Beer Cup - Epizod IV - relacja
20:25
Kiedy o 18:10 wyjeżdżałem z parkingu w centrum Ostrawy, byłem święcie przekonany, że zwyczajnie nie zdążę na bitwę. Szczęśliwie Polska wciąż jest w ruinie i dobra zmiana nie dotknęła autostrady A1, z której wyjeżdża się na "czwórkę". Tym magicznym sposobem o 19:02 zaparkowałem auto w Katowicach i po kilku minutach wszedłem do wypełnionej ludźmi Absurdalnej, akurat gdy Remik – właściciel lokalu – rozpoczynał swoją standardową prezentacją piwowarów domowych oraz stylu hopfen weizen.
Piwowarzy domowi, tym razem w pięciu osobach, zajęli swoje miejsca i niecierpliwie oczekiwali na rozpoczęcie nalewania nieswoich piw. I na mnie czekało cieplutkie pół krzesła. Troskliwa i kochana ekipa doszła do wniosku, że nie potrzebuję krzesła, skoro i tak cały czas biegam z aparatem. Pech chciał, że po kilkunastu zdjęciach akumulator stwierdził, że dawno go nie karmiłem i postanowił umrzeć. Fotorelacja z bitwy stanęła nad przepaścią. Pomocną dłoń podał Szymon (Dziennik Piwny).
Przyjemnie jest wejść do Absurdalnej i z trudem szukać miejsca na cztery litery. Ta niezobowiązująca zabawa przyciąga całkiem sporą grupę ludzi. Niektóre twarze widziałem już po raz czwarty, co łatwo zauważyć gdy siadają w tym samym miejscu. I znów wąchają, i znów cmokają, i znów siorbią. Szybko zaczyna się licytacja co jest wadą, a co zaletą i która próbka jest najlepsza. Cztery hopfen weizeny dostarczyli Damian Hennek, Patryk Wocka, Bartosz Dziendziel, Andrzej Globisz i Tomasz Dawidowicz. Tak naprawdę styl pozostawił wiele dla kreatywności piwowarów – można było pogrzebać w gęstości piwa, ale chyba nikt nie zdecydował się na pójście w kierunku weizenbocka, można też było pokombinować z chmieleniem.
Ze wszystkich piw najbardziej posmakowała mi ta oznaczona numerem 3 – wyraźny aromat chmielowy dobrze łamał dobrze schowaną podbudowę pszeniczną. Niemniej jednak gdybym miał wybór, to nie kupiłbym piwa w tym stylu. Nie mój klimat. Ostatecznie bitwę wygrał tajemniczy Tomasz Dawidowicz, piwowar z ponad sześcioletnim doświadczeniem. On spotka się w kolejnej bitwie z Arturem Lesiakiem, zwycięzcą bitwy numer trzy. Całość wyników prezentuje się następująco.
Piwowarzy domowi, tym razem w pięciu osobach, zajęli swoje miejsca i niecierpliwie oczekiwali na rozpoczęcie nalewania nieswoich piw. I na mnie czekało cieplutkie pół krzesła. Troskliwa i kochana ekipa doszła do wniosku, że nie potrzebuję krzesła, skoro i tak cały czas biegam z aparatem. Pech chciał, że po kilkunastu zdjęciach akumulator stwierdził, że dawno go nie karmiłem i postanowił umrzeć. Fotorelacja z bitwy stanęła nad przepaścią. Pomocną dłoń podał Szymon (Dziennik Piwny).
Przyjemnie jest wejść do Absurdalnej i z trudem szukać miejsca na cztery litery. Ta niezobowiązująca zabawa przyciąga całkiem sporą grupę ludzi. Niektóre twarze widziałem już po raz czwarty, co łatwo zauważyć gdy siadają w tym samym miejscu. I znów wąchają, i znów cmokają, i znów siorbią. Szybko zaczyna się licytacja co jest wadą, a co zaletą i która próbka jest najlepsza. Cztery hopfen weizeny dostarczyli Damian Hennek, Patryk Wocka, Bartosz Dziendziel, Andrzej Globisz i Tomasz Dawidowicz. Tak naprawdę styl pozostawił wiele dla kreatywności piwowarów – można było pogrzebać w gęstości piwa, ale chyba nikt nie zdecydował się na pójście w kierunku weizenbocka, można też było pokombinować z chmieleniem.
Ze wszystkich piw najbardziej posmakowała mi ta oznaczona numerem 3 – wyraźny aromat chmielowy dobrze łamał dobrze schowaną podbudowę pszeniczną. Niemniej jednak gdybym miał wybór, to nie kupiłbym piwa w tym stylu. Nie mój klimat. Ostatecznie bitwę wygrał tajemniczy Tomasz Dawidowicz, piwowar z ponad sześcioletnim doświadczeniem. On spotka się w kolejnej bitwie z Arturem Lesiakiem, zwycięzcą bitwy numer trzy. Całość wyników prezentuje się następująco.
- Tomasz Dawidowicz – próbka nr 1 - 34 głosy,
- Bartosz Dziendziel – próbka nr 3 – 22 głosy,
- Andrzej Globisz – próbka nr 4 – 21 głosów,
- Damian Hennek i Patryk Wocka – próbka nr 2 – 7 głosów.
Tym razem posiedzenie przy stole stało (siedziało?) pod znakiem twarzy (wiem, że to słowo nie do końca trafione), które pojawiają się na blogu. Swoje opinie wyrażały właśnie pojawiające się w relacjach facjaty – Daniela, który uważa, że ryje są brzydkie; Piotra, który ma pretensje, że jego twarzy nie ma (a była!); Szymona, który może i mało znany, co ciągle wspomina, ale przystojny i elokwentny i Kuby, który zadebiutował już na blogu prawym profilem i jeszcze wróci. Gdybym miał wytykane parcie na szkło i lajki, to wrzucałbym tylko i wyłącznie zdjęcia Gosi.
Szymon wrzucił także wątek profesjonalnego podejścia do konkursu Beer Cup. Mimo że to zabawa konsumencka, gdzie niekoniecznie wygrywa najwyższa jakość piwa czy pieczołowite odwzorowanie stylu, a to co najbardziej smakuje zebranym ludziom, to część osób bardzo poważnie traktuje wystawiane tu piwo. Część dla odmiany warzy w ostatniej chwili lub na kacu, średnio pamiętając recepturę.
Będą się oni ścierać z piwowarami, którzy badają wodę pod względem twardości i zawartości minerałów, przygotowują kilka różnych warek, z których wybierają najsmaczniejsze piwo, biorą pod uwagę różne typy drożdży, różne zasypy i chmielenia. Choć Beer Cup to tylko „nieprofesjonalna” zabawa, to nie robił z ludzi ignorantów, którzy najchętniej wybiorą jasne miodowe. Wydaje mi się, że koniec końców wygrywa piwo po prostu najlepsze w tym momencie. Przyłożenie się do uwarzenia piwa z pewnością znajdzie odzwierciedlenie w głosach gości Absurdalnej.
Lewa ręka Gosi: "Dziś nie piję", lewa ręka Daniela: "Każdego szkoda" |
Zabawa była jak zawsze przednia, a na kranach zagościły bardzo ciekawe piwa – dwa nowe kawowe Józki z Pracowni Piwa czy arcyrewelacyjny torfowy barleywine z Nogne O – jest wart tych pieniędzy. Cieszę się, ze zdążyłem na bitwę, za dwa tygodnie styl session IPA, a za cztery bitwa przenosi się do Dobrego Zbeera do Gliwic. Fajnie, bo jeszcze tam nie byłem!
0 komentarze