Degustacje na Caryńskiej

08:00

Gdy mówi się Bieszczady, to myśli się przede wszystkim o połoninach. Jest to piętro roślinności w Polsce charakterystyczne tylko dla tego pasma górskiego. Ma charakter naturalny, ale jego dzisiejszy wygląd to także efekt działalności człowieka (nawet XXII w. p.n.e.).
Połonina jest wyrazem wschodniosłowiańskim (zachodniosłowiańska forma brzmiałaby płonina), i oznacza miejsce płone – puste, nieużyteczne, tj. nienadające się do uprawy roli. W językach południowosłowiańskich (m.in. słoweńskim i bułgarskim) słowo planina oznacza góry” - Wikipedia.
Połoniny cechują się odsłoniętymi, skalistymi grzbietami oraz niską roślinnością. Ich popularność polega właśnie na tym, że turyści poruszają się po odsłoniętych graniach, mając z każdej strony niesamowite widoki.


W pierwszy dzień ostatniego, zimowego pobytu w Bieszczadach udaliśmy się na Połoninę Caryńską, a ja zabrałem tam dwa piwa - russian imperial stout z Crew Republic, czyli budżetowy RIS oraz Miss Evę – imperialny brown stout z Browaru Widawa. Zapowiadało się więc ciekawie w każdym aspekcie.


Po prawie całonocnej jeździe nie byłem specjalnie zmęczony, ale trudno bym taki był, skoro całą drogę kimałem niczym nieżyw na tylnym siedzeniu samocho... Golfa. Kolejne przebudzenia pokazywały mi zmieniającą się porę roku. Układałem się w nocy jesienią, aby obudzić się w zimowy poranek. Masakryczne ilości śniegu, zasypana pętla bieszczadzka, oprószone drzewa, stalowe niebo i nisko snujące się chmury. Wszystkie odcienie bieli i szarości. 


Celem do zdobycia była Połonina Caryńska (w najwyższym punkcie 1297 mnpm.). Wstępny plan był taki, aby przejść od Ustrzyk, ale zerwała się kładka na strumieniu Wołosaty i przejście czerwonym szlakiem było niemożliwe. Ruszyliśmy więc od Przełęczy Wyżniańskiej (855 mnpm). Podejście na Połoninę od tej strony nie jest bardzo strome, ale trzeba się liczyć ze zmęczeniem, bo szlak praktycznie cały czas wznosi się pod stałym, niemałym kątem. Po wejściu między drzewa idzie się nawet całkiem stromymi schodami. Na szczęście zimowa aura rekompensowała nam wszystko tego dnia.


W pewnym momencie opuściliśmy zalesiony obszar i rozpoczęliśmy trawersowanie połoniny. Poprzednim razem, gdy próbowałem zimą wejść na tę połoninę, nie było mi dane dosłownie zobaczyć jej szczytu, nie widziałem nawet swoich śladów w śnieżycy i postanowiłem dokonać taktycznego odwrotu. Tym razem się udało. Na szczycie było jednak straszliwie zimno. To idealne warunki na otwarcie mocnego piwa.


Russian imperial stout Roundhouse Kick z niemieckiego browaru Crew Rpublic był agresywną odpowiedzią na trzeszczący mróz i przenikliwy wiatr. To też kop z półobrotu wymierzony we własne gardło. Otwarcie tego piwa nawet w porywistej wichurze spowodowało, że dokoła roztoczył się piękny aromat prażonej kawy, czekolady i suszonych owoców. Piwo było gęste i gryzące, szybko ożywiło moje wnętrze mocą alkoholu (9,2%), którego jednak praktycznie czuć nie było. 7,5/10. Fajnie byłoby się podelektować nim z w zimowym słońcu, ale mieliśmy tylko zimno. Szybko wypiliśmy piwo i powędrowaliśmy dalej.


Idąc w stronę Brzegów Górnych przechodzi się przez najwyższy punkt Połoniny Caryńskiej, by następnie zejść do siodła i rozpocząć schodzenie do zamieszkałych przez siedem (!) osób Berehów. U nas nie mogło być normalnie, to było miejsce, w którym wyciągnęliśmy dupoloty i heja… Raz poważnie wypadłem ze ścieżki, gdybym uderzył się w głowę i stracił przytomność nikt by mnie nie znalazł, tak daleko wyleciałem. Można powiedzieć, że zejście było szybkie. Po drodze jednak jest jeszcze duża wiata, a to zawsze dobry punkt do wypicia piwa.


To tu odbyła się degustacja Miss Evy z Widawy, czyli brown imperial porteru (18°) leżakowanego w beczce po whiskey. Wydaje mi się, że tak duży mróz utrudnia czerpanie radości z dobrego piwa. Chciałbym tego piwa spróbować jeszcze raz w domowych pieleszach, bo jest tego warte. Piwo jest wyraźnie owocowe (wiśnie, suszona śliwka), czekoladowe i mające sporo alkoholu w smaku i posmaku. Pomieszany ze smakiem drewna daje fajną kompozycję i nie drażni. W posmaku zostaje lekki kwasek. Wolałbym chyba by było ciut gęstsze w odczuciu, choć pewnie na odbiór wpływa niskie wysycenie. 7/10.


Najtrudniejszym momentem w tej trasie była nawet nie powrót z Brzegów Górnych do Przełęczy Wyżniańskiej po asfaltowej zasypanej śniegiem drodze, ale wzięcie na barki wielkiego plecaka i wniesienie kilkudziesięciu piw do schroniska. Ten piętnastominutowy spacer zamienił się w prawdziwą Golgotę (piszę to w Wielki Piątek, więc wiem co piszę). 


Połonina Caryńska to punkt obowiązkowy każdej wycieczki w Bieszczady. To nawet must be każdego górskiego łazika.

Zobacz także

11 komentarze

  1. Z powodu przeraźliwego zimna, potrzymuję Twój postulat i wręcz krzyczę: jeszcze raz chce to!!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie raz jeszcze będziemy w Biesach zimą - my też tego chcemy. W końcu trzeba kogoś łoić w bacówce :P

      Usuń
    2. Łoić?? :)zapomniałeś już o moim oddechu na plecach w Wewnętrznym Kręgu ;P piszę się rewanż zatem :D

      Usuń
    3. To może jakieś spotkanie degustacyjno-magioimieczowe w Jaworzniu? :P

      Usuń
    4. Umrzesz :P Tylko dajcie znać kiedy...

      Usuń
    5. obiecanki macanki :P
      wieczorową porą, bliżej weekendu, w jaworzniu :D

      Usuń
  2. Chyba "podtrzymuję"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za jakże wiele wnoszący komentarz. Po to właśnie mam bloga.
      Btw. Brakło Ci kropki na końcu i nie odpowiedziałeś(-aś?) pod komentarzem.

      Usuń
  3. Oczywiście :) ot literówka, niedopatrzenie :) zdarza się najlepszym :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy