Zelter
19:30Bytom. Trudno jest wybrać się na Śląsk dalej niż do Katowic, gdy mieszka się w Jaworznie. Gdy jednak wróciłem do Sosnowca, to mam na zachód jakoś bliżej. Nawet autobus spod domu jedzie do Bytomia. Tym samym mogłem znacznie łatwiej uskutecznić coś, na co łasiłem się od dłuższego czasu. Chciałem wybrać się na obiad do Zeltra. Czemu tam? O tym dalej.
Ale Zelter wychodzi znacznie dalej poza koncepcję: "macie dobre piwo i się cieszcie". Selekcja piwa jest rzeczywiście dobra, do tego na kranie jest cydr, aperol i prosecco. Tablicę zdominowały piwa lokalne, a na deser jest warszawski browar Palatum, który od dłuższego czasu zaskakuje świetnym poziomem swoich piw. Do tego bardzo ładny wybór butelek i puszek. Ino rzemiosło. W Zeltrze ważne jest jedzenie. Ja odnoszę jednak wrażenie, że największą robotę robi atmosfera, a atmosferę tworzą ludzie. Arka, który jest współwłaścicielem, poznałem niedawno na Silesia Beer Fest, jego żony Izy (chyba) jeszcze nie. Tym razem ponownie ich nie spotkałem, ale doświadczyłem efektów ich starań i pracy. Lokal, do którego chce się wracać.
Kamienica z zewnątrz nie wyróżnia się na tle Bytomia. Jest ciekawa architektonicznie, ale fasada pamięta lepsze czasy. Zelter zwraca na siebie uwagę dostawionym zadaszonym ogródkiem, w którym kiedyś latem siedziałem z rodziną. W styczniu nie ma śmiałków chętnych do skorzystania z niego, za to w środku jest dużo ludzi i rezerwacji. Pewnie musiałbym chwilę poczekać, gdyby nie duża ekipa opuszczająca lokal, gdy burczało mi w brzuchu. Wnętrze to już zupełnie inna bajka. Przy czym bajka nie jest określeniem na wyrost. Zelter wygląda pięknie, surowe ceglane ściany zostały obłożone zielenią, czarną stalą i neonami (te neony są cudowne!) w bardzo gustowny i klimatyczny sposób. Liczne okna i punkty świetlne ocieplają gustownie urządzone wnętrze. Stoły są proste i eleganckie, krzesła wygodne, kącik dla dzieci i liczne krzesełka do karmienia podkreślają rodzinną atmosferę. Zresztą dzieci biegają po lokalu i nikt nie ma z tym problemu. Ogólnie jest przemiło, przytulnie, zielono. To zresztą widzicie na zdjęciach.
W menu są sałatki, kanapki, burgery, bardziej wysublimowane przekąski, ciasta. Moją uwagę zwraca jednak styczniowa sezonowa wkładka ze smakową podróżą do Włoch. Włoski burger, foccacia, pinsa, makarony, sezonowane szynki... Jest w czym wybierać! Ja zdecydowałem się na pinsę z pikantną włoską kiełbasą nduja, której jestem wielkim fanem. Okazała się bardzo ciekawa w smaku. Trochę przypomina pizzę, której jest kuzynką, ale też nie jest nią do końca. Bardzo mi smakowała i nachapałem się jak pisior w spółce skarbu państwa.
0 komentarze