Wielki przegląd imperialnych stoutów

08:00

O Jezusie Nazareński, Matko Boska, Światowidzie, Loki, Hefajstosie, Śiwo i C'thulhu... Jak mi się ciężko było zabrać za tę kobyłę. Początkowo wpis miał się pojawić na przełomie grudnia i stycznia, ale wraz z przybywaniem kolejnych RISów i notatek jego publikacja się odwlekała. Potem zastanawiałem się nad koncepcją kilkukrotnie zabierając się za pisanie. Nie udawało się. Wreszcie przyszedł moment otrzeźwienia. Jeśli kuźwa nie zacznę, to nie zrobię. Początkowy zestaw grudniowych RISów miał wyglądać tak:


Potem pomyślałem, że skoro wypiję tyle, to mogę pokusić się o rekord blogosfery ustanowiony przez Biroholika. Tomasz przez cały miesiąc pił po jednym imperialnym stoucie dziennie. Wyszło mu ich bodaj trzydzieści. Miłośnik sztosów zmotywował mnie do wypicia trzydziestu jeden, ale w grudniu i styczniu okazało się, że wyszło ciut więcej.


Kolejność piw jest przypadkowa. Zdjęcia robiłem dwoma aparatami, a czasem telefonem/łokciem, stąd brak chronologii, która jest tu zresztą zupełnie zbędna. Jeśli piwo było dobre, to doskonale wiem, kiedy i w jakich okolicznościach je piłem. Jak pewnie szybko zauważycie zdjęcia są tak stare, że jeszcze obrandowane zostały starym "logo".
 

Na początek wrzucam ostatnie piwo, jakie wypiłem w swoje urodziny. Even more Jesus z Evil Twin Brewing uwarzone w amerykańskim Westbrook w Nowym Jorku to piwo kompletne. Nawet bardziej Jezus to mocarz (12% alko) o ogromnej pełni, z dominującą czekoladą balansującą między deserową a słodką. Obok niej kawa, nuty lukrecji, melasa, a w tle akcenty palone. Duża pełnia wiąże się ze słodyczą i koniec końców to #teamsłodyczka wygrywa starcie. Niemniej jednak jest to zwyczajnie zajebiście dobre. 9/10.


W grudniu w Warszawie, w knajpie Artezana nie mogłem sobie odmówić Sippin' into darkness, bo akurat trafiłem na kranoprzejęcie Lerviga. To kooperacyjny RIS uwarzony wspólnie z amerykańskim, kultowym już Hoppin' Frog. To piwo to poezja smaku, rozpływałem się nad nim, delektowałem się smakiem czekoladowego ciasta, kakao, potężną czekoladą, krówką, karmelem i orzechami. Łyczek w mrok jest gładziutki, jak tylko może być, wręcz puszysty, pomimo 12% alkoholu delikatny. Na koniec wychodzą z niego ciemne owoce i żal mi się zrobiło, gdy się skończył. 9/10.


Kiedy wreszcie dopadłem Saint Satanislava, odetchnąłem. Od dawna bardzo chciałem wypić tego RISa z Browaru Bednary, ale jakoś przechodził obok mnie. W porównaniu do dwóch poprzednich to właściwie piwo sesyjne. Hehe. 8% alkoholu z 22° blg gęstości początkowej sugeruje piwo gęste. Jest mniej niż mógłbym oczekiwać, przy tym wytrawne i choć do bólu proste, to pije się je fajnie. Nuta alkoholowa w posmaku przy takiej jego zawartości jednak nie powinna się tu przydarzyć. Spoko. 7/10.


Nie ukrywam tego, że jestem wielkim fanem piw Browaru Zakładowego, ale prawdziwym fanboyem zostałem właśnie po grudniowych degustacjach, w tym także właśnie Pana Kierownika. To jest właśnie taki RIS, jakie lubię najbardziej. Potężny, gęsty i gładki. Słodki zapach pełen jest czekolady i suszonych owoców, które w sumie w smaku układają się w praliny, skórkę chleba, gorzką czekoladę i nutkę drewnianą. Piwo świetnie porusza się między słodowością a goryczą; to właśnie balans jest jego najmocniejszą stroną. 8,5/10.


Jedno z piw, których zakup mnie przerasta. Gosia jednak postanowiła sprezentować mi kilka takich z okazji urodzin. Dzięki temu mam nowe punkty odniesienia. Mikkeller i Vanilla shake to 13 procentowa eksplozja smaków i aromatów. Pierwsza uderzeniowa fala niesie kawę i wanilię. Za chwilę dolatuje wyraźne toffi, gorzka czekolada i powidła śliwkowe. Piwo jest absolutnie aksamitne, pełne i zmysłowe. Finisz jest wytrawny, z mocno uwydatnioną goryczą. Na zmianę wącham i robię małe łyczki... Tego się nie chce kończyć! Mistrzostwo. 9,5/10.


Tego domowego RISa otrzymałem od Iskra (Dawid, ostatnio można go spotkać na festiwalowych stoiskach Brokreacji, gdzie coś polewa). Nie znam gęstości (27°blg?), ale jest to potężne piwo i szybko daje o tym znać. Jest mocne, gęste i wytrawne. Dominuje w nim obezwładniająca paloność, zamieniająca się w kawową kwaśność w posmaku. Gdzieś tam jeszcze dochodzi popiół, nuta tytoniu i kakao. Charakterny mocarz nie dla każdego, ale bardzo fajny! 8/10. We wpisie znajdą się jeszcze 2 inne domowe imperialne stouty.


Leżakowane w beczkach mocne piwa z Widawy to klasa sama w sobie, choć lubią robić psikusa, Imperialny stout 24 Sherry Barrel Aged nie przeszedł spontanicznie na ciemną stronę mocy. Mocna nalewka wiśniowa kojarzy się z zapachem, a w smaku podobają mi się nuty porto, bo sherry piłem stanowczo zbyt mało razy, by mi się utrwaliły deskryptory. Generalnie wzmacniane wino jest wyraźne. Ewidentne są czekolada i rodzynki. Piwo jest gęste, pełne i pozostawia w posmaku delikatne nuty drewna. Klasa. 8/10.


Do przeglądu musiał załapać się The Gravedigger z Brokreacji w wersji klasycznej, ale z terminem przydatności do 30.07.16, więc pół roku dacie. Ani 100 IBU, anie 10,3% alkoholu nie czuć w tym piwie, co w obu przypadkach uważam za duży plus. Jak widzicie wygląda absolutnie doskonale z tą pianką. W zapachu nuty palone współgrają z gorzką czekoladą, ale też nadziewanymi czekoladkami. W smaku dochodzi jeszcze delikatne śliwka i nuta palonego ziarna kawy. Jest gładko i rozgrzewająco. Zestarzało się niczym Sean Connery - godnie i z klasą! 8,5/10.


Expedition Stout z amerykańskiego Bell's Brewery to absolutny hit nie tylko jeśli chodzi o jakość, ale szczególnie stosunek jakości do ceny. Kosztował circa 20 zyla, a spokojnie mógłby trzy razy tyle i nikt nie śmiałby marudzić. Po spróbowaniu wiem, że nie bez powodu znajduje się w Top 50 imperialnych stoutów w serwisie Ratebeer. To eleganckie, nisko wysycone, lepkie, mega gęste i gładkie piwo. Z jednej strony aksamitne, a z drugiej charakterne i złożone. Czekolada, kakao, rodzynki i orzechy, a w trakcie picia pojawiają się wiśnie i borówki! W smaku dochodzą nuty lukrecji, wanilli, a przede wszystkim paloności popiołu, które pozostają bardzo mocne w posmaku. Rewelacja! 9/10. Serdecznie dziękuję Panie Damian (Bierland, Katowice) za polecenie i odłożenie. Ave!


Evil Twin wraca w przeglądzie, tym razem za sprawą kultowego już I love you with my stout. Co tu się, to nawet ja nie... Chyba trafiłem na podróbkę;) Mega, wręcz gigantyczny alkohol, który już od momentu powąchania zaatakował moje, nie oszukujmy się - niewyczulone na jego obecność, zmysły. Wręcz spirytusowy aromat miesza się z karmelem i trzcinowym cukrem w smaku. Albo coś poszło nie tak, albo tę butelkę ktoś przechowywał na ciężarówce przez całe lato. 3/10.


Swoim winnym RISem Olimp zaskoczył - chyba nie tylko mnie - bardzo pozytywnie. Bacchus to 25° mocarz i jak przystało na bóstwo winnej latorośli wzbogacony został nie tylko o płatki owsiane, ale też o moszcz winogron. Nuty winne nie są delikatnym tłem, ale od samego początku nęcą w aromacie i są wyraźne w smaku. Winogronowy i wiśniowy akcent wprowadza delikatną kwaśność do słodkiego, czekoladowego piwa. Ta mocna słodowość jest przez to fajnie skontrowana cierpkością wytrawnego wina. Nietypowy to RIS, ale bardzo smaczny. 8/10.


Mikkeller wraca w przeglądzie za sprawą Brunch Weasel, warzonego z dodatkiem kawy Kopi Luwak. To w dodatku wersja leżakowana w beczce po koniaku. Jakby mi tego ktoś nie powiedział, to za cholerę bym się nie domyślił (prezent), bo wzmianki najmniejszej o tym nie ma na butelce. Piwo jest absolutnie waniliowe, kawowe i drewniane. Mocno palone ziarno kawy miesza się czekoladą i właśnie akcentami beczkowymi i orzechami. Jest tak gładko i delikatnie, jak tylko może być. To piwo to absolutny geniusz. Nie dam mu dychy tylko dlatego, by marzyć o jeszcze lepszym piwie. 9,5/10.


Imperial Smoky Joe to jedno z tych piw, po których wiele sobie obiecywałem i niestety na wielkich oczekiwaniach się skończyło. Leżakowany w beczce po whisky Smoky cierpiał niestety na nadmiar zielonego jabłuszka zarówno w aromacie, jak i w smaku. No bo jeśli takie nuty mogą przebić się przez potężne bandaże i asfalt, to nie jest dobrze. Jeśli ktoś lubi aldehyd octowy w miejsce nut drewnianych i waniliowych (te sobie oczywiście tylko wyobrażam), to powinien poszukać piwa w dobrym sklepie lub piwnicy beer geeka. 2/10.


No i jeszcze kiedy porównuje się imperialne piwo z AleBrowaru z tym Peated Imperial Stoutem z Brouwerij Kees, tym głębsza i szersza jest przepaść. To kwintesencja mocnego i dobrego piwa, w którym nawet tak charakterystyczne i dominujące nuty, jak torfowe, są elegancko ułożone. Wędzone nuty balansują między dymem a asfaltem, prażonym ziarnem kawy i palonością w ogóle. Najlepsze jednak jest to, że w smaku wychodzą piękne nuty czerwonych i ciemnych owoców. To wszystko gra ze sobą rewelacyjnie. Kolejne rewelacyjne piwo za stosunkowo niewielkie pieniądze. 8,5/10.


No to skoro jesteśmy już przy piwach z nutami wędzonymi, to kolejnym który mnie zaskoczył jest Tanatos z Browaru Olimp (drugi raz w przeglądzie). Zaskoczył in plus rzecz jasna. Nawet nie tyle tym, że nuty torfowe choć mocne nie przykrywają wszystkiego, ale bardziej ciemnymi owocami, które wychodzą spod słodu whisky. W smaku nuty prażone i palone ładnie współgrają z czekoladą, a całość dopełnia duża pełnia (27° blg), która kompletnie ukrywa alkohol. Wraz z ogrzewaniem i przyzwyczajeniem do torfu piwo robi się coraz słodsze i bardziej ogniskowe. Czad. 8/10.


WRCLW Rye RIS trafił tu jako już dobrze odleżakowane piwo, z terminem przydatności do 9.12.2016 r. Zrobił na mnie lepsze wrażenie niż rok temu, a to znaczy, że trzymanie go w szafie miało sens. To co mogło, ułożyło się. Wciąż jest aksamitne i delikatne, a alkoholowe posmaki nie przeszkadzają już kompletnie, a w ich miejsce pojawiło się sporo nut ciemnych owoców. Wciąż jest bardzo wytrawnie, z dużą palonością i popiołem. Bardzo spoko to piwo. 7,5/10.


Elixir z Baby Jagi także się nieco przeterminował od lipca 2016 roku. W aromacie dominuje czekoladka i delikatna kawka, a w smaku dochodzą lekko kwaśne wiśnie i kwaskowy posmak kawy. Trochę się to gryzie z dużą palonością w posmaku. Nieco zbyt wodniste, ale nie ukrywam, że przez miesiąc piłem praktycznie tylko RISy, więc poprzeczka podniosła się wysoko przez codzienne porównania. 6/10.


Domowy RIS 27° wprost z Czeskiej Republiki, a konkretnie z Czeskiego Cieszyna. Dostałem go od Daniela i jego Browaru Domowego "Nad Olzom" (klik!). To kawał świetnego i ułożonego piwa. Zaskakuje przede wszystkim bardzo duża pełnia i gładkość. Jest w nim miejsce na czekoladę, praliny, kawę, paloność i akcenty śliwkowe. Piło mi się to świetnie. Brawo Daniel! 8/10.


Strasznie mi przykro, że z browarem Ursa Maior dzieje się to, co się dzieje. No Guru jednak leżał u mnie rok, przeterminował się i głupio byłoby go nie wypić, szczególnie że rok temu z kranu wielkiego wstydu nie było. Piwo niestety nie do końca przeszło próbę czasu. Nuty orzechowe, które mi się tak podobały, gdzieś sobie poszły. Została taka lurowata kawa kojarząca się z tanią zaparzajką w stylu Pedrylosa. Kwaskowość kawowa się uwydatnia za bardzo, a piwo przez to się rozjeżdża i zwyczajnie męczy. 5/10.


Plead the 5th to ponoć kultowy już jedenastoprocentowy imperialny stout z amerykańskiego Dark Horse. W zapachu mamy przede wszystkim mocną czekoladę deserową. Smak to już palona kawa, ciemne słody i leśne owoce. Piwo jest pełne w smaku, gorzkie i mocno wytrawne. Te ciemne owoce, kojarzące się z borówkami i jeżynami, robią jednak doskonałą robotę. Dla mnie bomba i kolejne piwo nie niszczące portfela. 8,5/10.


Snoutjuice imperial stout ze szwedzkiego Brewski, o którym to browarze już kiedyś pisałem (klik!). 11,5% alkoholu zostało zawarte w gęstym, lepkim i słodkawym płynie, w którym dodatek wanilii i ziaren kakaowca jest wyraźnie wyczuwalny. Piwo jest przy tym mocno palone i bardzo czekoladowe, nawet bardziej niż kakaowe. Finisz jest wytrawny, co sprawia że piwo jest zbalansowane i bardzo mi zasmakowało. 8/10.


Nad leżakowanym w beczce po whiskey Wostokiem z Minibrowaru Reden już niejednokrotnie się rozpływałem. Piwo jest tyle niedoceniane, co niedostępne. Kolejna warka sprzedała się już na pniu, ale tu do degustacji miałem jeszcze poprzednią, czyli pierwszą. Oczywiście przeterminowaną. Czas mu się nie przysłużył niestety, to nie było to samo piwo, które piłem na pierwszym Silesia Beer Fest (klik!). Stracił swój beczkowy charakter i delikatnie poszedł w kwaskową kawę. Nie no, ok. Wypiłem. Jednakowoż ze wspomnieniem nie miał najmniejszej szansy. 6/10.


Kolejnym przeterminowanym piwem w zestawieniu jest Pożegnanie korporacji, czyli jedno z pierwszych piw PiwoWarowni. Właściwie nie pamiętam już, czy nie piłem go bo zbierał złe recenzje, czy dlatego, że pierwsze piwa chłopaków pozostawiały nieco do życzenia. Pijąc 12. stycznia miałem już pewność, że termin minął i wszystko, co mogło się ułożyć, już to uczyniło. Na początku wydawało mi się, że coś złego się tu zadziało, ale - jak stoi w notatce - szybko mi przeszło. Kawa, czekolada, lekka paloność. Nieco zbyt mało ciała, co uwydatnia nuty alkoholowe. Piwo jest ok. Muszę kupić nowszą warkę. 6/10.


To już drugie piwo Lerviga w zestawieniu, a tym razem w kooperacji z brazylijskim mikrusem Way Beer. To genialne piwo kosztowało 18,99 i to jedne z najlepiej wydanych 19 złotych (minus rabat w sklepie). Jest absolutnie rewelacyjne. 3 ziarna to wanilia, kokos i tonka i tak, to piwo ma 13 procent alkoholu, który jest zupełnie niewyczuwalny w mieszaninie aromatów i smaków. W smaku na kubki rzuca się przede wszystkim charakterystyczna tonka. Kokos o dziwo jest przyjemny, a wanilia bardzo delikatna. Piwo jest cholernie gęste, mocno kakaowe, słodko-czekoladowe i palone. Gęste i okrąglutkie. Czad. 9/10.


Limanowski Browars powstał w 2016 roku i wtedy też udało mi się go odwiedzić. Spróbowałem wtedy też leżakującego w tanku RISa (klik!). Od strony wizualnej piwo wymiata - zarówno zarąbista etykieta Risniefta, nawiązującego swą nazwą do radzieckiego koncernu naftowego, jaki i wygląd samego piwa są absolutnie bez zarzutu. 22° blg i 8% alkoholu w tym zestawieniu nie robią wielkiego wrażenia, ale piwo i tak jest całkiem gładkie. Dominuje tu palenie, prażenie, intensywna kawa i nutka ciemnych owoców. Popiołowo-kwaskowy finisz dopełnia to dobre piwo, które przeszło jakoś bez echa. 7/10.


W styczniu w czasie kranoprzejęcia Szpunta i Olimpu (klik!) udało się wypić Hadesa leżakowanego w beczce po rumie. To bardzo intensywne, mocno waniliowe piwo, w którym wyraźnie czuć wpływ beczki. Drewno, suszone owoce, czekolada, a z tyłu paloność i wiśnie. Bardzo dobre piwo! Aż dziw, że tak mało się o nim mówiło i pisało. 8/10.


Dessert z serii Beer Geek Mikkellera, to już trzecie piwo tego browaru w przeglądzie. Uwarzone jest z dodatkiem kakao i wanilii i zawiera 11,2% alkoholu. Oczywiście nie czuć go w tej aksamitnej gęstwinie. Mocny aromat pełny jest prażonego ziarna kawy, kakao i czekolady. Można powiedzieć, że Dessert świetnie balansuje słodycz i gorycz. Można też powiedzieć, że i słodyczą i goryczą jest przeładowany do granic możliwości. Wydaje się bardzo słodki, ale też ten smak ma właściwą kontrę. Paloność dodatkowo zwiększa odczucie wytrawności. W tle pojawiają się wanilia, belgijskie czekoladki i nuty lukrecji. Moc! 9/10.


Trafiły się też w przeglądzie piwa, co do których miałem oczekiwania wyższe, niż otrzymana jakość. Teraz dwa z nich. Pierwszy to Cracker, będący kooperacyjnym płodem Whisker.Beer i Deer Bear. Największym mankamentem tego piwa jest to, że jest płaskie jak snowboard. Kawa, kawa, kawa, kawa z mlekiem. I to taka tania parzucha w stylu Forta, którego kiedyś dawali honorowym krwiodawcom. W smaku słodko od laktozy. Zupełnie nie mój klimat, zdominowany przez sztuczną kawę. 5/10.


Drugim - jeszcze większym - potworkiem jest Nut cracker, czyli Cracker z aromatami orzechowymi. Już po otwarciu butelki z odległości metra dolatuje do nosa całkowicie sztuczny zapach orzechów laskowych. To piwo trudno się wącha, jest obrzydliwe, a do picia musiałem się zmuszać. Tak oto Nutcracker zasilił zlew. 1/10. Jedno z najgorszych piw ever, obok Bojana kokosowego.


Ametyst z Piwojada także nie zostanie moim ulubionym piwem. Nie jest złe, ale potwornie wodniste. Przy 22° odfermentowanych do 9,3% alko powinno być tego ciała trochę więcej. Piwo było leżakowane z wiórkami kokosowymi i to czuć. Jest gorzka czekolada, nuta paloności, ciutka orzechów. We wspomnianym braku ciała objawia się niestety alkohol. Gdyby nie to byłoby lepiej. 5/10.


To już kolejne pite przeze mnie przeterminowane P.I.S & love z Birbanta. To piwo jest coraz lepsze z każdym miesiącem na leżaku. Palone i torfowe nuty zdecydowanie układają się i ugrzeczniają (jeszcze bardziej), świetnie współpracują z czekoladą i kawą. W piwie uwypukla się słodycz czekoladowa i nuta kakao. Pełnia jest powyżej średniej, jest gładko. To kawał świetnego piwa! 8/10.


Nie ukrywam, że przez długo go nie miałem, bo wszystkie opinie były druzgocące. Jednak kiedy znalazłem do w obecnym Kraftstorze przecenionego do granic rozsądku, to zabrałem na przegląd. Nazywanie Zajcewa Bejcewem to może przesada, bo nie daje jak klej do tapet, ale nuta alkoholu jest zdecydowanie zbyt mocna. Pojawia się czekolada, wyraźny karmel i paloność. Dość płaskie to piwo i wciąż nieułożone, mimo że przeterminowane. To się objawia dopiero w przełyku, który pali i gryzie. Alkoholowa gorycz rozgrzewa i drapie. 4/10.


The Gravedigger to klasyczne już piwo Brokreacji. Zakupiłem sobie w styczniu wersję Blend, która leżakowała w kilku różnych beczkach. Wpływ beczki po winie jest najbardziej wyczuwalny za sprawą charakterystycznych nut winnych i lekkiej kwaskowości - możliwe, że także od palonego ziarna kawy. Kawa jest intensywna, podobnie jak czekolada. Na finiszu jest cierpki, intensywnie gorzki. Grobokop jest dość gładki, ale mimo to ta wersja nie jest lepsza od oryginału, który zwyczajnie jest znacznie lepiej ułożony. 7/10.


Piwo Scarecrow Browaru Spirifier (w kooperacji z Piwną Sprawą) znalazłem w cieszyńskim Sparze, w jakiejś śmiesznie niskiej cenie (8-9 zł.?). Nie mogłem go sobie odmówić, pomimo tego, że od pewnego czasu nie pijałem piw tego browaru, ba!, nawet myślałem, że umarł.  Piwo jest kompletnie czarne i ma niewielką, ładną piankę. W smaku dominuje intensywna mleczna czekolada, tak wyraźna, że sprawia wrażenie dodanego aromatu, a także domieszka wisienek. W tle pojawia się kakao, kawa, wanilia i ciemne owoce. W posmaku pozostaje alkohol, który pewnie się ułoży, ale ja już więcej nie mam. 6/10.


RaISa Espresso to wariacja Browaru Maryensztadt na temat swojego pierwszego RISa - RaISy. Jest to esencja piwnej kawowości. Nie jest tu aromat czarnego naparu tak wyraźny jak np. w Podróżach Kormorana, ale to i dobrze, bo spłaszczyłoby to tego smacznego stouta. Niemniej jednak mocne, kwaskowe espresso gra tu pierwsze skrzypce. W tle walczą ze sobą wyraźne prażone słody i lukrecja. W czasie picia i ogrzewania pojawiają się nuty ciemnych owoców (głównie jagód). 7/10.



A to wspomniana powyżej RaISa, do której wróciłem po dłuższym czasie. Piwo jest przede wszystkim słodkie. Może fanatyk #teamsłodyczka byłby uradowany, ale mnie ta słodka kawa, karmel i czekolada nie przekonały. Wręcz przeciwnie - pół litra gęstego, ulepkowatego ciała wydaje mi się męczące. Nie ma tu bowiem żadnej kontry, żadnego goryczkowego posmaku. Poza rzecz jasna cierpka nutą alkoholu. No niezbyt, wspomnienie miałem lepsze. 6/10.


Pierwsza warka (nawet nie wiem, czy była druga, ale nie sądzę) Ratela z kooperacyjnego warzenia Tomasza Kopyry i Wojtka Frączyka. Piwo nawet pachnie lekką wanilią, ale już w aromacie czuć, że wydarzyły się tu jakieś dzikie historie. Ratel (btw. to taki afrykański łasicowaty, brzydki jak fiks) przeszedł beczką tak bardzo, że właściwie drewno kompletnie go zdominowało. W smaku pojawia się też kwaśność i dzikość, obie nie za ładne. Gwoździem do trumny jest szybko wychodzący alkohol (nieszlachetny). Puste to piwo i miałkie. 3/10.


Hel & Verdoemenis to kolejny przykład tego, że De Molen umie w piwa ciężkie. Przy okazji pokazuje też, że za solidne i bardzo smaczne piwa nie trzeba płacić kroci. Mrok piwa objawia się w gorzkiej czekoladzie, prażonych i ciemnych słodach, z których przebija się nuta śliwkowa. Wyraźne palenie wyczuwalne było głownie w przełyku, gdy oleisty i pełny płyn przelał się przezeń. Delikatna gorycz jest tylko uzupełnieniem świetnego piwa. 8/10.


Pomijając piwa zepsute, przearomatyzowane, przeterminowane i skwaśniałe - często z uwagi na zbyt długie ich trzymanie w mojej skrytce, to Samotny wilk zrobił na mnie jedno z najgorszych wrażeń. Biorąc pod uwagę, że piwo kosztowało ok 15 zł., uważam to za potwarz. To jedno z debiutanckich piw rzemieślniczego browaru Węgrzyce Wielkie (to pod Krakowem). Nie bardzo wiem, w jaki sposób to piwo miałoby być pijalne w terminie przydatności, skoro już na samym początku daje kiszonką i alkoholem. Ewidentnie nie powinno pojawić się na rynku, bo jest złe. Tak złe, że zasiliło jaworznicką kanalizację. 2/10.


Tyle się złego naczytałem o piwach z Pałacyku Łąkomin, że momentami głupio mi było, że to co piłem na PTP w listopadzie tak mi smakowało. Z dwóch zabranych do domu piw także jedno mnie nie zawiodło i to właśnie Srogi Niedźwiedź. 24° blg i 10,7% alkoholu robi wrażenie. Nuta alkoholowa jest obecna, ale to tylko nuta, a nie cała symfonia znanego rosyjskiego kompozytora - Rozpuszczalnikowa. Bardzo przyjemnie łączy kawę, karmel, cukier trzcinowy w aromacie oraz mocną owocową czekoladę w smaku. Nisko wysycone, całkiem pełne i choć może zbyt mało goryczkowe, to bardzo solidne to piwo. 7/10.


A oto proszę państwa jedno z najdroższych piw w tym zestawie, jeśli nie najdroższe. Jest też przy okazji jednym z najgorszych. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że jak kiedyś piłem je w gdańskim Labeeryncie, to było arcy zajebiste. Nie pociesza mnie wcale fakt, że innym taż się taka padaka trafiła. Mikkeller Black jest bowiem fatalny. Delikatne nuty kawowe, czekoladowe i waniliowe nie są w stanie uratować tego ponad 15% potwora. Pewnie dlatego, że są całkowicie przykryte lakierem czy też zmywaczem do paznokci, którym czasem raczy mnie Gosia. To jest po prostu masakra. Jedyny pozytyw jest taki, że dostałem w prezencie. Choć mogłem dostać lepsze piwo. 1/10. Jedno z dwóch absolutnie najgorszych piw w zestawieniu.


Tenczynek Imperial stout rok wcześniej był trudny do picia ze względu na mocne alkoholowe pieczenie. Może i delikatnie zmienił się po terminie, ale tylko delikatnie. Wciąż piecze i tylko wspomnienie mówi mi, że wtedy grzało bardziej. Czekolada gorzka, kawa i karmel. Ogólnie straszna nuda i bieda, ale z drugiej strony - poza alkoholowością - nie ma specjalnych wad. Jest tylko niesamowicie nudne, nieco chropowate i proste jak drut. 4/10.


Kwas Theta z Pinty w ogóle nie powinien się znaleźć w tym zestawieniu, a nawet nie powinien być sprzedawany jako RIS, bo ostatecznie tylko na papierze ma cechy z tym stylem wspólne. Wild sour cherry RIS sprowadza się właściwie tylko do wild sour fchuj cherry. To bardzo dobre, złożone piwo, ale za cholerę nie jest RISem. Delikatna paloność przykryta jest bardzo mocną wiśnią. To taki bardzo kwaśny kompot, którego mocy w ogóle nie czuć i wchodzi jak złoto. Wytrawne, ściągające nuty pojawiają się na finiszu i przypominają wino. To tyle z dzikich drożdży. Niska goryczka ma lekko drewniany charakter. 7,5/10. Może gdyby mi nie obiecano RISa, to smakowałoby mi jeszcze bardziej.


Antymateria z Antybrowaru nie pierniczy się w tańcu. To nie jest piwo dla bezglutenowych wąskorurkowców. Piwo jest potężnie wytrawne i mocno gorzkie. Smak to paloność przechodząca w popiół, gorzka czekolada i mocno palona kawa. Dość jednowymiarowe to piwo. Minus za mocno łodygową gorycz oraz alkohol. Plus za cenę. Za mało. 5/10.


Na koniec zostało domowe piwo, które do przeglądu otrzymałem od Wojtka z gliwickiego Browaru Centrum. Zapach zaskakuje bardzo pozytywnie wiśnią w czekoladzie, wyraźną jeżyną i kakao. W smaku do tego ładnego zestawu dochodzi nuta gorzkiej czekolady. Co ciekawe posmak w wytrawnym finiszu był wyraźnie winny. Szczypta alkoholu nie była w stanie zepsuć mi tego solidnego RISa. 7/10.

W ramach krótkiego podsumowania chciałbym napisać, że zarówno uznany browar może zrobić szmirę, jak i kopciuszek może uwarzyć co najmniej solidnego RISa. Wielokrotnie powtarzana sentencja, że leżakowanie w beczce po mocnym alkoholu nie gwarantuje dobrego piwa, wydaje się być truizmem. Kiedyś wydawało mi się, że piwa z Mikkellera są przehajpowane, ale po wypiciu trzech opisanych RISów zacząłem odważniej sięgać po piwa tego kontraktowca. To bez wątpienia najlepsze piwa tego przeglądu. I najgorsze - casus Blacka. Podobnie można się naciąć na zwykle rewelacyjnych piwach z Evil Twin.

Na koniec dziękuję Gosi, że zaszczyciła mnie piwami Mikkellera, wobec których byłem niczym Szkot pochodzenia izraelickiego. Już wiem, że na dobre rzeczy nie warto żałować kasy. Dziękuję domowym piwowarom za podarunki i dziękuję nieocenionemu i niezastąpionemu Damianowi. Piwny Donosiciel, który jest też alfą i omegą w katowickim Bierlandzie, to wzorzec z Sevres sprzedawcy w sklepie piwnym. Byle czego nie sprzeda, doradzi, pomoże, odłoży. Dzięki!

Na koniec zagadka dla mnie, co się stało z jednym z piw, że nie mam go na żadnym zdjęciu ani w żadnej notatce.

Zobacz także

7 komentarze

  1. Uszty, ile to łącznie jest alko... Tez mam taki wpis w przygotowaniu, ale będzie jednak kilka pozycji mniej. Choć aż kusi żeby zacząć wyścig zbrojeń na ilość RIS-ów w jednym wpisie ;) Z tych z Twojego wpisu, które piłem, 7 oceniłbym niżej, 14 tak samo, a 4 wyżej, w tym, co ciekawe, Spirifera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli aż 20 nie piłeś (no 17, bo domowe trudno). Wow.

      Usuń
  2. Jaka data przydatnosci na Blacku (mikkeller) bo zastanawiam sie czy wypic czy trzymac dalej

    Mega wpis. Podziwiam.
    Genialna robota

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej wybieram się na wakacyjny urlop w góry stołowe, znasz jakieś fajne browary które można odwiedzić w tamtej okolicy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście!
      Najbliżej:
      http://www.piwnepodroze.pl/2016/10/browar-jedlinka.html
      i
      http://www.piwnepodroze.pl/2016/10/browar-kamienica.html
      Najfajniej:
      http://www.piwnepodroze.pl/2016/09/browar-miedzianka.html
      I jeszcze warto poszukać piw z:
      http://www.piwnepodroze.pl/2016/09/browar-roch.html
      Plus Nachod, Opat i Trutnov za granicą. Z tych większych.

      Usuń
  4. Witam,
    Bardzo ciekawy mega-extrem test. Zaciekawila mnie wysoka ocena piw z Hadesa. Brakuje mi tu Kraina Welesa,ktora jest na zdjeciu "zestawczym". Akurat piłem welesa niedawno dosc mocno przelezakowanego i niestety bardzo źle mu to zrobiło. Połowe przemęczyłem, a połowa do zlewu. Ale moja wina bo piłem po terminie. Koniecznie musze spróbować wersję nie leżakowaną.
    pozdrawiam
    artur996

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Artur, no właśnie do dziś nie wiem, co się stało z tym piwem. Ani na zdjęciu go nie mam, ani nigdzie. Chyba jeszcze przekopię mój leżak w wolnej chwili.
      Jeśli piszesz o piwach z Olimpu, to rzeczywiście okazały się nadspodziewanie dobre.
      I ja pozdrawiam!

      Usuń

Obserwatorzy