Browar Miejski Sopot

14:30

Okres zimowy, który daje o sobie znać koniecznością zmiany opon i zrobienia porządku z akumulatorem, a także regularnym skrobaniu szyby, jest doskonałym czasem, aby powspominać ciepłe letnie dni, gdy nawet ulewa przetaczająca się nad portowym miastem cieszy. W tym roku wakacje spędziłem mało spektakularnie z punktu widzenia przeciętnego podróżnika, ale miałem okazję zobaczyć kilka naprawdę ciekawych browarów, odwiedzić masę fajnych knajp, wypić sporo ciekawych piw i nawet przekonałem się, że leżenie na plaży nie musi być totalnie nudne. To ostatnie prawdopodobnie podobało mi się tak bardzo, że całkiem niedaleko od gorącej, jak na wrześniowy czas, sopockiej plaży znajduje się Browar Miejski Sopot. O nim też dziś!


Sopot to urocze miasto. Egzystuje wciśnięte między Jelitkowo i Orłowo i nic sobie nie robi z bliskości większych towarzyszy. Z jednej strony chimeryczny Bałtyk, z drugiej strony lasy sopockie ze słynną Operą Leśną ("i festiwal w Sopocie, jaki ochlaj i wyżerka"). Malownicze okoliczności przyrody uzupełnia architektura czerpiąca garściami z romantyzmu historycznego, sprawiając że ten kurortowy eklektyzm początków XX wieku czyni z Sopotu wzorzec miejscowości letniskowej. Sopot to oczywiście Monciak. Niegdysiejsza Seestrasse dziś nosi nazwę Bohaterów Monte Cassino i jest prowadzącym od dworca do mola deptakiem, przez który musi przejść każdy, kto gości w Sopocie. Sopot to oczywiście Molo. W swym obecnym, około pięćset metrowym kształcie powstało w okresie międzywojennym i dziś jest wizytówką miasta. Co ciekawe zrealizowano na nim około piętnastu filmów z czego ja chciałbym Wam polecić mało znane "Medium" - bardzo klimatyczny, niepokojący i przepełniony aurą tajemniczości polski horror. Nie być na sopockim molo to jak nie być na Krupówkach (zdjęcie z misiem!), na rynku w Krakowie czy na porannej dwójeczce. Karygodne. 


Na Monciaku, vis a vis ładnego kościoła Św. Jerzego, znajduje się cel mojej wizyty w Sopocie - Browar Miejski Sopot. Działa od 6 lipca 2014 roku, ale piwa uwarzone na miejscu serwują dopiero od tego roku, bo wcześniej serwowano piwa z Kościerzyny. Piwowarem jest Artur Puszkarczuk, który zaczynał jako piwowar domowy. Byłem bardzo ciekaw, w jaki sposób kreatywność piwowara zetrze się z "potrzebą ludu", czyli koniecznością warzenia tzw. żelaznego zestawu (pils, pszenica, ciemne).


Jak napisałem browar zlokalizowany jest doskonale i od początku robi świetne wrażenie, szczególnie za sprawą zewnętrznego tarasu, gdzie spożycie umilał tłum turystek oraz potężny śpiew pewnego starszego pana, który swoim genialnym głosem pewnie dorabiał do renty. W środku jest bardzo elegancko i raczej nowocześnie. Nietypowym elementem jest biały, podświetlony fortepian - szkoda że akurat nikt na nim nie grał. Dwa pomieszczenia wykończone są cegłą, drewnem i sprawiają ciepłe wrażenie. Warzelnia o wybiciu 5,5 hektolitra znajduje się na przeciw wejścia, za barem, a tanki fermentacyjne (6 sztuk) i leżakowe (8sztuk) - wszystkie o pojemności 10 hektolitrów - z tyłu restauracji za wielką taflą szkła. Wygląda to bardzo fajnie.


Najważniejsze są jednak oczywiście piwa. Tego gorącego dnia czekała na mnie degustacyjna deska piw, na której znalazły się (uwaga niespodzianka!) pils, pszenica i ciemne... a także jakże typowe red american. Żart. Co prawda pierwszych trzech spodziewałem się niczym kolejnego suchara pana Ulicznegoburgera, ale przynajmniej jeden nowofalowy styl łamie oczekiwany schemat. Po kolei...



Z pilsem zawsze jest najwięcej problemów. Ciężko bowiem uwarzyć takiego, który zachwyci bez dwóch zdań. Będzie lekki i pijalny, a jednocześnie w istotny sposób zawładnie kubkami smakowymi. Pils z Sopotu ma bardzo czysty profil zapachowy, w którym koegzystuje zbożowa słodowość oraz chmielowe zioła. Skomponowany jest na wytrawnie i ma wystarczającą gorycz, by najprawdopodobniej zabić przeciętnego spijacza koncernowego, a jeśli nie zabić to na pewno skłonić do błyskotliwych przemyśleń w stylu "co to kufa jest". Pils jest ułożony, rześki i smaczny. Nie rozwali kubków smakowych, ale też nie obrzydzi.


Pszenica, choć zwykle mnie nie zachwyca, czasem miłe dla nosa aromaty przemyca. Niczym szlafmyca nie przesłoni mi świata, lecz lubię gdy smak napina mi żyłkę (i bica). Lekko kwaskowa jak kwasek cytrynowy - lecz lżej, posmak goździka jest na szczęście praktycznie zerowy. W teksturze gęsta, niczym zbita zawiesina, po pierwszym łyku nie zrzedła mi mina. Po drugim także, trzeci po nim był - a jakże. Większą część jednak Katarzyna wypiła, bo weizeny lubi i mi piwo zaiwaniła. Sześć i pół na dziesięć na koniec werdykt wydała, lecz mi wtedy cała deska już opustoszała. Skończyły się rymy i wena wyczerpała, pszenicę polecam, bo wtedy radę dała.


Red American to jedyne piwo w zestawie które  sprawi, że podniesie się ciśnienie piewcy rewolucji i miłośnikowi chmielenia nowofalowego. Czerwone IPA cechuje lekki lecz wyraźny aromat chmielu, mnie kojarzył się bardzo z odmianą Amarillo. Po tym początku do głosu dochodzi karmelowa słodycz słodowa. Piwo jest raczej słodkawe, ale gorycz w posmaku już na całkiem niezłym (średnim) poziomie. Ogólnie piwo jest bardzo sympatyczne, gorycz nie za mała i bardzo przyjemna. Może kiedyś jeszcze powtórzą, wtedy polecam.



Ciemne ale smakowało mi chyba najbardziej, choć nie jest to wybitnie udziwnione piwo. Osobom rozsmakowanym w nowej fali może wydawać się nudne, lecz mnie odpowiada ta bezpretensjonalność, bo prezentuje bardzo dobre wykonanie. Aromat to interesująca i intensywna mieszanka kawy zbożowej oraz gruntu spod parzonej kawy. Piwo ma słodkawy profil, ale słodycz jest elegancko skontrowana przyjemnym kawowym kwaskiem. Lekkie nagazowanie sprawia, że po prostu się pije. Koniec końców najciekawsze.


Piwa okazały się ponadprzeciętnie smaczne, a jak na moje doświadczenia z browarów restauracyjnych to nawet bardzo dobre. Jedzenie też było na wysokim poziomie. Nasze rybki były świeże, soczyste i smakowite. Jedynym minusem było to, że kelner wyraźnie nie wyrabiał - nikt się chyba nie spodziewał upałów w drugiej połowie wrześnie. Najważniejsze jednak, że piwo szybko wylądowało na stole - w takiej sytuacji można spokojnie czekać na resztę.

Browar Miejski Sopot z czystym sumieniem polecam każdemu, kto lubi dobre piwo. Sądzę, że można tam w ciemno uderzyć na jedno, dwa lub osiem.

Zobacz także

2 komentarze

  1. Całkowita zgoda! Warte polecenia miejsce. Tylko pytanie - czy u Ciebie "ciemne" to był dunkel? Ja w moim zestawie dostałem stouta i był to jeden z najlepszych stoutów jaskie kiedykolwiek piłem. Kapitalne aromaty tytoniowe, rzadko spotykane w takim natężeniu. Kawa i hawana po prostu. Rewelka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się zgadzamy piwożłopieJacku! U mnie to na pewno był stout. Samo miejsce zrobiło na mnie tylko pozytywne wrażenie! :-)

      Usuń

Obserwatorzy