Browar Lubicz
16:00Pewnego wiosennego dnia, gdy ta pora roku była jeszcze nieco wczesna, bardziej deszczowa i nieprzyjemnie zimna, wybrałem się do Krakowa, by uzupełnić braki blogowe. W Browarze Lubicz byłem w 2015 roku. Byłem wtedy jeszcze mocno zachłyśnięty nową falą i nie szukałem w browarach klasyki, jakkolwiek by nie była zrobiona. Pamiętam, że było ok, ale nigdy nie miałem wystarczająco motywacji do napisania relacji. W 2023 potrzeby mam już inne, więc nadrabianie krakowskich zaległości zacząłem od Browaru Lubicz. Serdecznie zapraszam do Krakowa!
"W 1951 r. powstały tu Krakowskie Zakłady Piwowarsko-Słodownicze. W latach 1955–1968 przeprowadzono gruntowną modernizację browaru. Po likwidacji Krakowskich Zakładów Piwowarsko-Słodowniczych w 1968 r. browar wszedł w skład Zakładów Piwowarskich w Okocimiu." - Wikipedia.
Browar Kraków kończy działalność w 2001 zamknięty przez właścicieli Okocimia, czyli Carlsberg. W międzyczasie został wpisany na listę zabytków, a od 2006 roku jest na Szlaku Zabytków Techniki.
Współczesny nam Browar Lubicz powstał więc na terenach dawnego browaru, a restauracja z browarem mieszczą się w budynku dawnej słodowni. Budynek jest przebudowany, ale całe miejsce z zewnątrz zachowuje swój zabytkowy charakter. To rzut beretem od dworca kolejowego Kraków Główny, dosłownie dziesięć minut spaceru licząc z peronu. Od rynku starego miasta to więc dwa rzuty beretem. Teren Browaru Lubicz jest dopieszczony i elegancki, "czuć piniondz". Aczkolwiek czuć, że to designerskie trendy ubiegłej dekady. Front budynku restauracji ma charakter industrialny i to połączenie czerni i okien jest mocno zdehumanizowane. Brakuje tam czegoś ciekawego. Bo nawet to zabytkowe urządzenie i widoczna z zewnątrz warzelnia nie robią dostatecznej roboty. Na wejściu może zaskoczyć hotelowa recepcja, ale możemy spokojnie przemknąć obok niej a także obok warzelni. I tu są dwie opcje. Możemy zostać na poziomie zero lub zejść do podziemi, które są bardzo efektowne. Tym razem tam zasiadłem racząc się piwem. To zabytkowe pomieszczenie z ceglanymi i kamiennymi ścianami i barem ustawionym na środku. W industrialnym anturażu wygląda to bardzo fajnie. Usiąść można rzecz jasna przy barze, na hokerach lub przy klasycznych długich ławach. Przy jednej z nich bawiło się międzynarodowe anglojęzyczne towarzystwo świętujące urodziny kolegi, wznoszące toasty i śpiewające. Ale tak kulturalnie. Wszystkie te stalowe rury, równiutko pociągnięte kable i - szczególnie - oświetlenie sprawiają, że całość prezentuje się nad wyraz urokliwie.
To jeszcze nie koniec dołu. Po drugiej stronie korytarza mieści się jeszcze jedno pomieszczenie - leżakownia. Na małe zwiedzanie zabrał mnie uprzejmy kelner, zapalił światło i
odpowiadał na te pytanie, na które znał odpowiedź. To bardzo miłe. Za wielkimi oknami umieszczono tanki fermentacyjne i leżakowe. Nad tankami jest antresola z kolejnymi miejscami, gdzie można posadzić gości. Poza wielkimi salami Browar Lubicz dysponuje także salami konferencyjnymi.
Spróbowałem czterech piw - pils był bardzo przyzwoity, z fajnym ciałkiem i goryczką, pszenica także klasyczna. Na drugą nóżkę wziąłem APA i session IPA. O ile to pierwsze to powrót do szorstkiej przeszłości, to session IPA jest moim faworytem. Bardzo udane, wyraźnie nowofalowe, orzeźwiające piwo. Nie jest to może browar w stylu: "shut up and take my money", ale piwa są na bardzo przyzwoitym poziomie i warto tam zajrzeć od czasu do czasu. Czego życzę wam i oczywiście sobie!
0 komentarze