Zwanze Day 2022 - Dobry Zbeer
08:30Dla mnie zaczęło się niespełna tydzień wcześniej, na peronie - właśnie w Gliwicach. Kiedy Daniel Ciszczonik, właściciel Dobrego Zbeera, napisał, że chce mnie odwiedzić, ustaliłem, że w weekend może to być niemożliwe (byłem jak zwykle w Szczecinie), ale będę przez trzy do pięciu minut na dworcu w Gliwicach w późny niedzielny wieczór. Przejazdem, na peronie. Gdy nastała godzina zero i wychyliłem się z wagonu, rzucił się na mnie prawdziwy afrykański goryl! Z Kongo! Po wymianie okrzyków wręczył mi flaszkę i zaproszeniem na imprezę, a ja odjechałem. A on nie dzwoni i nie pisze… Czemu goryl z Kongo? Piwo będące głównym bohaterem tego wpisu zostało wzbogacone o dodatek pieprz z Kongo. Ale o tym dalej.
Zwanze narodziło się nie tak dawno temu, choć w zupełnie innej piwnej rzeczywistości. Pierwsze piwo nazwane Zwanze powstało w 2008 roku. Zwanze to żart w dialekcie brukselskim. Piwo miało być nie do końca klasyczne, eksperymentalne, zrobione dla zabawy - pierwsze było z rabarbarem. W 2011 Zwanze zostało już pełnoprawnym świętem. W Polsce pierwszy raz obchodzone w 2018 w nieistniejącym już Mikkeller Bar Warsaw. W 2020 odbyło się hucznie w katowickim Browariacie - impreza była przednia (zresztą sprawdźcie tu! - klik). Tym razem Zwanze przeniosło się na zachód konurbacji górnośląskiej.
Dobry Zbeer to bardzo znany i popularny multitap w Gliwiach, ale oczywiście słowo multitap niekoniecznie oddaje wszystkie zalety miejsca. Powstał nieopodal rynku w 2015 roku i choć przeniósł się z Górnych Wałów na ul. Zygmunta Starego 11A, to wciąż robi świetną kraftową robotę. Można tam dobrze zjeść (tex-mex!), pograć w gry, wybrać się na koncert, no ale przede wszystkim spróbować najlepszych piw. Dobry Zbeer od 2018 roku otrzymuję nagrodę Ratebeer Best, a uznanie birgików o czymś świadczy. Z uwagi zasługi związane z rozwojem kraftu oraz promocji piwowarstwa belgijskiego, ze szczególnym uwzględnieniem lambików, w 2022 to właśnie Zbeer otrzymał możliwość organizacji Zwanze Day! Szacuneczek! Drugie słowa uznania za prawdziwie małpią promocję pasującą do charakteru święta. Przeprowadzony w różnych miejscach Śląska atak goryla to przepiękny pomysł!
Na miejscu wszystko było dobrze przygotowane, choć prace podłączeniowe trwały do ostatniej chwili. Muszę się przyznać, że jeszcze nie byłem w nowej lokalizacji browaru, ale miejsce wciąż robi wrażenie. Jest spore a jednocześnie przytulne. Klimatyczne, zielone, zapraszające do odpoczynku. Główna sala podzielona jest na kilka stref różniących się rodzajem miejsc siedzących, leżących i wiszących. Do tego jest niewielkie, przyjemnie zagospodarowane patio, a także ogródek na tyłach lokalu. Sprawia wspaniałe wrażenie. Szkoda, że temperatura na zewnątrz nie przystosowała się do otoczenia wizualnego, ale okazało się, że po kilku piwach nie miało to żadnego znaczenia. Tam też stanął drugi bar. Czemu? A temu, że na pierwszym były same dzikusy - Cantillony, przedstawiciele innych browarów, dzika Browarnia Sobótka, jakiś cydr i jopejskie ze wspomnianej Sobótki. Na drugim barze było trochę “normalnego” piwa na przepłukanie kubków smakowych i zadbaniu o szkliwo na zębach i wydalanie nazajutrz.
Wchodzę do lokalu i od razu widzę znajome twarze. Oznacza to, że ludzie specjalnie przyjeżdżają celebrować Zwanze. Miło było zobaczyć znajome mordeczki i ryje. Na kranach znajduje się już sporo podpiętych piw z Cantillona więc trwają dyskusje na ich temat. Są tegoroczne edycje Vinegronne, Magic Lambic, Krieka, Nath, czy Sang Bleu. Bohater wieczoru, tegoroczne Zwanze miało być podpięto dopiero o 21. Zacząłem rozgrzewkę.
Aby rozładować spodziewane kolejki (te w Browariacie z 2020 będą już legendarne), ekipa wprowadziła dodatkową kolejkę. Tam gdzie kasa i terminal płatniczy kupowało się żetony i jedzenie, a żetony wymieniało na piwo przy obu barach. Nie do końca udało się uniknąć klinów, ale tragedii nie było. Bardzo miłym akcentem było przygotowanie specjalnych lodów na bazie tegorocznego piwa Zwanze. Lody wjechały na salę przed godziną 19 i były pyszne. Ich pieprzowość nieco zdradzała - trochę spodziewany - smak piwa. Kolejną atrakcją było przygotowanie specjalnego menu. Potrawy zostały spreparowane z dodatkiem pieprzu kongijskiego, tak samo jak piwo Zwanze. Były holenderskie matjasy, sery leżakowane w lambikach, tatary z polędwicy wołowej i z awokado, burger i skrzydełka. Na bogato. Do tego Daniel zadbał o dedykowane wydarzeniu szkło o pojemności 150 ml., które “uprawniało” do chlania w tej pojemności oraz koszulki z wydarzenia.
Co tam na kranach? Ciekawym eksperymentem była możliwość porównania dwóch roczników piwa Magic Lambic, wersja 2022 zjadała tą z 2020 bez popitki. Świetny (najlepszy?) okazał się lambic Vinegronne z dodatkiem winogron, bardzo dobry był Nath z dodatkiem rabarbaru, świetny był Sang Bleu (dodatek jagody kamczackiej). Gwiazda wieczoru nie zawiodła. Zwanze 2022 jest po prostu przepyszne. Pieprz działa niesamowicie w tym dzikusie, robi fantastyczną robotę aromatem i delikatnie zaznaczając się w smaku. W smaku początkowo było go mniej, ale z każdym kolejnym łykiem dominował dzikość piwa. Plus? Było go czuć bardzo. Minus? Tracił się balans piwa. Mimo wszystko zajebiście mi to smakowało. Podobnie jak zeżarte wcześniej matjasy przyprawione pieprzem.
Kilkakrotnie w czasie wieczoru do lokalu wpadały dwa dzikie goryle. Nie tylko szalały zaczepiając ludzi, ale zapraszały do konkursów. Niestety z powodu wielu piwnych atrakcji nie śledziłem, co tam się działo. Sama koncepcja jednak mega mi się podobała. Czadowa zabawa!
Co więcej? Pięknym przerywnikiem był helles z Maltgardena - Just a Beer, elegancki, gorzki, czysty w profilu, dobrze nasycony. Triple Ni z hurtowni Monsters mógłby być bardziej kwaśny, co pasowałoby do mega marakui w smaku; i tak pyszka! Z Szymonem (pozdro blogerska mordo!) wypiłem Sweet Strenght ze Spartacusa. To piwo kosztowało 112 zeta za duże i 32 za 0,15 l. Dobrze że spróbowałem najmniejszej ilości na pół, bo więcej i tak bym nie przyjął. Mega aromatyczne i smakowite zwyczajnie zmęczyło by mnie gęstością i absolutnie górną granicą przyjmowanej przeze mnie słodyczy. Pojawił się ciekawy dzikus z Sobótki, nietypowy i złożony, czy tamtejsze jopejskie - totalnie przytłaczający i (mnie) zachwycający gęścioch - czekoladowy, kakaowy, figowy, daktylowy, orzechowy i kuźwa mega totalnie zalepiający paszczę.
Jedyny minus? Pociąg o 22:12, którym nie jechałem sam, było nas wielu. Dla mnie absolutna konieczność, by złapać ostatni dyliżans na dziki wschód - do Jaworzna. Następnym razem solennie obiecuję załatwić sobie alternatywny transport i pić dłużej. Dzięki Danielu za miłe zaproszenie i za piękną imprezę! A wam polecam miejscówkę. Znajomi Czesi (pozdro Karel, pozdro Vit!) przyjechali specjalnie z Ostrawy, nie pierwszy już raz do Dobrego Zbeera. Ja wiem, że muszę częściej!
Zdjęcie z zasobów Dobrego Zbeera |
0 komentarze