Beer Gone Wild

19:22

Czasem jest tak, że w paczkach od browarów przychodzą bardzo ciekawe piwa. Przejść obojętnie obok nich nie można, podobnie jak obok stopnia zidiocenia w wiadomościach telewizji publicznej. Dziś o takich dwóch piwach, a na deser wrzucę jedną niespodziankę, która klimatem dopasowała się do dwóch bohaterów dzisiejszego wpisu. Co łączy te piwa? Dzikość serca. Rdzeniem tych piw, ich sercem, są dzikie drożdże. Ale nie tylko. Zapraszam.

Dziś nie będzie marudzenia. Nie mam powodu. Dwa browary zaszczyciły mnie swoimi przesyłkami, a wypite piwa - także pozostałe, o których dziś nie będzie - okazały się godne pochwał. Pierwsze piwo to Dark Strong Wild Ale Bowmore BA 24P (i handlujcie z tą nazwą!) z Piwojada dystrybuowane w genialnym dwupaku z pięknie zaprojektowanym szkłem. Drugie to urodzinowe Tropical Wild z Wrężela. To tropical brett IPA BA sprzedawane bez dedykowanego szkła, ale za to w dużej (0,75 l.), numerowanej butli. Do mnie trafiła wersja z beczki po tej samej co powyżej torfowej szkockiej whisky Bowmore. Idealnie prawda? Na pewno dla fana piw torfowych. Druga z beczek, w której umieszczono Tropicala to niemiecka whisky Slrys.


Piwojad wypuścił na rynek piwo, które w beczce spędziło 12 miesięcy i zaszczepione zostało 9 różnymi rodzajami drożdży i bakterii. Jeśli dodamy do tego dark strong ale, które jednoznacznie przywodzi mi na myśl skojarzenie z jednym z piw, które dla mnie było tzw. piwem inicjacyjnym, a przynajmniej jednym z takich, to oczekiwania wobec dzieła "krakowskiego" browaru rosną. Mówię tu oczywiście o belgijskim piwie Delirium Nocturnum, które w zamierzchłych przedkraftowych czasach przyczyniło się do wywrócenia mojego piwnego światopoglądu. Mamy więc solidną, mocną (24° Blg) podstawę, dużo dzikich drożdży i bakterii oraz leżakowanie w beczce. Wiele rzeczy może się nie udać. Kluczem do sukcesu - bo ja tak odbieram to piwo - jest świetny balans rozmaitych atrakcji. Już w zapachu rozwiewają się wątpliwości dotyczące potencjalnie homeopatycznej dzikości, ta jest wyraźna, nieco stajenna, a jednak bardziej octowa, co kojarzy się z flandersem. Są suszone owoce, pojawiają się nuty winne, które szybko potwierdzają się w smaku, bo piwo jest kwaśne i cierpkie. W taki oczywiście bardzo przyjemny sposób, którego za przyjemny nigdy nie uzna 95% ludzi, ale sour/brettheadzi będą szczęśliwi. Pojawiają się nuty drewniane jako takie, ale także szybko ujawnia się torfowość piwa, mi kojarzy się z bandażem i podkładami kolejowymi. I znów jest, przeplata się z pozostałymi nutami, uzupełnia z nimi, ale nie dominuje, co w przypadku torfu jest zawsze dużym osiągnięciem. W efekcie otrzymałem piwo bogate, złożone i bardzo ciekawe, a przy tym cholernie pijalne. Gosia wypiła mi go sporo, więc odczuwam niedosyt. Nie napisałem jeszcze jednego, bardzo ważnego - piwo ma 11,5% alkoholu. Nie czuć. UT: 4,75/5.


Na dość podobny, jak się okazuje pomysł, wpadł Adrian Kukuła, główny wrężelowy Wrężela. W przypadku Tropicala Wild podstawą do eksperymentów był Tropical Imperial India Pale Ale, czyli bardzo dobre double IPA z dodatkiem owoców (ananasem, pomarańczą i mango), ale także z RiGCzem, bo TIIPA zawsze była bardzo, czyli w tym przypadku odpowiednio gorzka. Piwo zostało zaszczepione drożdżami Amalgamation Brett Super Blend i wlane do beczki po whisky Bowmore. Jaki jest efekt? Tropical Wild został w zdecydowanie większym stopniu zdominowany przez nuty torfowe, z przeważającym skojarzeniem z bandażem. Taka mumia w płynie. Jest oczywiście duża kwaśność, są owoce, nie ukryła się nigdzie wydatna gorycz. Piwo wydaje mi się jednak mało wild i funky, albo ten torf jednak tak dobrze to kryje. Nie zmienia to faktu, że piwo jest dobre, pije się je dobrze. Butelka 0,75 zniknęła dość szybko, mimo że nie musiałem się tak bardzo dzielić z Gosią.  Jeśli chcecie godnie uczcić 5. urodziny tego browaru, to Tropical Wild świetnie się do tego nadaje. Pamiętajcie też, że Wrężel jest aktualnie w fazie crowdfundingowego zbierania pieniędzy na browar (będzie pod Żywcem), więc każdy może zostać udziałowcem browaru. UT: 3,75/5.


Trzecim piwem, tym bonusowym, o którym chciałem Wam napisać przy okazji, jest Boberek z Browaru Miedzianka. I choć pozornie nie pasuje do tego zestawienia, wszak to dość klasyczny w założeniu barleywine, to w efekcie całkiem nieźle odnalazł się w gronie piw dzikich, a właściwie zdziczałych. Przy okazji rzadkiej ostatnio wizyty u Słonia w Węgierskiej Górce postanowiłem zabrać do niego coś fajnego i z czeluści wygrzebałem właśnie Boberka z pierwszej warki, którego kiedyś kupiłem w samym browarze. I choć miałem ochotę na zwyczajnego barleywine'a, to cieszę się, że z piwem stało się to, co się stało. Boberek gone wild. Zdziczał naprawdę pięknie. Spod wyraźnych suszonych i przejrzałych słodkich owoców wydobywają się nuty funky i klasycznej końskiej derki. Świetna to kompozycja i takie piwo smakuje doskonale. UT: 4,5/5.

Jak widzicie jest mocno, ciekawie, intensywnie i przede wszystkim dziko. Fajnie czasem sięgnąć po takie właśnie piwo. 

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy