Browar Jana

08:00

Zawiercie od wielu lat było jasnym punktem na piwnej mapie Polski. Jeszcze zanim Pinta na dobre rozsławiła Browar na Jurze, warząc w nim kolejne rewolucyjne piwa, miasto było dobrze znane piwoszom. Produkowane tam Zawiercie Czekoladowe było u kresu ubiegłej dekady świetnym stoutem. Gdy w 2015 roku otwierał się w Zawierciu drugi browar, wiele osób zainteresowanych piwem zastanawiało się, czy ma on rację bytu. Ponoć na tej samej zasadzie mnóstwo osób wątpiło w sens otwierania tam wielkiego hotelu, przy którym browar stoi. 


Kompleks robi spore wrażenie. Sam Hotel Villa Verde jest wielki, za nim znajduje się odkryty basem, niewielki stok narciarski, a w środku centrum SPA (także piwne!). Hotel jest doskonałym punktem wypadowym do zwiedzania Jury Krakowsko-Częstochowskiej, a o jego popularności niech świadczy liczba zaparkowanych samochodów. No ale my przyjechaliśmy do Browaru Jana. Dokładnie Jana Łapaja, głowy rodziny, która rządzi tym interesem.

Zaprosiła nas już dawno temu przesympatyczna Sylwia, która zawsze z uśmiechem na twarzy polewa piwo na festiwalach. Kiedy ruszyliśmy zimowym porankiem (to nie było aż tak dawno temu, to pogoda tak szybko się zmienia) okazuje się, że Sylwia jest chora, ale ktoś znajdzie dla nas czas.


Browar nieśmiało przycupnął tuż za gmachem hotelu. Gdyby nie wielki napis, to pomyślałbym, że to budynek gospodarczy. Kiedyś zresztą pełnił funkcję pralni. Z zewnątrz niepozorny w środku tętni życiem. Akurat trwa napełnianie petainerów świeżutkim piwem i przygotowanie do wyjazdu ostatnich piw Browaru Trzech Kumpli, który do 2016 roku warzył tu swoje piwo. Wiktor Saczuk - piwowar - jest nieco zaskoczony naszym widokiem, ale szybko wchodzi w rolę gospodarza. Wiktora poznałem dawno temu w Lublinie, kiedy warzył piwo w Browarze Lwów, a my - z masą blogerów - braliśmy udział w niesławnej wycieczce do Browaru Perła, sprzedając nasze dusze za otwieracze i kubki termiczne.


Zwiedzamy zgodnie z procesem produkcyjnym piwa zaczynając spacer w magazynie słodu przy śrutowniku. Cały proces śrutowania jest oczywiście zautomatyzowany, a rozdrobniony słód trafia do sąsiedniego pomieszczenia za pomocą wyciągu. Dwunaczyniowa warzelnia ma pojemność 20 hektolitrów, a Wiktor marzy już o upgradzie tego sprzętu. Całość utrzymana jest w nienagannym porządku, a największe wrażenie - nie tylko na nas jak się okazało - robi wielka chochla do pobierania brzeczki z kotła. Tu trwa kilkugodzinny proces warzenia piwa, a właściwie brzeczki.


Znacznie więcej czasu spędza ono w leżakowni, gdzie przygotowana brzeczka fermentuje zmieniając się w gotowe piwo. Od 2015 roku browar rozbudował się o pięć tankofermentorów o pojemności 70 hektolitrów. Dołączyły one do pierwotnych siedmiu o pojemności 45 hekto i czterech 20 hekto. Rozbudowa to odpowiedź na rosnące zapotrzebowanie na piwo i możliwość współpracy z browarami kontraktowymi - najnowszym jest Tattooed Beer.


Wiktor oczywiście częstuje swoimi piwami. Rudolfem, Zajcewem, Oktavio, Vato Loco, Black Mathisem i wtedy przedpremierowym porterem bałtyckim. Wszystkie wróżą bardzo dobrze na dalsze leżakowanie i rozlew. Szczególnie zaskoczył mnie in plus Zajcew swoją gładkością. O Oktavio - w moim ulubionym piwnym stylu - nie muszę wspominać Bardzo smaczny, choć pamiętam że pierwsza warka mnie nie zachwyciła.


Kolejne pomieszczenie to monoblok - tu odbywa się butelkowanie i pasteryzacja, a piwo następnie jest pakowane. To miejsce jako pierwsze zostanie odnowione. Browar Jana szykuje się do zakupu nowocześniejszego sprzętu pasteryzującego, aby wyeliminować problemy charakterystyczne dla polskich małych browarów, jak na przykład brak dostatecznej kontroli nad pasteryzacją. Co bardzo ciekawe sama karuzela do napełniania piwa to sprzęt, który wymaga ciągłych konserwacji i napraw. Magazynek części zamiennych do niej robi niemałe wrażenie.


Na koniec idziemy jeszcze do budynku obok, w którym znajduje się magazyn beczek. W komfortowych warunkach leżakuje tu drewno. Niegdyś pełne whisky beczki dziś zalane są Zajcewem i Oktavio. Nie ukrywam, że nie spodziewałem się ich aż tylu. Wiktor szczegółowo opowiadał o wszystkich jasnych i ciemnych stronach warzenia, ale szczęśliwie tych pierwszych jest więcej. Ja jestem pod wrażeniem tego, że spod Warszawy przyjeżdża na kilka dni do Zawiercia. Praca jego drugim domem.

Wizytę w Browarze Jana będę wspominał bardzo dobrze, podobnie jak próbowane piwa. Życzę browarowi wielu sukcesów i masy dobrego piwa! A co jeszcze udało mi się wypić niedawno? Żadne z tych piw nie jest nowe, ale mam wrażenie, że z warki na warkę są one smaczniejsze.


Gruby Joe to oczywiście american stout i to taki bardzo klasyczny. Fajne spore ciało wypełnione jest wyraźną gorzką czekoladą, lekkim paleniem i fajną kompozycją chmieli. Cytrysowo-żywiczne nuty przy bardzo udanym aromacie pozostawiają zdecydowanie wytrawny posmak z domieszką kawy. Dość charakterne, złożone i ciekawe piwo. 7/10.


Kumar to mocne double IPA. Za pierwszym razem na PTP bardzo mi smakował, ale teraz już ku*wa przesadził. Jak na tak mocne piwo jest to cholernie pijalny Hindus. Piwo jest mocno słodowe, jego kręgosłupem są potężne tropikalno-żywiczne nuty, którym jest przeciwstawiona bardzo mocna gorycz. Całość sprawia wrażenie świetnie zbalansowanego. O takie imperialne IPA nic nie robiłem. Ale pić lubię. 7,5/10.


Jak sprawić, by pszenica mi smakowała? Uwarzyć jej imperialną wersję. Dzięki temu wszystkie nieliche zalety stylu otrzymają mocny, podwójny sznyt. W Rudolfie niby alkohol nieco przeszkadza, bo uwydatnia się, ale... heloł... piwo to alkohol. Lekka pikantność zdaje się wynikać z przypraw lub działalności drożdży, a banan lekko majaczy w tle. Niby tylko 5/10, ale wciąż ciekawsze niż zwykła pszenica.

Cóż dodać - pozostaje posznupać za piwami z Zawiercia. Moim zdaniem poprawiły się od czasu rozchwianych początków browaru. Także nowe wzornictwo etykiet przemawia do mnie. Należy szybko zapomnieć o grafikach z pierwszych piw Jana.

Zobacz także

2 komentarze

Obserwatorzy