Green Head
09:00Dziś szybki przegląd piw, które dostałem w paczce z Działdowa. Są tu dwa piwa, co do których nie miałem szczególnych obaw oraz dwa, których zwyczajnie się bałem. Słusznie czy niesłusznie? Wystarczy przeczytać! Bez zbędnych wstępów...
Browar Green Head już dwukrotnie gościł na Piwnych Podróżach w osobnych wpisach i wielokrotnie wymieniałem go przy okazji różnych festiwali.
Green Head po raz pierwszy
Green Head po raz drugi
To bardzo sympatyczna i zajawiona ekipa. W tym roku zaplanowałem wstępnie, że odwiedzę browar na Mazurach. Mi się plan podoba, mam nadzieję, że i Najmłodszej Podróżniczce przypadnie do gustu.
Powiedzieć, że jestem uprzedzony do piw pastry, to nic nie powiedzieć. Piłem wystarczająco wiele, by niechętnie lokować pieniądze w takich smakach. Czasem jest tak, że browar mniej lub bardziej świadomie przysyła takie piwa. Fajnie, bo mogę spróbować czegoś, na co moich pieniędzy mi najzwyczajniej żal. Bywam zaskoczony pozytywnie, bywam rozczarowany, jak w życiu. Dochodzę do tego, że piwa z Zielonej Głowy dostałem w prezencie. Nie w ramach współpracy, w prezencie. Dominik Połeć, znając mój stosunek do rzeczonych piw, obiecał, że nie umrę od tego i wziąłem to za dobrą monetę. Jak było? Czytajcie.
"Kiedyś to było" - rzeknie niejeden dziaders czy boomer - "piwo smakowało wtedy tak i tak, nie to co dziś". Ja tak często miewam ze współczesnymi IPA, odróżniającymi się od tzw. staroszkolnych między innymi wykastrowaniem z goryczki. A ja lubię wydatną gorycz i tęsknię za nią. Nie tęsknię za to za karmelem w IPA. Nie wiem czy osiem lat temu brał się on z dodawania określonych słodów, czy nieumiejętnej pasteryzacji, ale był faktem. A co gdyby dziś łączyć współczesne podejście do zasypu, niedzisiejsze do goryczy i umiejętne prowadzenie procesu utrwalania? Odpowiedź daje Green Head powyższym piwem. Space Monkey jest dość klarowne, gorzkie, owocowe - cytrusowe i tropikalne, a przy tym słodkawe w stopniu znikomym. Tak oto powstało IPA, które jest najbliższe moim preferencjom. Moja ocena: 4.3/5.
Cosmic IPA to nie nowość. To klasyczne choć lekkie w zasypie west coast IPA. Mocno odfermentowane, mega wytrawne, gorzkie, głównie cytrusowe, choć także ciut cebulkowe i ziołowe. Mega pijalne, szybko znikające. Dla mnie bomba! Nic tu nie urywa żadnej części ciała, ale smakuje bardzo dobrze. Moja ocena: 4.0/5.
Sweet Venom wziąłem w góry. Pomyślałem sobie, że jeśli mam umrzeć, to nie umrę sam, podzielę się z Danielem. Pastry stout z dodatkiem ziaren kakaowca, wanilii i tonki. W teorii nie miało prawa mi smakować. W schronisku, po morderczym szlaku na Klimczok - jakkolwiek to brzmi - jednakowoż weszło jak ksiądz w ministranta i nikt nie musiał przenosić mnie do innego schroniska. Rzeczywiście piwo stoi po słodkiej stronie mocy, jest dość gęste, ale też dodatki fajnie w nim grają - dużo w nim czekolady, nieco mniej wanilii, a tanka na szczęście schowana jest tak dobrze jak wspomniany ksiądz w innej parafii. Daniel pewnie do dziś nie wie, jak to się stało, że mi to piwo tak weszło. Pewnie góry mają w tym spory udział. Ale prawda jest taka, że własny porter wypity zaraz mi nie smakował. Moja ocena: 4.0/5.
I'm Green to klasyczne już i popularne zielone piwo kwaśne. To kolejne piwo, którego nie chciałem pić sam i zabrałem na spotkanie ze znajomymi, jak umierać to w dobrym towarzystwie. To piwo wywołało sporą konsternację - dwóm osobom, w tym mnie, wydawało się bardzo kwaśne, szczególnie na początku, a dwóm słodkie. Pytanie komu bardziej wszedł covid. Abstrahując od wyglądu to naprawdę smaczne piwo, kwaśne, słodkawe, zbalansowane, z dominującym smakiem marakui, ale także z kiwi w tle. Nie jest przesadzone w żadną stronę. Dobrze sobie to Green Head wymyślił! Moja ocena: 4.0/5.
No nie zacznę nagle pić pastry sourów, ale te powyższe mogę spokojnie polecić fanom, a i pokazać osobom zaczynającym przygodę z dobrym piwem i przekonanym, że go nie lubią lub nie chcą pić. IPA od Green Head zawsze na poziomie!
0 komentarze