Wagabunda

08:00

Czy możecie sobie wyobrazić browar, który bardziej kojarzy się z piwnymi podróżami niż Wagabunda? No ja też nie. Przy okazji premiery piwa Have a Cigar, Caballero dotarła do mnie większa paczka piw dolnośląskiego rzemieślnika. To mój pierwszy kontakt z tym browarem i traktuję je jako swoiste zaproszenie do faktycznej podróży tam. Póki co zapraszam Was na małą wirtualną wyprawę.


Browar Wagabunda powstał w Niechlowie. Wiem, nic Wam to nie mówi, mnie też nie mówiło. To wieś nieopodal Głogowa, w pobliżu trójstyku województw Dolnośląskiego, Wielkopolskiego i Lubuskiego. Pewnie nie będzie dużym nadużyciem stwierdzenie, że browar prawdopodobnie jest najciekawszym obiektem tego miejsca. Patrząc na otrzymane piwa niewątpliwie powinien być tak traktowany. Jedenaście piw podzielić można na trzy serie zgodnie z designem etykiet. Seria z wykrzyknikiem na pozór przypomina taką klasyczną. Na pozór, bo jest tu: american pilsner, wędzone IPA, IPA wściekły pies i pale ale uwarzone w kooperacji z wydawnictwem (prawda że to brzmi ciekawie?). Seria Surprise (ze znakiem zapytania) to bardzo mocne piwa dzikie, a małe flaszki to potencjalne sztosy. Serio jest ciekawie. Oglądałem butelki i kopara mi opadała pry analizowaniu samych stylów - na przykład wild imperial peated milk stout. Ze świecą szukać takich abominacji na rynku piwa. Z jednej strony ciekawość, z drugiej obawa. No ale do rzeczy. Piwa w kolejności losowej. 


Kilt to scottisch strong ale ale by było ciekawiej leżakowane w beczce po whisky Glen Moray AD 2020. To piwo to bardzo dziwna mieszanka. Z jednej strony dużo tu słodowości - rodzynek, melanoidynów, z drugiej intensywne warstwa beczkowej wanilii z rozwijającą się dzikością. To ostatnie pewnie niezamierzone, ale tworzy przyjemną głębię. Moja ocena: 3.9/5.


Oto wspomniany wcześniej wild imperial peated milk stout - Miss Hysteria. To mocny (24° Blg i 11%) mleczny stout z dodatkiem słodu wędzonego torfem, w dodatku dziki. To prawdziwie przedziwne doświadczenie. Kopletnie pozbawione subtelności piwo, w którym koegzystują torf, laktoza, stout, stajnia. Każde wyczuwalne, wszystkie na swoim miejscu. Pomimo takiego hardcore'u piwo pije się samo. Moja ocena: 4,1/5.


Żygula Sybirpunkowe Pale Ale powstało w kooperacji z wydawnictwem Fabryka Słów i cyklem SybirPunk Michała Gołkowskiego. To tak absolutnie zwyczajnie i nieprzykuwające uwagi pale ale. Niby ok, ale w sumie tylko niby. Ogromny plus za etykietę, ale jej się nie dało wypić. Moja ocena: 2,9/5.


Have A Cigar, Caballero to sprawca całego zamieszania. To imperialne brown ale, które w beczce po rumie Havana Club zostało zaszczepione dzikimi drożdżami, a na ostatnie miesiące do leżakowania dodano cygara Jamie Garcia Reserva Especial, wybrane przez poznańskie Caballero - Whisky & Cigar Club. W tym piwie jest w sumie wszystko, zarówno orzechowo-rodzynkowe nuty, mocne akcenty waniliowo-rumowe, charakter, tytoniowe posmaki i wyraziste nuty funky. Piwo do spokojnego sączenia i delektowania się głębią. Szacuneczek za podjęcie takiego tematu! Moja ocena: 4,2/5.


Party Starter. Pierwsza moja myśl: "Ładafak!?". W ogóle mi nie zasmakowało. W pewnym momencie spojrzałem na etykietę, coś w (marnej imitacji) mózgu zaskoczyło i zdałem sobie sprawę, że to "MAD DOG", to wściekły pies i to piwo smakuje ściekłym psem. Wiecie, tym bieda drinkiem z czasów liceum - syrop malinowy, wódżitsu i sos tabasco. I kurna tak właśnie smakuje. Jeśli lubisz, to piwo dla Ciebie. W sumie to troszkę ciekawy eksperyment, który nie do końca spełnia rolę smacznego piwa. Moja ocena: 2,9/5.


Nie ukrywam, że pobieżne przypatrzenie się etykietom sprawiło, że to na Apache miałem wielką ochotę. Głównie dlatego, że lubię piwa wędzone, a wędzonych IPA za wiele nie było do tej pory. Na wskroś rewolucyjne to piwo. Okazało się też bardzo smaczne. IPA jest tu w odwrocie, szczególnie w kwestii aromatycznej warstwy. W tej dominuje szynkowa wędzonka. W smaku w sumie też, ale tu swoją istotną rolę odgrywa dość wydatna gorycz. Nietypowe acz pijalne piwo. Moja ocena: 3,7/5.


Surprise #1 to spontaneus wild raspberry & vanila rye imperial milk stout barel fermented. Brzmi skomplikowanie. Złożone i ciekawe, zarówno malina, jak i wanilia są wyraźne, podobnie jak nuty dzikie. Całość jednak jest niepotrzebnie słodkawa. W tym przypadku dodatek laktozy nie dał pozytywnego efektu, no ale takie było piwo bazowe. Moja ocena: 3,7/5.


21st Cowboy to bardzo przyjemny american pilsner, szczególnie jeśli nie mamy wygórowanych oczekiwań. Ot piwo do wychłeptania bez większego myślenia. Klasycznie lagerowy charakter piwa  wzbogacony został nieprzesadnie intensywną "ameryką". Spoko o tyle. Moja ocena: 3,4/5.


Surprise #3 z pewnością nie jest piwem dla początkujących. Jest jednocześnie mocno torfowe i kwaśne, ale też gładkie. Prym wiodą bandaż i asfalt, jest kawa i palność, typowej dzikości mało, beczka jakby nieobecna w tej dużej torfowości. Lubię tą dziwaczność. Moja ocena: 3,8/5.


The Pooh to prawdziwy grubas. Braggot o gęstości 27° Blg i alkoholu na poziomie 13%, leżakowany w beczce po bourbonie Jim Beam. Piwo jest... no... miodowe. Nie tak gęste jakbym się spodziewał, z ledwie tylko zaznaczoną nutą wanilii i pozbawione większej głębi. Alko wyczuwalne. Piło mi się to spoko, ale czy bym chciał jeszcze raz? Niekoniecznie. Moja ocena: 3,2/5.


Black Red Wild nie doczekało się osobnego zdjęcia. Zabraliśmy ze Słoniem na Rachowiec cały set piw i na wieży widokowej padł ten dzikus. Bez wątpienia zrobił nam dobrze szczególnie od strony funky, bo ta grała tam pierwsze skrzypce. Jest dość mocno kwaśne i pełne owoców - porzeczek, poziomek. Bardzo udane piwo! Chyba zasługiwało na nieco więcej atencji niż chlanie wspólnie z innymi piwami, a w sumie zrobiliśmy ich tam trzynaście. Moja ocena: 3,9/5.

Jak widzicie poziom piw jest wysoki! Są dzikusy, beczki, dodatki. Okazuje się, że pomimo niewielkiej wielkości i peryferyjnego położenia Browar Wagabunda ma do zaoferowania coś ciekawego. Wstępnie zaplanowałem wizytę tam w tym roku. Mam nadzieję, że się uda!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy