The Royal Bar w Morecambe
10:13
Wracam do Anglii. Blisko dwutygodniowy urlop spędziliśmy w ciekawej okolicy hrabstwa Lancashire. Mieszkaliśmy w Heysham, słynącym z elektrowni atomowej i mieszkającego tam Tysona Fury (nie dostałem strzała znikąd). Heysham leży obok bardzo znanego niegdyś ośrodka wypoczynkowego Morecambe. To tam przez całe lata wybierano Miss Anglii. To musiały być niełatwe wybory, gdy nie było tam Polek, Rosjanek, Litwinek, Łotyszek, Ukrainek... Dziś, choć miasto przeżywa trudne czasy, to jest typowym angielskim miasteczkiem, ale o nim będzie innym razem. Warto wspomnieć jeszcze o sąsiednim Lancaster, historyczną i obecną siedzibą królowej Anglii. W takich oto historycznych rejonach przyszło nam wypoczywać i pić piwo.
Pomnik Erica Morecambe w samym centrum promenady - każdy ma takie zdjęcie. Każdy. |
Dziś zabieram was do klasycznego angielskiego pubu. Takiego najbardziej tru. Pomimo tego, że znajduje się przy samej promenadzie, tuż nad morzem i zaraz przy powyższym pomniku, to nie rzuca się w oczy i nie wyróżnia. Wciśnięta między inne kamienica pokryta białą elewacją z dużym lecz skromnym napisem The Royal Bar nie przyciągnęłaby mojego wzroku, gdyby nie potykacz z napisem "cask ale". To tych dwóch słów, wymiennie z "real ale", szukałem szwendając się po północy Anglii.
Wejście do środka to podróż kilkadziesiąt lat w przeszłość. Skrzypiąca podłoga, dawno pomalowane ściany, wszędobylskie ciemne i masywne drewno, ciężkie żelazne okucia wypełniają wielkie wnętrze o dwóch obliczach. Centralnym elementem jest bar z licznymi kranami. Wielkie panoramiczne okno powoduje, że frontowa część Royala jest jasna i skąpana w popołudniowym jakże typowym angielskim deszczyku. W głębi jest już troszkę ciemniej, ale wciąż wystarczająco jasno. Lokal jest mega klimatyczny, elegancki, ale widać że ta elegancja przykryta jest lekką patyną.
Będąc lekko po trzydziestce stanowczo zaniżaliśmy średnią wieku klientów. Mecz Francji z Irlandią nie wzbudzał specjalnych emocji. Nikt nie ucieszył się ani na bramkę Irlandii w 2 minucie, ani na dwa gole Griezmanna. Nie dziwię się. Przesympatyczny barman chętnie opowiedział o piwie, a w rozmowę od razu włączyli się stojący przy barze lokalsi. Tak oto wybraliśmy dwa pierwsze piwa wypite w angielskim pubie. Wzorem nowoczesnych multitapów na ścianie znajduje się lista zarówno podpiętych, jak i oczekujących beczek z piwem, bo te się zmieniają.
W takim oto właśnie klimacie nudnych angielskich stylów bujaliśmy się przez angielski czas. Po lewej stronie Hobo's Blonde z Hobo Brew Co., o którym nie wiedzą nic nawet agnielscy piwosze z RB. Blond Włóczęgi okazał się całkiem przyjemnym, ciasteczkowo-kwiatowym piwem. Gorycz jest tam niewielka, a piwo raczej wodniste, ale słodowa strona piwa była doskonała i całość niezła. 6/10. Blonde Star z browaru Anarchy Brew z pięknym efektem kaskadowym spowodowanym nalewaniem piwa pompą ciśnieniową jest troszkę mniej ciekawe, znacznie bardziej wodniste, mniej słodowe i lekko melonowe. Dało się wypić. 5/10.
Do pubu po południu przychodzą wszyscy, jest młodzież, są romantyczne pary, zgrupowani stali bywalcy, samotni strzelcy, ludzie w średnim wieku i staruszkowie. Wszyscy piją piwo. Przy szklance stoutu można się nawet zdrzemnąć. W środku tygodnia ludzi było jednak znacznie mniej, a my zdecydowaliśmy zobaczyć, jak wygląda piętro lokalu.
To część restauracyjna i ma nieco inny charakter, choć można by tu spokojnie kręcić serial dziejący się w latach siedemdziesiątych. Kelner nie miał nic przeciwko temu, byśmy sobie siedzieli sami u góry, nawet upewnił się, że drzwi są otwarte. Na tym piętrze i piętrach wyżej są już tylko pokoje hotelowe, bo taką główną (ale nie dla mnie) funkcję spełnia Royal.
No ale do knajpy nie idzie się na jedno piwo, więc w dobrym tonie jest powiedzieć, jak smakowało poprzednie i zamówić kolejne.
Los padł na Falling Star z Wickwar Wessex Brewing, minibrowaru z przeciwnego wybrzeża Anglii. To golden ale bez historii, mocno słodowy z leciutko zaznaczonym profilem chmielowym. Karmelowy i nie dość pełny, jak większość piw w tym stylu. Nie dość jak dla mnie. Do bezrefleksyjnego łojenia w sam raz. 4/10.
Sporo miejsc w Anglii mi się spodobało, ale Royala wspominam szczególnie. Przy kolejnej wizycie, gdy na rowerach zaskoczył na deszczyk (choć w sumie padało co dzień, więc czy można mówić o zdziwieniu?), to dla barmana było naturalne, że rowery wchodzą z nami.
Tym chętniej kontynuowaliśmy eksploracje wyspiarskich piw. The Royal Ale to kompletnie żadne piwo i nawet nie potrafię namierzyć go w internecie. Wodniste i leciutko słodowe z goryczką na poziomie zero. Nuda panie. 3/10. Co innego Cave Man z Manning Brewers - mikrobrowaru z Congleton, na południe od Manchesteru. To bardzo ciekawy przykład z jednej strony nudnego bittera, a z drugiej przyjemnie zbalansowanego piwa, gdzie solidna karmelowa pełnia miesza się z wyraźnym, choć nie mocnym, chmielem. 6/10.
Na koniec zostawiłem piwny wąs. Wkrótce ze szklanką w ręku poznamy bliżej Heysham i Morecambe. Zabiorę was w kilka piwnych miejsc, opowiem o nudnych stylach, pokażę jak pije się i je angielskie śniadanie. Zajrzymy do kilku browarów, a nawet będziemy w Liverpoolu.
Wejście do środka to podróż kilkadziesiąt lat w przeszłość. Skrzypiąca podłoga, dawno pomalowane ściany, wszędobylskie ciemne i masywne drewno, ciężkie żelazne okucia wypełniają wielkie wnętrze o dwóch obliczach. Centralnym elementem jest bar z licznymi kranami. Wielkie panoramiczne okno powoduje, że frontowa część Royala jest jasna i skąpana w popołudniowym jakże typowym angielskim deszczyku. W głębi jest już troszkę ciemniej, ale wciąż wystarczająco jasno. Lokal jest mega klimatyczny, elegancki, ale widać że ta elegancja przykryta jest lekką patyną.
Będąc lekko po trzydziestce stanowczo zaniżaliśmy średnią wieku klientów. Mecz Francji z Irlandią nie wzbudzał specjalnych emocji. Nikt nie ucieszył się ani na bramkę Irlandii w 2 minucie, ani na dwa gole Griezmanna. Nie dziwię się. Przesympatyczny barman chętnie opowiedział o piwie, a w rozmowę od razu włączyli się stojący przy barze lokalsi. Tak oto wybraliśmy dwa pierwsze piwa wypite w angielskim pubie. Wzorem nowoczesnych multitapów na ścianie znajduje się lista zarówno podpiętych, jak i oczekujących beczek z piwem, bo te się zmieniają.
W takim oto właśnie klimacie nudnych angielskich stylów bujaliśmy się przez angielski czas. Po lewej stronie Hobo's Blonde z Hobo Brew Co., o którym nie wiedzą nic nawet agnielscy piwosze z RB. Blond Włóczęgi okazał się całkiem przyjemnym, ciasteczkowo-kwiatowym piwem. Gorycz jest tam niewielka, a piwo raczej wodniste, ale słodowa strona piwa była doskonała i całość niezła. 6/10. Blonde Star z browaru Anarchy Brew z pięknym efektem kaskadowym spowodowanym nalewaniem piwa pompą ciśnieniową jest troszkę mniej ciekawe, znacznie bardziej wodniste, mniej słodowe i lekko melonowe. Dało się wypić. 5/10.
Do pubu po południu przychodzą wszyscy, jest młodzież, są romantyczne pary, zgrupowani stali bywalcy, samotni strzelcy, ludzie w średnim wieku i staruszkowie. Wszyscy piją piwo. Przy szklance stoutu można się nawet zdrzemnąć. W środku tygodnia ludzi było jednak znacznie mniej, a my zdecydowaliśmy zobaczyć, jak wygląda piętro lokalu.
To część restauracyjna i ma nieco inny charakter, choć można by tu spokojnie kręcić serial dziejący się w latach siedemdziesiątych. Kelner nie miał nic przeciwko temu, byśmy sobie siedzieli sami u góry, nawet upewnił się, że drzwi są otwarte. Na tym piętrze i piętrach wyżej są już tylko pokoje hotelowe, bo taką główną (ale nie dla mnie) funkcję spełnia Royal.
Widok z Royala - posąg Erica, trochę morza (przy odpływie go nie ma) i góry Lake District po drugiej stronie zatoki Morecambe |
No ale do knajpy nie idzie się na jedno piwo, więc w dobrym tonie jest powiedzieć, jak smakowało poprzednie i zamówić kolejne.
Los padł na Falling Star z Wickwar Wessex Brewing, minibrowaru z przeciwnego wybrzeża Anglii. To golden ale bez historii, mocno słodowy z leciutko zaznaczonym profilem chmielowym. Karmelowy i nie dość pełny, jak większość piw w tym stylu. Nie dość jak dla mnie. Do bezrefleksyjnego łojenia w sam raz. 4/10.
Telewizor - jedyne połączenie Royala z XXI wiekiem. Euro musi być. |
Sporo miejsc w Anglii mi się spodobało, ale Royala wspominam szczególnie. Przy kolejnej wizycie, gdy na rowerach zaskoczył na deszczyk (choć w sumie padało co dzień, więc czy można mówić o zdziwieniu?), to dla barmana było naturalne, że rowery wchodzą z nami.
Tym chętniej kontynuowaliśmy eksploracje wyspiarskich piw. The Royal Ale to kompletnie żadne piwo i nawet nie potrafię namierzyć go w internecie. Wodniste i leciutko słodowe z goryczką na poziomie zero. Nuda panie. 3/10. Co innego Cave Man z Manning Brewers - mikrobrowaru z Congleton, na południe od Manchesteru. To bardzo ciekawy przykład z jednej strony nudnego bittera, a z drugiej przyjemnie zbalansowanego piwa, gdzie solidna karmelowa pełnia miesza się z wyraźnym, choć nie mocnym, chmielem. 6/10.
Na koniec zostawiłem piwny wąs. Wkrótce ze szklanką w ręku poznamy bliżej Heysham i Morecambe. Zabiorę was w kilka piwnych miejsc, opowiem o nudnych stylach, pokażę jak pije się i je angielskie śniadanie. Zajrzymy do kilku browarów, a nawet będziemy w Liverpoolu.
1 komentarze
W Anglii czułam się jak rozpieszczona kobieta piwnego blogera, której nie dogodzisz ;) na palcach jednej ręki mogę wspomnieć coś pysznego kraftowego :)ale nie było to nic spożytego w TYM uroczym, typowym angielskim pubie :)
OdpowiedzUsuńPs. Dziś (30.09) jest u nas cieplej niż wtedy w czerwcu w Heysham :))))))
było booosko i mokro ;)