Browar Miedziowy44

20:00

W połowie wakacji w Zachodniopomorskiem opuściliśmy przytulny Morzyczyn nad Jeziorem Miedwie i ruszyliśmy nad morze. Naszym przyczółkiem na drugi tydzień rozpusty zostało Świnoujście. Wiele miałem obaw związanych z tym miastem, bo znałem je tylko ze stereotypów. Dużo Niemców i drogo. Pierwsze mi w ogóle nie przeszkadza, a drugiego nie potwierdzam. W Świnoujściu byłem raz, miałem wtedy 10 lat i praktycznie tego nie pamiętam, poza wspomnieniem absurdalnie długiego oczekiwania na prom. Oczywiście czas dzieciom płynie inaczej, więc mogło to być nawet 25 minut! Wspomnienie odżyło jednak, gdy podjechaliśmy do przeprawy promowej Karsibór, bo ta w centrum - poza późną nocą - służyć może jedynie mieszkańcom miasta. Na osiem przejazdów tylko raz, właśnie przy pierwszym podejściu, spędziliśmy tam stanowczo zbyt dużo czasu. Budowany pod Świną tunel będzie z pewnością dobrym rozwiązaniem, pod warunkiem utrzymania przeprawy, choćby dla fanów slow travel. Jeszcze przed wyjazdem zweryfikowałem (czy też może sfalsyfikowałem, bo się myliłem) swoją wiedzę o lokalnych browarach - są już dwa, a nie jeden. Dziś zapraszam serdecznie do jednego z nich - do Browaru Miedziowego44.

Świnoujście to piękne miasto. Prawdopodobnie podoba mi się dlatego, że nie przypomina w zupełności innych klasycznych morskich kurortów w naszym kraju. Czasom niemieckim zawdzięcza fantastyczną architekturę i układ urbanistyczny części uzdrowiskowej. Czasom późniejszym to, że z grubsza udało się tego nie spierniczyć. Na długiej nadmorskiej promenadzie jest życie, choć tłumy ludzi przewalają się od rana do wieczora, to jest porządek i jest czysto. Nie ma tego, co szpeci wiele polskich miast, miasteczek i wsi - wszechobecnej szyldozy. Jest tu wielki, nieco może niedoinwestowany, park zdrojowy oraz liczne budynki fortyfikacji z XIX wieku, częściowo romantycznie porośnięte wszelaką roślinnością. Ze starą częścią miasta, pełną budynków portowych, hoteli, pensjonatów i kamienic kontrastuje część nowoczesna - tu swoje muskuły prężą wielgachne cielska sieciowych hoteli. Wyjątkowo na te molochy narzekał nie będę, bowiem w dwóch z nich mieszczą się browary. Co ciekawe oba hotele ze sobą sąsiadują. Soją tuż za pasem wydm, przy alei będącej drogowym przedłużeniem nadmorskiej promenady. Do obu udało mi się umówić z piwowarami na zwiedzanie.

Na zwiedzanie Miedziowego44 umówiłem się na 7:00 rano. Co może być lepszego niż piwo z tanku, gdy inni rozpoczynają pracę w biurze? Bardzo lubię wstawać w wakacje znacznie przed moją rodziną - jak nie browar, to spacer, a jak nie spacer to książka. Później o tak przyziemne przyjemnostki nie jest już tak łatwo. Okazało się jednak, że w tą poranną porę nie do końca uwierzył mój gospodarz - piwowar browaru, Paweł Kowalczyk. Browar wraz z restauracją znajduje się w podziemiach Hotelu Interferie. To wielkie medical SPA pełne kuracjuszy wszelkiej proweniencji. Należy do KGHM i stąd nazwa browaru odnosi się do miedzi. 44 zaś to liczba wysp, na których leży Świnoujście. Z pewną niecierpliwością czekałem na piwowara, kręcąc się po hotelowym terenie. Nie wiedziałem do końca, czy mam się go spodziewać od hotelowego frontu i recepcji, czy wyjdzie z restauracji czy też może wynurzy się gdzieś na tyłach. Po kilkunastu minutach capnął mnie hotelowy strażnik i kazał grzecznie oddalić się do hotelowego foyer, a recepcja już kontaktowała się z piwowarem i sprawdzała moją historyjkę. Paweł rzeczywiście założył, że "typ na pewno nie pojawi się o 7". Cóż.

Wnętrze restauracji jest mroczne. Głównie przez to, że ten fragment przyziemia hotelu pozbawiony jest okien, a więc i światła naturalnego. Tylko pierwsza, ta dyskotekowa, tuż za wejściem część znajduje za szklanymi drzwiami i oknami, ale i te są przyciemnione w typowy dla podejrzanych dyskotek sposób. Skąpe, piwniczne oświetlenie działało na mnie przytłaczająco, szczególnie że słońce na zewnątrz nastrajało mnie do czegoś zupełnie przeciwnego. Jestem przekonany, że lokal przed covidem wyglądał na bardziej żywy, jednak byłem kilka razy i ogólnie smucił świecącymi pustkami. Poza absolutnie nieprzytulną częścią z parkietem tanecznym, są drewniane loże stylizowane na beczki, część którą z uwagi na liczne ekrany porównałbym z minipubem sportowym oraz kręgielnia. Całość jakoś mnie nie przekonuje. Przyjemne wrażenie robi za to miedziana warzelnia. Jest umiejscowiona dość centralnie, na przeciwko baru, ale schowana za kratami, jak mini obóz pracy piwowara. Pewnie po to, by nawalony dyskotekowicz nie potraktował warzelni tak, jak czynią to Szwedzi z Omnipollo.

Pomocnik piwowara, ja i sam piwowar - Paweł Kowalczyk (po prawej naturalnie)

Reszta części produkcyjnej nie jest dostępna dla gości restauracji. Żeby się tam dostać należy tylnym wyjściem opuścić tą część budynku i przejść do budynku naprzeciwko. Trochę jakby chciało się wejść do hotelu w stylu Jamesa Bonda, w kradzionym fraku kelnera, przez kuchnię. Te kilkadziesiąt metrów brzeczka przetaczana jest z warzelni do tanków rurami. Tanków jest jedenaście, dwa mają pojemność 20 hl, reszta po 10. Jest także zgrabna linia rozlewnicza z pasteryzatorem tunelowym.

Oczywiście nigdy nie odmawiam degustacji piw z tanków i tradycji stało się zadość i w Miedziowym44. Podobnie jak za barem - Paweł poczęstował mnie wszystkim, co było podłączone. Podszedł mi milk stout, podeszło mi także marcowe. Pszeniczne jest bardzo klasyczne, a Truskawka na Wakacjach to niekoniecznie moja bajka, ale weszło jak złoto. Dodatek liofilizowanych truskawek w tym wheacie robi swoje i nie dominuje. W upalny dzień dzień jest okej. Na koniec Paweł zostawił "perełkę" domowy porter bałtycki, który okazał się fantastycznym piwem. Tak jak Paweł świetnym rozmówcą. Moglibyśmy pewnie przegadać o polityce i życiu cały dzień, ale wzajemnie pilnowaliśmy, by za wiele nie narzekać i skupić się na piwie.

Podobno w browarze można świetnie zjeść, ale niestety ani razu nie miałem okazji tego sprawdzić. Jakoś za każdym razem trafialiśmy gdzie indziej.


Dla mnie to zawsze plus, że w popularnej miejscowości jest lokalny browar. Nawet jeśli nie aspiruje do czołówki naszego kraftu, to i tak piwo deklasuje jakością wszystko to, co szeroko dostępne. Jak na przykład Piwo Świnoujskie, które nawet lokalsi uważają za własne, a warzone w Witnicy. Tym bardziej polecam Wam odwiedzanie takich miejsc. Piwem w Świnoujściu rozczarowani nie będziecie, chyba że szukacie samych IPA. 

Serdecznie dziękuję Pawle za Twój czas! Do zobaczenia u Ciebie lub przy innej okazji! A Wy drodzy czytelnicy po prostu jedźcie do Świnoujścia.

Zobacz także

3 komentarze

  1. "Dużo Niemców i drogo. Pierwsze mi w ogóle nie przeszkadza" - to tylko dlatego, że w Niemczech nie mieszkałeś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mieszkam od 14 lat w Niemczech - najpierw na prowincji w Wirtembergii, potem przez chwile w Berlinie i w Wattenscheid kolo Bochum, a teraz od kilku lat w Hannoverze. Wczesniej mieszkalem tez w Polsce, a wlasciwie wychowalem sie, w gornoslaskim Raciborzu i okolicach. Zupelnie nie zgadzam sie, ze jak sie pomieszka w Niemczech to sie potem nie lubi Niemcow. Moze mam inna perspektywe, bo ludzie z Gornego Slaska sa tez bardziej niemieccy jak inni w Polsce, ale ogolnie lepiej sie mozna dogadac i milo z Niemcami i Slazakami spod Raciborza niz z Polakami z glebokich czesci Polski. A wszystko zalezy od czlowieka i tak a nie od narodu. Swinouscie - Swinemünde (Pommern) tez jest bardziej niemieckie niz srodkowa Polska i to chyba dobrze, taki mix dobrze robi dla kultury i tolerancji ludzi.

      Usuń
    2. Dobry antygermański pocisk. Nie mam takiego punktu odniesienia, ale może wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma?

      Usuń

Obserwatorzy