Szukanie dziury w całym
08:00
Coraz częściej widuję na piwnych grupach i portalach oceny piwa, które kwitowane są stwierdzeniem - piwo poprawne lub - gdy nie przypadnie do gustu - piwo wadliwe. O ile pojawienie się nazwanej wady (pomijam, że wada jest często trudna do wymówienia) coś mi jeszcze mówi, o tyle stwierdzenie, że piwo jest poprawne jest warte tyle, ile obietnice kolejnych politycznych ekip będących akurat w naszym kraju w opozycji. Odnoszę wrażenie, że beer geecy piją piwo tylko po to, aby znaleźć w nim jakąś wadę, popisać jej jej znajomością i tym samym dodać sobie kolejne centymetry do długości e-penisa. Moim zdaniem ma to dwie główne przyczyny.
Nowe osiągnięcie na Ratebeer |
Jeśli chodzi o pierwszą, to musimy wrócić jeszcze do czasów przed Kopyrem (BK) i piwną rewolucją. Dość dynamicznie rozwijające się u nas piwowarstwo domowe do swoich własnych potrzeb wymagało wykwalifikowanych piwnych sędziów. Kształceniem certyfikowanych kadr, które sędziują w konkursach piwowarstwa domowego, od wielu lat zajmuje się Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych. Konkursy organizowane przez PSPD, w odróżnieniu od konkursów konsumenckich (np. bitwy piwowarów) są o tyle specyficzne, że piwo musi być przede wszystkim idealne stylowo, to znaczy jego kolor, nasycenie, aromat i smak nie mogą wychodzić poza raczej sztywne widełki określone dla poszczególnych stylów piwnych, a po drugie nie może mieć wad. To, czy jest ono smaczne, jest w najlepszym wypadku na trzecim miejscu. Sędzia piwny jest jak ginekolog - szuka problemów tam, gdzie inni znajdują przyjemność.
Ten sposób myślenia odbija się jednak bardzo mocnym piętnem na środowisku beer geeków. To znalezienie wad lub ich nie znalezienie (tzw. piwo poprawne) staje się Świętym Graalem domorosłych degustatorów. Nawet samo środowisko sędziów widzi, że międzynarodowi sędziowie BJCP (Beer Judge Certification Program) są znacznie bardziej piwu przychylni i priorytetem są dla nich jego mocne strony. Oczywiście w przypadku przeciętnych piwoszy smak jest istotny, ale sędziowskie podejście do piwa jest aż nadto widoczne wszędzie, gdzie można poczytać oceny piw w jeżyku polskim (lub zbliżonym).
Trend do poszukiwania wad idealnie zgrywa się z polska mentalnością niestrudzonego malkontenta. Wszak gdyby urządzać mistrzostwa świata w narzekaniu, to bylibyśmy wiecznymi zwycięzcami w każdej kategorii wiekowej i wagowej. Narzekamy na dom, mieszkanie, pracę, brak pracy, rodzinę, samotność, samochód, polityków, piłkarzy, sąsiadów i pogodę. Naukowcy już udowodnili, że nadmiar narzekania prowadzi do zmian w mózgu i... częstszego narzekania. Może się to okazać drogą bez powrotu.
Niestety dość często obie skłonności spotykają się ze sobą i następuje litania narzekania. Etykieta brzydka, krzywo naklejona, bez opisu stylu, za dużo morskich opowieści i spania przy kadziach, kapsel golas, piwo mętne, za dużo osadu, pływają farfocle, kolor za jasny, albo za ciemny, za bardzo się pieni (nie da się pić), albo piana za mała (wygazowuje się) mimo agresywnego nalania, pęcherzyki zbyt duże, słaby lejsing, nie krążkuje, za mało opalizujące, aromat żywiczny, a powinien być czekoladowy, albo czekoladowy, a powinien być żywiczny, zdradliwie bo zbyt sesyjne, albo zbyt ciężkie i nie da się za szybko pić...
To wszystko jest oczywiście ważne, ale najważniejszy jest jednak ostateczny odbiór piwa. Ono albo smakuje, albo nie. Nie każdy musi być sędzią piwnym i znawcą skomplikowanych wad. Skupmy się (apeluję też do siebie!) na pozytywach, zauważajmy mocne strony, cieszmy się z nowych inicjatyw, zamiast od razu szukać dziury w całym. No i przede wszystkim:
Nie przywiązujmy zbyt dużej uwagi do ocen piw, bo akurat Tobie może posmakować piwo, które większości nie smakowało. A piwo ma przede wszystkim smakować subiektywnie, a nie obiektywnie.
0 komentarze