Browar Trzy Korony

22:35

To był drugi browar o tej samej nazwie, który odwiedziłem i jednocześnie drugi, którego nie planowałem. Najstarsi czytelnicy pamiętają, że cztery lata temu pojechałem do Grybowa, a po drodze okazało się, że w Nowym Sączu też jest browar - klik. Tym razem nie było aż tak dramatycznie. O istnieniu browaru w Puławach oczywiście wiedziałem, jedynie nic mnie tam nie ciągnęło, by nadrabiać te kilkanaście kilometrów. Los zdecydował inaczej. Zapraszam do Browaru Trzy Korony w Puławach. To też ostatni browar na naszej trasie wakacyjnej.


Koniecznie chcieliśmy spędzić dwa dni w Kazimierzu Dolnym, a z uwagi na trwający tam festiwal filmowy o noclegu w miasteczku mogliśmy jedynie pomarzyć. Udało nam się zaklepać fajny nocleg po drugiej stronie Wisły w Janowicach, nieopodal Janowca i ruin zamku. Tylko raz udało nam się załapać na przeprawę promową przez Wisłę. Późnym popołudniem przestaje ona działać i dwa razy musieliśmy się kulać mostem przez Puławy. Jakoś nie rozpaczałem z tego powodu. Od razu zaplanowałem, że zjemy tam obiad.


Browar w Puławach powstał w 2011 roku, choć z lektury różnych archiwów wynika, że zaliczył wtedy spory falstart, mimo że otwarcie początkowo planowane było na 2009 rok. Byłem przekonany, że skoro stoi nad samą Wisłą, zresztą działa w budynku byłej stoczni rzecznej, to jest to jakieś centrum. Niespodzianka - po drugiej stronie ulicy znajduje się spore osiedle. Niemniej jednak w same Trzy Korony wpakowano potężne pieniądze, bo budynek robi świetne wrażenie. Przede wszystkim jest wielki - składa się na niego hala restauracyjna z wysokim stropem i galerią, whiskey bar na piętrze, kręgielnia, SPA oraz część hotelowa.


Budynek zachował wyraźny styl starego zakładu - jest pełen ceglanych ścian, drewnianych belek, miedzi i muru pruskiego. Całości dopełniają masywne stoły z ciemnego drewna i rośliny doniczkowe. Jest elegancko. W wakacyjną środę o godzinach wczesnopopołudniowych w środku poza naszą rodziną siedzą dwie kobiety. Na szczęście jest chłodno, bo na zewnątrz - jak przez całe nasze wakacje - żar leje się z nieba. Warzelnia Kaspara Shulza to popularny restauracyjny sprzęt - 10 hektolitrów skrytych pod błyszczącą miedzią - umiejscowiona została obok baru. Wszystkie tanki leżakowe i wyszynkowe schowane są w chłodni za barem, ale można przynajmniej zajrzeć przez okienko. 


Trzeba przyznać, że pojedliśmy, a ja popiłem smacznie. Rosół był smakowity, placki ziemniaczane dobre, a policzki wołowe palce lizać. Porcje na oko nie wyglądały na wielkie, ale okazało się, że są pożywne. Z czterech piw zdecydowałem się na bardzo smacznego Pilsa i rewolucyjne, acz staroświeckie w podejściu IPA - Piaski Nevady. Pierwszy bardzo klasyczny, ładnie nachmielony, bez szału, ale i bez wstydu, a to drugie nieco karmelowe, ale i tak bardzo przyjemne. Kulinarnie bardzo pozytywnie.

Cała masa nagród z Chmielaków
Zastanawiam się tylko, czemu tu nie ma ludzi. Festiwal ściągnął wszystkich kilkanaście kilometrów na południe? Upał zatrzymał ich w domach? Za obiad (Ja, Gosia i Młoda) plus picie dla wszystkich zapłaciliśmy 9 dych. A samo żarełko bardzo dobrej jakości. 

Ogólnie miejscówka bardzo przyjemna. Cieszę się, że los poprowadził nas przez most w Puławach. W sumie żałowałbym, że tam nie podjechałem, będąc tak blisko.

Zobacz także

2 komentarze

  1. Byliśmy tam kilkukrotnie w czerwcu 2017 i też były totalne pustki, jedynie jakieś "korporacyjne spędy" wydawały się tam napędzać koniunkturę w tygodniu. Ale miejsce jest bardzo przyjemne, w sam raz na przejażdżkę wzdłuż Wisły po DDR z Kazimierza. Piwowar albo właściciel musi być wielkim miłośnikiem Dire Straits i Marka Knopflera bo wszystkie piwa, które były wtedy dostępne nawiązywały do jego utworów. A piwo nam bardzo smakowało z tego co pamiętam, piliśmy "Single Handed Sailor" i "Piaski Nevady"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Wasz komentarz zawsze można liczyć! :-) Ja też lubię Marka Knopflera ;)

      Usuń

Obserwatorzy