Karlskrona Mikrobryggeri
08:00Karlskronę będę wspominał jako chłodne i deszczowe miejsce oraz ciągłe spożywanie piwa w doskonałym towarzystwie. To także dwa małe browary, które odwiedziliśmy wspólnie ze wspaniałą ekipą zebraną przez Browar Amber we współpracy z Browarnikiem Tomkiem. Pierwszym z nich był opisywany już tutaj Imperial Brygghus. Do drugiego zabieram was dziś! Chodźcie dalej!
Mikrobrowar Karlskrona, jak należy tłumaczyć nazwę browaru, to niewielki brewpub. Zlokalizowany jest w ścisłym centrum miasta na parterze Hotelu Arkipelag. Sam kilkupiętrowy budynek nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale od razu wyraźnie widać, że parter zajmowany jest przez knajpkę. Wchodzimy do niej przez niewielką hotelową recepcję. Stąd też można wejść do pomieszczenia browaru właściwego, w którym znajduje się niewielka warzelnia i kilka tanków fermentacyjno-leżakowych. Tam wejść nie możemy, ale sporo widać przez drzwi i witryny na zewnątrz.
Sam lokal jest bardzo przyjemny i rzeczywiście niewielki. Początkowo nasza grupa miała siedzieć w mniejszym pomieszczeniu przypominającym skrzyżowanie pokoju socjalnego dla pracowników z hostelowym socjalem jakiegokolwiek obskurnego przybytku. Postanowiliśmy tam nie siedzieć i przenieść się do jednego z wielu wolnych stolików we właściwej sali. Tam tuż przy wejściu umieszczono niezbyt długą ladę barową, na której za wiele postawić się nie da, a za którą znajduje się tablica z listą piw. Dokoła sali ciągną się okna i jest dodatkowo oświetlona ciepłym, dyskretnym światłem przyczyniającym się do przytulności miejsca. Siedziska są rozmaite - od wysokich hokerów ustawionych przy grubych drewnianych blatach, przez klasyczne stoliki do kanap ciągnących się wzdłuż dwóch ścian lokalu pod oknami. Po lewej stronie od wejścia stoją cztery tanki leżakowe. Całość robi nader sympatyczne wrażenie.
Zupełnie odmienne wrażenie robi obsługa. Mało kontaktowa i pretensjonalna. Po kilku minutach od rozłożenia się przy stole, przyszedł jeden z barmanów i stwierdził, że nie możemy tu siedzieć. Powodem była rzekoma rezerwacja, ale nic na to nie wskazywało, a typ nie zamierzał nic tłumaczyć, tylko nas wypędzał. Stwierdziliśmy, że przenosimy się do innego stolika, po co robić dramy. Przy barze zamówiliśmy ölplankę. Ölplanka to po szwedzku deska piwna. Na tę składały się cztery piwa o pojemności 150 ml. i nie można było ich zmienić. W większości trunki były fatalne. W najlepszym przypadku nijakie, a najgorszym zakażone. Obsługa komuś tam wymieniła piwo na inne po usłyszeniu, że to jest zepsute, ale ja nie miałem ochoty próbować kolejnych.
Generalnie piw dostępnych jest kilkanaście. Od lekkich lagerów, przez IPA, stout, saison, piwo wędzone (choć niewyczuwalnie), kwas, piwo lukrecjowe do barlewine'a. I choć wygląda to w teorii bardzo ciekawie, a lokal zdaje się być niezwykle przyjemny, to piwa nie dorastają do tego poziomu. Jeśli to był och normalny stan, to nie zachęcałyby do regularnych powrotów do tego browarku.
0 komentarze