Vinohradský Pivovar

16:00

Dziś zabieram Was do mniej znanej Pragi. Czeskiej Pragi, gdyby Jaki(ś) miał wątpliwości. Każdy miłośnik mniej oczywistych szlaków i nieodkrytych miejsc prędzej czy później trafi do Żiżkova i sąsiadujących z nimi Vinohradów. O Żiżkowie możecie poczytać na blogu w artykułach o browarze Victor i sklepie BeerGeek. Dziś zabieram Was nieco na południe, do Vinohradów właśnie. Niemniej jednak początek może być tak sam, bowiem najwygodniej w oba miejsca dostać się metrem, z którego wynurzamy się ze stacji pod Placem Jiřího z Poděbrad, o której śpiewał Nohavica. W tym dość spokojnym miejscu nie przegapimy charakterystycznego kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa i odbywającego się tu kilka dni w tygodniu targu lokalnych producentów żywności. Także stąd rzut beretem do wspomnianego Beergeeka i drugiego Beergeeka, w którym jeszcze nie byłem. W sumie nie wiem czemu.


Kilka przecznic na wschód od stacji metra znajduje się jeden z nowszych browarów na mapie Pragi - Vinohradský Pivovar. Vinohrady to dzielnica mieszkalna, której architektura pochodzi z XIX i XX wieku. Niegdyś - jeszcze wspólnie z wyłączonym później Żiżkovem - tworzyła jedno miasto, które na początku XX wieku, było trzecim co do wielkości w Czechach. O ile Żiżkov słusznie zasłużył sobie na miano "czerwonego" i robotniczego, gdzie spotykała się praska bohema, to w Vinohradach bywali czescy intelektualiści. Dziś mówi się, że w tych dzielnicach jest najwięcej knajp przypadających na jednego mieszkańca. Próżno tu szukać miejsc modnych wśród turystów, rzadko można trafić na menu w języku innym niż czeski. Spotkamy za to klasyczną czeską kuchnię i odpowiednio niższe ceny. Jeśli to Was nie zachęca, to...


...zachęcić musi browar. Ten w Vinohradach powstał w 1893 roku i rozwijał się prężnie do czasu drugiej wojny światowej. Został zamknięty w 1943 roku. Na szczęście wrócił i to w historycznym miejscu! W 2014 roku wznowił działalność i dziś cieszy oko wnętrzami byłej słodowni. A te robią bardzo ciekawe wrażenie. Niski parter ma półkoliste sklepienie i w pierwszym momencie kojarzy się piwnicą, ale prosty i nowoczesny design szybko oddala tę konotację. Wielkie lampy dają z pewnością więcej światła niż małe okna w grubym murze.


Od razu rzuciła mi się w oczy część właściwa browaru - znajduje się ona za wielkimi drzwiami, a całość wnętrza można podziwiać z poziomu zero przez efektowne owalne okna. Poszczególne sekcje są fajnie oznaczone i opisane. Sama warzelnia została wykonana w Niemczech i jest dokładną kopią sprzętu (25 hl) używanego w browarze sto lat temu. Drugie pomieszczenie znajduje się piętro niżej, już pod ziemią. Znajduje się tam też drugi bar - Czesi okazują się perfektnymi praktykami. Po co latać na górę? Szczególnie że muszą robić to kelnerki.


Jak przystało na browar w Czechach do wypicia są absolutne klasyki - jedenastka, dwunastka, jantarowa trzynastka, ale także ciut nowej fali - ja trafiłem na APA i pszenicę. Piwa są co najmniej dobre! APA posmakowała mi na tyle, że nie odmówiłem sobie drugiej. Poszliśmy tam na obiad i było bardzo, bardzo smacznie. Jedynym minusem był brak gulaszu wołowego z knedlami, bez którego dzień na Czechach uznaję za stracony. Był za to gulasz wieprzowy. Smaczny. Zupy były pierwszorzędne, więc kulinarnie jest super.


Co więcej mogę dodać? To jeden z tych browarów, do którego wyjście gorąco polecam. Zachwycić powinny Was wnętrza, ucieszyć kuchnia, a i piwna klasyka jest na dobrym poziomie.

A na koniec łyczek czeskiego klimatu - wspomniana piosenka Nohavicy:

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy