
odrapana, zadymiona i przypomina raczej robotnicze miasta Górnego
Śląska niż 700 tysięczne miasto z aspiracjami. Pod bardzo wieloma
względami jednak jest Łódź bardzo ciekawa.
Dziś
zabieram was do jednego z nowych i piwnie interesujących miejsc na
mapie filmowej stolicy polski. Do Browaru Księży Młyn.
Browar
został otwarty 27 września 2014 roku na terenie łódzkiej strefy przemysłowej. Dojście na piechotę z Piotrkowskiej to
ok 25. minut spacerku. Z dworca już lepiej czymś podjechać.
Zlokalizowany
jest w zabytkowych budynkach byłej szarpalni bawełny. Browar Księży Młyn to część Restauracji Gronowalski i Buddha Pubu. Restauracja, pub i browar w jednym. Skomplikowane to do granic możliwości.
Już z
daleka prezentuje się znakomicie, przede wszystkim za sprawą
czyściutkiej czerwonej cegły, z której jest zbudowany. W środku
można poczuć się jak członek łódzkiej elity – lokal urządzony
jest ze smakiem, ale widać przepych i "odrobinę" luksusu. Bardzo
ciekawie prezentuje się połączenie elementów postindustrialnych,
nowoczesnych mebli, masywnego drewna i surowych ceglanych ścian. W
głównym pomieszczeniu nie ma żadnych ścianek, dzięki czemu jest
przestronnie, a całości dopełniają ogromne okna. Praktycznie całą
długość jednej ze ścian zajmuje potężny bar, naprzeciw którego
kolorem miedzi połyskuje sprzęt warzelny. Jednorazowe wybicie browaru to 500 litrów, a piwo może leżakować w ośmiu 10 hektolitrowych tankach. Tego dnia warzeniem
zajmował się piwowar - Damian Bińkiewicz, dzięki czemu widziałem, ile czasu zajmuje
wywiezienie młóta po gotowaniu.
Niestety
trafiłem na bardzo zły dzień. Wyjątkowo podły i smutny dla mnie.
Do spróbowania było tylko i wyłącznie jedno piwo. To niestety
strasznie słabo jak na browar, który warzy nie tylko swoje piwa,
ale także kontrakty (Browar Piwoteka). Fakt, piwo było
wyjątkowo smaczne i nie odmówiłem sobie drugiego kufelka, no ale
jednak… Piwem
tym był Księży Młyn Marcowe. Nie powiem, dawno nie piłem tak zacnego marcowego. Zbożowo-słodowa pełnia smaku wzbogacona jest aromatem i smakiem herbatnikowym, w ustach jest dosyć pełne i zaskakująco kremowe, dryfuje od lekkiej słodyczy do umiarkowanej wytrawności. Gorycz jest przyjemna i raczej krótka. Eleganckie i smakowite to piwo!
Browar
robi bardzo dobre wrażenie, a ja miałem po prostu pecha, bo na co
dzień dostępnych jest kilka piw – nie tylko klasycznych stylów,
ale także tych nowofalowych. Wszystko co piłem z Księżego Młyna - jedno piwo własne i kilka piw Piwoteki (w tym śledziowe Ucho), pokazuje że potencjał do właściwego używania sprzętu jest, a piwa wychodzą rewelacyjnie. Optymistyczne to. Kiedy byłem w Łodzi nie działał jeszcze najnowszy browar - a właściwie Antybrowar. Bardzo więc jestem ciekaw kolejnej wizyty w Łodzi. Oby jak najszybciej, szczególnie że tamtejsze puby są rewelacyjne.
1 komentarze
I jak zawsze po Twoim opisie mam ochote pakować mą walizke;) tylko niech browar się odezwie kiedy można poszerzyć piwne doświadczenia :) bo coś czuje, że warto :):):)
OdpowiedzUsuń