Na szczycie kraftu - Pilsko
18:16
Czasem jest tak, że pomimo fizycznej bliskości gór życie nie sprzyja zbyt częstym tam wyjazdom. Okres ciąży sprawił, że na palcach jednej ręki (może jednej i pół) mogę policzyć nasze wyjazdy w góry. Niech przemówią fakty - ostatni wpis z serii Na szczycie kraftu, to luty tego roku i świetny zimowy wyjazd na Stare Wierchy (klik!). Co ciekawe udało nam się już być w górach z trzytygodniową Hanią! Wózkiem wjechaliśmy na Halę Boraczą, bo praktycznie do samego schroniska prowadzi asfaltowa droga. Tym razem zabieram Was jednak na nieco trudniejszy, a przede wszystkim piwnie smaczny szlak!
Byłem tak bardzo stęskniony za górami i zdesperowany, że pojechałbym gdziekolwiek - nawet do Tarnowskich Gór czy Zielonej Góry. Szczęśliwie padło na Pilsko, drugi co do wysokości szczyt Beskidu Żywieckiego. Nie chcę Was zanudzać opisem Pilska, bo już kiedyś o nim pisałem - o tu (klik!). Warto rzucić okiem. Ruszyliśmy z Przełęczy Glinne, granicy Polski i Słowacji, kiedyś przejścia granicznego, a dziś jedynie parkingu dla turystów. Trzeba wspomnieć, że warunki atmosferyczne na dole zupełnie nie wskazywały na to, co będzie wyżej. Nisko wiszące, stalowoszare chmury, wszechobecna wilgoć, mgły snujące się - jak to zacytował znanego himalaistę Daniel - niczym gówno w przeręblu. No ale zdjęcia otrzymane dzień wcześniej od towarzysza Palucha pokazywały, że takie coś tylko niżej.
Rzeczywiście początkowo biegnący granicą szlak jest błotnisty, śliski od płynącej wody i liści. W pewnym momencie opuszcza jednak teren zalesiony i szybko schnie w - jakkolwiek to brzmi - mocnym listopadowym słońcu. Od pewnego momentu (to znaczy od kiedy wyciągnąłem aparat z zakurzoną matrycą) widać już więcej i można rozkoszować się panoramą na wszystkie świata strony.
A czego tu nie widać? Pierwsza ukazała nam się Babia Góra, więc to od niej rozpocznę wyliczankę. Doskonała przejrzystość pozwoliła zobaczyć Gorce, następnie całe Tatry, Tatry Niskie, Wielką Fatrę, Góry Choczańskie, Małą Fatrę, Beskid Śląsko-Morawski (łącznie ze wspomnianą ostatnio Łysą Górą), Beskid Śląski (od Stożka, przez Baranią do Skrzycznego) aż do Beskidu Małego. Wizualna miazga. Oczywiście bieda-zdjęcia tylko poglądowo dają przedsmak tego piękna.
Tym razem na ołtarzu wylądowało piwo nietuzinkowe. Potencjalny sztos nad sztosy, piwo uznawane za jedno z najlepszych w polskim krafcie lub najlepszy RIS bez dodatków. Dostałem je w prezencie w czasie wizyty w Browarze Łańcut, za co pięknie dziękuję. Zawisza Czarny BA Jack Daniels. 25° Blg i 9,5% alkoholu. Brzmi dobrze? Ba! Pomimo dość mocnego wiatru, po zdjęciu kapsla do nosa dociera intensywny aromat. Ale dopiero nos przyłożony do butelki, czy potem do szkiełka, pokazuje jego prawdziwą moc. Na początek gorzka czekolada i kakao, chwilę potem marcepan, a po chwili układania się fantastyczne ciemne owoce (borówka) i wanilia. W smaku jest pełne, ale też bardzo wytrawne, rozgrzewające. Tu także dominuje kakao, ale szybko dołącza do niego beczkowa wanilia. Świetnie to ze sobą współgra, miesza. Każda nuta zdaje się być potrzebna i nie ukrywa drugiej. Piękne to piwo. Wypite w takich warunkach smakuje zawsze podwójnie. Cieszę się, że mogłem się nim podzielić ze znajomymi. 9,5/10.
Wracamy przez Halę Miziową i schronisko-moloch. Schodzimy znacznie ciekawszym żółtym szlakiem, który wije się w kosodrzewinie, a mokry w niższych partiach zapewnia momentami przyspieszone bicie serca. Po obiedzie i szybkiej partyjce w "Ruszyłbym na smoka" (fajna gra!) schodzimy. Wybieramy początkowo idący (paradoksalnie) do góry szlak czerwony, po pół godzinie łączący się z niebieskim, którym już szliśmy tego dnia i rozpoczynamy dość mozolne, ale radosne schodzenie. Obyśmy zawsze mieli take warunki w górach. I takie piwo w plecakach!
Do zobaczenia na piwnym szlaku!
2 komentarze
Zawisza BA jest w Absurdalnej obecnie dostępny, przepyszny! Ale jakbym go zabrał na Pilsko to pewnie by było tak: https://pbs.twimg.com/media/DrT8w7bWkAA5sZ3.jpg
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcie. W takich warunkach można pić! :-)
Usuń