Powrót do Łodzi
15:11
Browar
Piwoteka ciągle znajduje się na fali. Po ubiegłorocznych
sukcesach, jakimi było wypuszczenie m.in. Mawashi Geri, Zacnego Zalcmana, jedynego w swoim rodzaju Ucha od Śledzia czy bardzo
dobrego Drakkara z Gotlandii, kontynuuje wypuszczanie na rynek nowych
piw. Nie przeszkadza w tym zmiana, jaka nastąpiła na stanowisku
piwowara – Masona, który postanowił skupić się na swojej
działalności w Jabeerwocky, zastąpił Mateusz Cichal. W
dzisiejszym zestawieniu znajdują się dwa piwa uwarzone już przez
niego – Łdz IPA i Potężny Pinkus, a także trzy autorstwa Masona
– Krasnale z Bram, Porter Bałucki i Kapral Brown, który już od
dawna kisi się (zupełnie niesłusznie) w pamięci mojego komputera
i czeka na swą kolej.
Zapraszam do czytania, ale zanim przejdziesz dalej zobacz co pisałem o piwach z Piwoteki w jednym z poprzednich wpisów - klik.
Łdz
IPA to przedstawiciel popularnego stylu american india pale ale
uwarzone w piotrkowskim Browarze Jan Olbracht. Ma 14° blg i 5,5%
alkoholu, a chmiele to Magnum, Zeus, Cascade, Apollo, Centennial i
Citra – zestaw jest raczej klasyczny. Jeżeli całość miała
sprawiać wrażenie piwa grzecznego, ułożonego i niczym się nie
wyróżniającego, to się udało. Chyba szczególnie aromat był dla
mnie zaskoczeniem in minus.
Jest głównie ciasteczkowo-karmelowy z lekko zarysowanym cytrusem i
żywicą. Nie mówię, że jest zły, po prostu oczekiwałbym czegoś
innego. Goryczka jest średnia
i krótka, a samo piwo słodowo-cytrusowe. Nie zapada w pamięć,
więc nie wróżę mu powtórzenia, ale wypić nie zaszkodzi. 5/10.
Potężny
Pinkus to weizenbock,
a jego nazwa wzięła się od Mieczysława Pinkusa, właściciela
jednej z najpiękniejszych łódzkich kamienic. Koźlak
pszeniczny to styl kompletnie u
nas niedoceniony, czego najzwyczajniej w świecie nie rozumiem, bo
zmienia zwyczajną pszenicę w cięższe i bogate piwo. Piwo ma
ciemną barwę bardzo mocnej herbaty, ale jest nieprzejrzyste i
zwieńczone potężną czapą piany charakterystycznej dla weizenów.
Swoje tajemnice odkrywa już w aromacie są tu obecne zarówno i
goździki, jak i suszone śliwki, karmel i jakby lekka nuta wędzona.
Pachnie pięknie. 18,5°
gęstości początkowej i tylko 7% alkoholu wskazuje na dużą pełnią
i zaiste tak jest, a przy tym jest Pinkus nisko wysycony. Można się
obawiać, że zamuli ciężarem i słodyczą, ale zdecydowanie tak
nie jest – bardzo szybko znika ze szkła. W smaku znowu suszone
owoce, rodzynki i karmel. Bardzo dobry koźlak pszeniczny, zgrabny i
„okrąglutki”. 7/10. Domagam
się większej liczby kozłów pszenicznych!
Krasnale
z Bram to nieco spóźnione (dla mnie) piwo świąteczne (pisałem o nich tu), ale nie mam wątpliwości, że nie piłem ostatnio lepszego
klasycznego christmas ale.
Krasnale to swoiste połączenie irish red ale z dodatkiem w postaci
suszonych owoców: jabłek, gruszek i śliwek, przyprawione
goździkami, cynamonem i skórką pomarańczy. Już zapach przenosi
mnie do wigilijnego stołu w Cieszynie i późniejszego nocnego
posiedzenia z dużym brzuchem (moim) i kuzynką (moją). To po prostu
bożonarodzeniowy kompot z suszu. Pachnie rewelacyjnie i smakuje tak
samo. Nawet przyprawy są dodane z ogromnym wyczuciem. Krasnale są
złożone, zbalansowane i nadzwyczaj rześkie, co jest nietypowe dla
piw świątecznych. To piwo może spokojnie wracać co święta.
Chcę! 7/10.
Porter
Bałucki to przykład naszego dobra narodowego, za jakie uznaję
portery bałtyckie.
Bałucki ma tyle samo gęstości początkowej co Potężny Pinkus,
ale odfermentowany do 8% alkoholu. Poza tym leżakowany był z
płatkami dębowymi sherry. Płatki pozostały jednak dla mnie na
granicy autosugestii, nie wyczułem ani w aromacie, ani smaku. Zwraca
na siebie uwagę niewielką, ale bardzo ładną, ciemną pianą,
która dosyć długo pozostaje na szkle. Zarówno w aromacie, jak i w
smaku dominuje mleczna czekolada, lukrecja, a w smaku pojawia się
jeszcze zapewniająca wytrawną kontrę dla słodyczy paloność.
Problemem Porteru Bałuckiego jest brak odpowiedniego ciała, zbyt
wodnisty to porter, co mi przeszkadzało. Mam
drugą butelkę, którą wypiję po terminie, ale więcej ciała tu
niestety nie będzie. 5/10. W dalszym ciągu nie ma na rynku
porterów, które mogłyby rywalizować z tymi z dużych i wielkich
browarów. Przy czym rywalizować także przynajmniej przyzwoitą
dostępnością.
Kapral
Brown to eksportowy porter angielski, klasycznie ciemny lecz solidnie
nachmielony (tu dla niepoznaki amerykańskimi Columbusem i
Chinookiem). Kapral zachwyca od samego początku do samego końca.
Aromat to ciekawe połączenie paloności, gorzkiej czekolady,
cytusów i iglaków – zachęca do zanurzenia paszczy w niezłej
pianie. W smaku mocno kawowo i czekoladowo, Kapral pozostawia tu
wytrawny posmak, a jest też dosyć gorzki. Same chemie też robią w
ustach dobrą robotę mieszając cytrusy do ostrej paloności. Efekt?
Bardzo dobre piwo! 8/10. Zamarzyło mi się stacjonowanie w Bombaju i
oczekiwanie na kolejne morskie transporty beczek z Korony.
Nawet niewprawne oko zauważy, że na pierwszym zdjęciu znajduje się kooperacyjny Double Trouble, którego to miałem dorzucić do zestawu. Problem w tym, że cały internet jest zdania, że piwo jest zbyt słodkie i alkoholowe, więc postanowiłem rzucić jedyną butelkę na leżak. Jak już kiedyś wypiję, to na pewno tu o tym napiszę.
Piwoteka na swoich etykietach konsekwentnie promuje foodpairing, ale
zamiast klasycznych potraw stawia na regionalną kuchnię. Przykładem
mogą być kluski żelazne, kapłonek, żulik (to rodzaj pieczywa
znane też jako „chleb turecki”) czy knedle po bałucku. Dla mnie
bomba! Jak będę w łodzi, to koniecznie muszę poszukać miejsc,
gdzie można takie rzeczy wszamać.
Generalnie jest bardzo dobrze, browar w formie, a i cała otoczka na
wysokim poziomie.
0 komentarze