Mam ogromny sentyment do belgijskiego piwowarstwa, bo to od niego rozpoczęła się moja własna piwna rewolucja. To właśnie piwa z Belgii wydobyły dla mnie bogactwo tego świata i przyczyniły się do powstania bloga. Belgia to piwa klasztorne, szczególnie trappistowskie, dziesięcioprocentowi mocarze, witbiry, saisony, oczywiście wszelakie lambiki, ale także inne kwaśne piwa. Bardzo lubię "pielgrzymki" z kielichem w ręku do kraju Flamandów i Walonów. Czasem to ekspedycje w nieznane, a czasem wojaże w swojskie rejony.
Dziś zapraszam na trzy dobrze mi znane piwa oraz cztery zupełnie nowe. Wszystkich poza jednym spróbowałem właściwie dopiero co. Nie dajcie sobie wmówić, że piwa belgijskie są nudne. Nudne to są koncerniaki.