Browar Przystań
16:00
W pierwszym kwartale 2019 roku województwo śląskie wzbogaciło się o kilka niedaleko od siebie położonych browarów. Jednym z nich jest Browar Przystań, który działa w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku im. generała Jerzego Ziętka, czyli popularnym Parku Śląskim. To taki Central Park Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Położony na styku Katowic, Chorzowa (głównie na jego obszarze) i Siemianowic Śląskich składa się z części parkowej, wesołego miasteczka (obecnie Legendia), Stadionu Śląskiego, chwilowo nieczynnego Planetarium Śląskiego czy choćby Muzeum "Górnośląski Park Etnograficzny" (wielki skansen), ale też pomniejszych atrakcji. W ciepłe miesiące, a szczególnie w weekendy przyciąga całe tabuny ludzi spragnionych powyższych atrakcji i ucieczki od zgiełku. Jak w to miejsce wtapia się rzemieślniczy browar restauracyjny?
Choć mam do browaru rzut beretem, to nie spieszyłem się z wizytą w Chorzowie. Pierwsze doniesienia na temat jakości piwa nie były optymistyczne, więc odpuściłem sobie pierwsze warki i jakoś tak minął rok działalności. Browar Przystań miał wysoko zawieszoną poprzeczkę - w odległości niewielkiego spaceru znajdują się dwa browary restauracyjne - warzący obłędnie dobre piwa Minibrowar Reden, który także bardzo solidnie karmi oraz katowickie Bierhalle, warzące klasykę na poziomie zadowalającym birgika i oczywiście karmiącym bardzo dobrze. Gdy Gosia rzuciła: "Jedźmy na kawę do Przystani, młoda się wybiega", to wiedziałem, że z mojej strony o żadnej kawie mowy być nie może. Dojechanie do Parku to dla nas kwestia góra 25 minut, gorzej z parkowaniem, bo sam browar znajduje się za dwoma zakazami ruchu, które nie dotyczą browaru (cokolwiek miałoby to znaczyć). Niemniej jednak należy dojechać do samego końca rozoranej drogi przez park, by autko zaparkować pod samym browarem.
Park Śląski to ponad 500 ha zieleni i browar jest położony dokładnie wśród drzew, nad samym stawem. Browar został stworzony w budynku, w którym od lat 50. XX wieku działała kawiarnia Przystań, ale mieściła się tam też dyrekcja Parku. Miejsce cieszyło się ogromną popularnością, ale nie przetrwało transformacji ustrojowej i braku funduszy.
"Pod koniec 2015 roku udziały w spółce nabyła Grupa Kapitałowa KLG S.A. Rozpoczęte przez spółkę prace, przywróciły temu miejscu dawny splendor, a także tchnęły w restaurację nowego ducha.W rezultacie, na ponad 1700m2 zostało utworzone unikalne na skalę Śląska miejsce tętniące historią, będące czymś znacznie więcej, niż połączeniem wymienionych licznych funkcji usługowych. Znów będzie wyjątkowym miejscem spotkań, gdzie niezależnie od pór roku, godzin w danym dniu, toczyć się będzie życie towarzyskie i biznesowe Górnego Śląska."
To powyżej to cytat ze strony Browaru Przystań i choć brzmi jak czysty test marketingowy, to wizyta w Chorzowie potwierdza te słowa. Miejsce świetnie koresponduje ze swoją historią, a jednocześnie jest nowoczesne i po prostu bardzo ładne.
Tu po wejściu przez ulokowane z boku budynku drzwi natykamy się na lśniącą miedzianą warzelnię. Stanowi centralny punkt części barowej i jednocześnie miejsce, w którym z naturalnych przyczyn grupuje się dość liczna obsługa. Dalej jest tylko lepiej, bo design wnętrza robi wrażenie. Choć bryła budynku jest toporna jak cały socjalizm, to została ładnie wykorzystana. Na wschód, z widokiem na taras i staw, otwiera się ogromna tafla okien. A że centralna część głównego pomieszczenia ma bardzo wysoki strop, to robi to świetne wrażenie. Na kolumnach pozostawiono genialne ceramiki, co jest strzałem w dziesiątkę. Cała reszta to już nowoczesne i designerskie wykończenie. Kolorystyka jest stonowana, oświetlenie modne i nowoczesne, bardzo dużo jest zieleni. Miodzio. Zarówno na dole, jak i na dużej antresoli, która okala główną salę, jest bardzo przyjemnie. Poza tym mamy przytulną salę zaraz przy wejściu oraz salę konferencyjną na piętrze. No i oczywiście taras.
Przyjechaliśmy na miejsce po obiedzie i tylko młoda musiała zjeść jakieś gnocchi na słodko, wyglądało wybornie. Ciastko również bardzo smaczne. Menu jest krótkie i wygląda interesująco. Choć restauracja nie należy do tanich, ale i tak kiedyś wybierzemy się tam zjeść. Oczywiście skupiłem się na piwie.
A to zaskoczyło in plus. Oczywiście nie każde. Dostępne są cztery stałe klasyki i jedno piwo sezonowe. Zaskoczeniem było to, że piwa nie były tak złe, jak obiegowa opinia o nich. Niestety to trochę za mało, jak na lokal z aspiracjami. Na ten przykład Jasne Pełne jest mocno słodowe i zbożowe, z leciutką goryczą. Nieco zbyt mdłe, by być rześkim. Przeciętniak. Podobnie inny klasyk - Pszeniczne. Jest fenolowo-goździkowo z nikłym bananem. Choć jest wytrawnie i pełnia jest ok, to ogólnie mam wrażenie biedy w tym piwie. Smaczne okazało się Marcowe, choć ten styl nie został zajechany przez browary restauracyjne. Ma czysty zbożowy profil, dominuje w nim skórka chleba i lekki karmelek. Spoko, choć mógłby być nieco bardziej goryczkowy. Na dużym plusie jest Miodowe - nie dość że zgodnie z logiką dominuje w nim miód, to pachnie i smakuje naturalnie i przede wszystkim nie za słodko. Największym plusem jest jednak pełnia i gładkość. Sezonowym zaskoczeniem było New England IPA. Niestety nie jest żadnym vermontem, smak budzi skojarzenie z cukierkami Nimm2, a gorycz jest znacznie bardziej łodygowa i zalegająca, niż owocowa. Nawet jako zwykłe IPA się nie broni.
Jak wspomniałem wyżej, jeśli restauracja rości sobie pretensje do bycia miejscem ekskluzywnym, to moim zdaniem nie powinna serwować piwa przeciętnego czy słabego. To już nie są czasy, że można było podpiąć byle koncern, bo dla nikogo nie miało to znaczenia. Nawet klasyki muszą być smaczne, by ludzie chętnie w to miejsce wracali. Jedno to wystrój, drugie to klimat (to także ludzie), trzecie to jedzenie - te trzy rzeczy się bronią bez wątpienia w Przystani. A wieść gminna niesie, że i jakość piwa musi się poprawiać. Nowo zatrudnionym piwowarem/technologiem jest Leszek Jasiński, człowiek, który jest nie tylko doskonałym piwowarem domowym, ale też doświadczonym rzemieślnikiem. Pozostaję optymistą i planuję kolejną rejs do Przystani. O pozostałą część biznesu się nie martwię. On sobie da radę nawet przy byle jakim piwie. Czego oczywiście nikomu, a w szczególności sobie nie życzę.
0 komentarze