Browar Reden
08:30
Kilka lat w historii piwowarstwa rzemieślniczego w Polsce to cała epoka. W marcu 2016 roku miną trzy lata (choć pierwsze piwo zostało z przyczyn biurokratycznych oczywiście uwarzone w listopadzie) od założenia chorzowskiego Minibrowaru Reden, w którym byłem w jeszcze bieżącym roku (klik), a browar ten ma wyrobioną markę i pokusza się o wypuszczanie coraz bardziej odważnych piw. Wymienię choćby świetny Wostok (kilk). W międzyczasie jego założyciel Henryk Fityka we współpracy z Adamem Maruszewskim planuje i otwiera drugi Browar Reden - w Świętochłowicach. Łukasz Łazinka pierwsze piwo uwarzył tam w lipcu 2014 roku, a samodzielnym piwowarem w Chorzowie został Paweł Fityka (syn Henryka), który wcześniej wspomagał Wiesława Musiała - pierwszego piwowara chorzowskiego Redenu, którego następcą był Łukasz Łazinka. Warto pamiętać, że oba Redeny to defacto osobne podmioty, których na obecnie nie można już łączyć. Dziś zapraszam Was do młodszego z Redenów, który znajduje się po ciemnej stornie Górnego Śląska, w mrocznych czeluściach Świętochłowic. Skorzystałem bowiem z przemiłego zaproszenia do zwiedzania i nie zastanawiałem się długo.
Browar w rzeczy samej mieści się w takim miejscu, do którego nie wybrałbym się wieczorem, bo w środku dnia czułem się niczym lovecraftowski bohater przyjeżdżający do opuszczonej miejscowości w stanie Vermont. Brudna cegła pamiętająca początek ubiegłego wieku, zdezelowany tramwaj, strefa (po)przemysłowa. Prawie jak w rodzinnym Sosnowcu. Browar swoje włości współdzieli z drugą firmą właściciela, z którą wspólnie zajmują budynki pokopalniane. Z zewnątrz od razu widzimy, z czym mamy do czynienia, bowiem budynek obwieszony jest wielkimi banerami. Po wnętrzu oprowadzał mnie i piwem częstował Olek - pomocnik piwowarów.
Sercem browaru jest oczywiście warzelnia o wybiciu 20 hektolitrów. To tu gotują się kolejne brzeczki i tu piwowarzy przez całą godzinę stali i ciepali do gara chmiel przygotowując 60 minut na godzinę, czyli session ipa, które premierę swoją miało w dniu, w którym odwiedzałem Świony. Piwo w Redenie nie jest niestety warzone codziennie, wąskim gardłem jest oczywiście leżakownia, mimo że od czasu otwarcia browaru rozrosła się dwukrotnie i dziś składa się z szesnastu 40 hektolitrowych tanków.
Browar Reden znalazł sobie ciekawą drogę, bo warząc piwa nowofalowe (Banany na Rauszu, Hamerykański Drim czy Milcoffeel) nie odcina się od klasycznych czeskich, niemieckich i belgijskich stylów. Z niewielkimi wpadkami wychodzi to bardzo dobrze. Największą popularnością cieszą się pils - Wielka Szycha i Polska Pszenica.
Co jeszcze zobaczyłem w browarze? Magazyn słodów (na zdjęciu powyżej, po prawej), linia rozlewnicza, a także ręczne etykietowanie i pakowanie - tego dnia nie było warzenia, ale roboty jest zawsze od groma. Najwięcej czasu spędziliśmy oczywiście w leżakowni, gdzie dojrzewały bardzo ciekawe rzeczy - american brown ale, który już jest na rynku i o nim niżej, genialny już weizenbock oraz jeszcze dosyć młody porter bałtycki o gęstości 22° blg. Czyż nie bosko?
Oczywiście nie omieszkałem spróbować tych specyfików. Mnie szczególnie cieszy koźlak pszeniczny, bo styl ten jest u nas traktowany po macoszemu, a dobrze zrobiony jest zajebisty.
Z Olkiem spędziłem dobre dwie godziny, w międzyczasie przewinął się jeszcze Łukasz oprowadzający innych gości. To i wcześniejsze spotkania z ekipą Redenu upewniły mnie, że to nie są przypadkowe osoby, które chcą zarobić na rosnącej popularności piwowarstwa rzemieślniczego. To ludzie zajmujący się piwem od dawna i robiący to z pasją. Piwowarzy to wspomniany wcześniej Łukasz Łazinka oraz Marcin Strzelczyk, którzy prawdopodobnie jako jedni z pierwszych w kraju zajmowali się piwowarstwem domowym (w dzisiejszym jego rozumieniu oczywiście).
Na koniec wrzucam wrażenia z degustacji trzech piw Redenu, z każdym miałem do czynienia pierwszy raz.
Czech Point to czeskie ale - piwo górnej fermentacji chmielone m.in. chmielem żateckim i również czeskim Kazbekiem. Nuda? Trochę tego się bałem i stąd ogromne zaskoczenie. Przede wszystkim jest mocno orzeźwiające, za sprawą intensywnych nut cytrusowych. Podbudowa słodowa smakuje biszkoptem i herbatnikiem, a gorycz jest wyraźna, ma cytrusowo-ziołowy charakter, krótka - za jej sprawą piwo jest lekkie i zgrabne. Piwo jest po prostu zajebiście smaczne.
Odmienne wrażenie zrobił na mnie za to Jasny Gwint, który stara się być białym IPA. Niestety wychodzi mu to słabo. Sprawia wrażenie topornego i nieułożonego. Aromat został zdominowany przez kolendrę i drożdże, smak jest wyjątkowo płaski, mocno słodowy, a gorycz choć grejpfrutowa, to męcząca. Wszystko się tu rozjechało i ja do niego nie wrócę... Po co?
Szczególnie, że do niemasturbacyjnego picia są takie wynalazki jak Brown eyed, czyli degustowane przeze mnie w browarze american brown ale, które piłem gdy już się pojawiło na rynku. Najbardziej w tym piwie odpowiadało mi to, że nie zostało zdominowane przez cytrusowo-żywiczne nuty chmielowe, ale wyraźnie orzechowa słodowa baza daje im odpór. Jest karmel, jest przypieczona skórka chleba, jest zwyczajnie bardzo przyjemnie. Ot do codziennego picia w sam raz.
Browarowi Reden życzę powodzenia, udanego rebrandingu, do którego się przymierza oraz nowych, lepszych etykiet. Czytelnikom i sobie życzę, by piwa ze Świętochłowic były dobre i jeszcze lepsze. Mam nadzieję, że oba Redeny znajdą swoje miejsce na wciąż nienasyconym rynku piwnym.
3 komentarze
Po tak zachęcającym opise miasta, "które nie mam pojęcia gdzie jest" aż marzy mi się wycieczka z aparatem fotograficznym no i brown eyedem w ręce (bo takie w moim guście, z tego co kojarze ;))
OdpowiedzUsuńAparatem, psem i choćby deską z gwoździem do obrony.
UsuńSuper wpis!!
OdpowiedzUsuń