Browar Jedlinka
08:00
Pomiędzy Górami Wałbrzyskimi i Sowimi znajduje się uzdrowiskowa miejscowość, której historia sięga XIII wieku. Lecznicze właściwości tamtejszych źródeł przyciągały turystów od wieku XVII, a o browarze wspomina się już od wieku XVIII. Jedlina Zdrój to niewielkie miasteczko leżące rzut beretem od Wałbrzycha i dwa rzuty od Świdnicy. W niej od 2014 roku działa Browar Jedlinka. Dziś zapraszam was właśnie tam.
Hostel i Browar Jedlinka znajdują się na terenie Zespołu Pałacowo-Hotelowego Jedlinka, którego właściciele postanowili odrodzić tradycję piwowarską w miejscu starego browaru. Za sprawą konserwatora zabytków nie była możliwa jednak odbudowa i adaptacja ruin browaru, więc zbudowano nowy budynek, który ciekawie wkomponowuje się w kompleks pałacowy. Ruiny wciąż stoją pomiędzy dzisiejszym browarem a pałacem.
Największym zaskoczeniem jest stojący przed pałacem trójpłatowy samolot, w którym rozpoznałem od razu Fokkera Dr. I. Słynnym myśliwcem latał wszak niemiecki as lotnictwa Manfred von Richthofen. Ja sam ścierałem się z nim niejednokrotnie w symulatorach lotniczych z Amigi, których nazw już nie pomnę. Żadne inne gry symulacyjne nie sprawiały mi takiej frajdy, jak te z okresu I Wojny Światowej. Jak się okazuje niedziałająca replika nie znajduje się tu przez przypadek. Niemiecki pilot pochodził z Wrocławia, ale większość swojego życia spędził w Świdnicy. Krótkie posiedzenie w środku Fokkera uzmysłowiło mi, że latanie tymi drewniano-płóciennymi maszynami wymagało nie lada odwagi.
Przyznacie, że Gosia za sterem wygląda zjawiskowo. Kiedy już i ja przymierzyłem się do karabinów, przyszedł czas na browar. Sam budynek jakoś specjalnie nie zachwyca, ale dobrze wpisuje się w okolicę. Przez szklane drzwi widać cztery tanki leżakowe, ale jeszcze lepiej są widoczne tuż po wejściu.
Instalację i pierwsze know-how zapewnił Krzysztof Ozdarski, doświadczony piwowar. Dziś warzy już Łukasz Konopko. Sama warzelnia została umieszczona wprost od wejścia, więc nie sposób jej nie zauważyć, choć nie robi oszałamiającego wrażenia wizualnego. Zresztą całe wnętrze jakby czekało na dotyk kobiecej ręki lub architekta wnętrz.
Jest nowocześnie i surowo. Białe ściany spotkają się z nijaką posadzką, stalą i lekko niepasującymi zielonymi zabytkowymi kredensami. Całość zgrzyta nadmierną prostotą i brakiem spójności. Plusem są wielkie okna, które rozjaśniają wielkie pomieszczenie. Najlepsze miejsce na wysokiej ławie zajęliśmy my. Jedlinka jest browarem restauracyjnym, choć nietypowym, bowiem restauracyjne dania sprowadzają się tu do przepysznej włoskiej pizzy z pieca i potraw z grilla, których nie próbowaliśmy. Niemniej jednak piwa są już klasycznie restauracyjne, aby nie powiedzieć nudne - to w założeniach. Część browarną oddziela od strefy restauracyjnej bar, który robi najfajniejsze wrażenie w lokalu. Aż się prosi, aby lepiej wykorzystać klimat lotnictwa i ducha tamtejszej epoki.
Jedlinka wpisuje się w "tradycję polskiego piwowarstwa restauracyjnego" idealnie. Jest piwo jasne, pszeniczne, marcowe (choć akurat go nie było), rzekomo ciemne choć czerwone i dla zabicia nudy piwo sezonowe - AIPA. Nie było za to anonsowanego koelsha nad czym ubolewałem. Jest możliwość zamówienia deski degustacyjnej z pomysłowo oznaczonymi piwami, z której skwapliwie skorzystałem. Do dwóch piw też z wielką przyjemnością wróciłem w postaci dużej (choć nie największej - litrowej). Zacznę od największej bomby. Jaśnie Książe, pils o gęstości początkowej 12,5°, to najlepsze piwo w tym stylu, jakie piłem w tym roku. Bez dwóch zdań zmiażdżył mnie, zjadł, strawił i wypluł. Piękna, potężna biała piana dobrze skrywa aromat piwa, a ten jest czysto słodowy z mocnymi nutami ziołowymi. Piwo jest dosyć pełne, pijalne, rześkie, a przede wszystkim ma doskonałą gorycz. Intensywną, długą i niezalegającą. Rewelacja. 8/10. Podchmielony Lord, świeże american india pale ale, nieco mu ustępuje, ale też jest piwem smacznym. Nuty cytrusowe są tu wyraźne, ale nie całkiem przykrywają ciasteczkowo-karmelową podbudowę słodową. Pełnia jest też spora i gorycz wydatna, lecz piwo nie traci na rześkości i pije się świetnie nawet w postaci dużej. 7/10. Pszeniczny Pan jak to pszenica jest lekko kwaskowa i - jak dla mnie - zbyt mało bananowa, a zanadto goździkowa. Wypiłem próbkę i więcej bym nie brał, ale pewnie wśród fanów hefeweizenów znalazłaby miłośników. 5/10. Czerwony Baron wygląda i smakuje jak lager wiedeński, a nie piwo ciemne, gdyż po takiej nazwie spodziewałbym się dunkela lub schwarza. Jest bardzo w porządku, ze swoim lekko karmelowym i nieco herbatnikowym sznytem. Dla mnie mógłby jednak być mniej wodnisty i ciut bardziej goryczkowy. Tak to tylko 5/10.
Gdy w browarze restauracyjnym piwo jest ciekawsze niż wystrój, to oznacza zmianę cywilizacyjną. Jeśli ten pils częściej wychodzi w takiej formie, jak ten pity przez nas, to warto specjalnie na niego pojechać. Zobaczenie na żywo czerwonego Fokkera, to także wielka frajda. Właścicielom polecam dekoratora wnętrz z pomysłem.
0 komentarze