Bury Barrel Aged
19:54Wiecie, jak bardzo lubię portery, prawda? Czy mogłem więc przejść obojętnie obok tych trzech dżentelmenów? Nie. Szczególnie że piwa te powstały w browarze do którego mam kilometr w linii prostej. Browar Bury proponuje wariacje na temat swojego klasycznego Porteru Bałtyckiego 22° - trzy różniące się beczkami wersje barrel aged. Jest więc Jamaican Rum, Laphroaig i Woodford Bourbon. Czekałem na te piwa od jakiegoś czasu, tym bardziej że udało mi się zakręcić w browarze w czasie napełnienia beczek. Oto się doczekałem, a Was zapraszam do przeczytania recenzji!
Trzy najnowsze portery bałtyckie swoją premierę w wersjach lanych miały na tegorocznym Warszawskim Festiwalu Piwa i z obserwacji kanałów social media różnych znajomych wiedziałem, że zostały dobrze przyjęte. Do sprzedaży w butelkach miały trafić zaraz po festiwalu, ale ostatecznie "zaraz" trwało jakieś dwa tygodnie. Gdy tylko przeczytałem, że w piątek w samo południe mają się pojawić w przybrowarnym sklepiku, zaplanowałem wyjazd po nie tuż po szychcie. Co ciekawe miała być tylko jedna butelka wersji Jamaican Rum, więc nawet nie łudziłem się, że po 14:00 jeszcze będzie. Zaskoczenie moje było ogromne, bo okazało się, że i tak byłem pierwszy!
Wszystkie te piwa mają rzecz jasna 22° Blg i 10,1% alkoholu, czyli nieco więcej niż podstawka. Dla porządku wspomnę, że piwo to otrzymało ode mnie ocenę 4.0/5. Możecie o nim przeczytać tutaj:
Na pierwszy ogień poszedł Jamaican Rum BA. Ależ beczka robi tu genialną robotę! Piwo pachnie intensywnie wanilią i kokosem, jak w najlepszych leżakach. Tak mocno i wyraźnie, ale bez przesady i przykrycia wszystkiego swoimi akcentami. Za jamajskimi wtrętami przychodzą nuty drewniane, a pod tym czekolada, melanoidyny i słód. Piwo jest niesamowicie gładkie i przyjemnie pełne. Gdzieś w tle pojawia się szlachetny alkohol, ale jak na deklarowaną zawartość, jest to dosłownie muśnięcie. Na finiszu pojawia się średnia gorycz, a całość pozostawia świetne wrażenie! Rewelacyjny porter trafił do pierwszorzędnej beczki! Coś pięknego. Moja ocena: 4.3/5.
Znacznie gorzej jest w zwyczajowym pewniaku, którym był Woodford Bourbon. Niby pachnie bardzo mocno wanilią, ale pod nią czai się jakieś ukryte zło, kojarzące mi się początkowo z nutami kiszonymi. Co ciekawe w smaku najpierw pojawia się palność, potem kakao. Jest też wyraźny alkohol. Nutka bejcy (bardzo ulotna, ale jednak) na finiszu sprawia, że picie nie należy do wielkich przyjemności. Plus za fajne ciało i delikatną fakturę faktura. Niestety całość przeciętna minus. Moja ocena: 2.9/5.
Po wersji Laphroaig Whisky spodziewałem się rehabilitacji tej krótkiej serii. Piwo spełniło moje oczekiwania. Można powiedzieć, że torf wszystko kryje, ale nie do końca byłaby to prawda, bo piwo otwiera się w czasie picia. Torfowość jest bardzo ładna, przypomina świeżo położony asfalt, zero nut aptecznych. Pod nim kryją się czekolada, kawa i lekkie palenie. Bardzo udane piwo, pijalne pomimo charakterności. Świetnie zbalansowane nuty beczkowe, choć to trochę loteria. Moja ocena: 4.0/5.
Na trzy piwa, dwa okazały się bardzo dobre (w tym jedno rewelacyjne), a jedno zaskoczyło in minus. Te dwa lepsze mocno polecam!
0 komentarze