Browar Impuls

16:00

Moja eskapada po Dolnym Śląsku, w którą ruszyłem w pierwszym kwartale tego roku, zaczęła się od Województwa Wielkopolskiego i odwiedzonego po wielu latach Browaru Nepomucen. Jadąc dalej na chwilę wróciłem na ziemie dolnośląskie, ale jeszcze zanim na dobre ulokowałem się w Miliczu, na chwilkę postawiłem nogę nieopodal Krotoszyna. Tuż na granicy województw, w maleńkim miasteczku Zduny mieści się mało znany Browar Impuls. Dziś wam go przybliżę!


"Współczesne Zduny są właściwie trójmiastem, składającym się z trzech historycznie odrębnych miast". Tyle można dowiedzieć się z Wikipedii. Każde z tych miasteczek miało swój rynek, a wszystkie są bardzo blisko siebie i w linii prostej tworzą oś Zdun. Choć te liczą mniej niż pięć tysięcy mieszkańców, to jest tam Biedronka, dwa Dino i dworzec kolejowy - można z niego dojechać do Poznania czy Wrocławia, Jelcza-Laskowice czy pobliskiego Milicza. Miejsce to w sam raz na przystanek w piwnej podróży.

Ja jadę samochodem i parkuję wygodnie na małym lecz wystarczającym parkingu obok restauracji o tej samej nazwie, co browar. Mieści się ona w XVIII budynku byłej szkoły. Uroczy beżowy budynek z czerwonym dachem z daleka nie wyróżnia się w zabudowie miasteczka, ale ma swój niezwykły urok. Ducha czasów nieco bardziej odległych czuć nie tylko z zewnątrz, ale także w środku.

To zadbane, eleganckie i przytulne jednocześnie miejsce. Wszystko to dzięki dwóm odrębnym salom. W pierwszej jest ciemny drewniany bar, a w drugiej długie stoły na imprezy okolicznościowe. Ta pierwsza część bardzo mi pasuje. Połączenie śnieżnobiałych ścian, ciemnych belek stropowych i wiszących na ścianach pamiątek rodzinnych tworzy niezwykłą atmosferę. W ogóle Impuls sprawia wrażenie bardzo miłego, sympatycznego miejsca. Restauracja powstała w 1992 roku i została założona w domu rodziny Aldony i Mariana Stanisławskich. Dziś restauracją zarządza kolejne pokolenie - Marzena i Sławomir Sworowie i ich syn Piotr, który jest piwowarem i trzecim pokoleniem w Impulsie. Browar powstał w 2020 roku. To właśnie Piotra całkiem przez przypadek spotkałem na miejscu i wszystko mi pokazał, opowiedział i poczęstował. Rodzice są uznanymi szefami kuchni, tata gotował w Belwederze na uroczystościach i znał się z prezydentem Kaczorowskim, a mama dla Czartoryskich z całego świata.

Dwie sale, o których wspomniałem, to jeszcze nie koniec. Przez wąski korytarz z tyłu restauracji wychodzi się na dość przestronny, acz nieczynny w lutym (niespodzianka!) ogród. Właśnie w tej korytarzowej części, za taflą szkła umieszczono browar. Przez szybę można podziwiać warzelnię o wybiciu 2,5 hl. oraz cztery tanki. Trzy pierwotne mają pojemność taką jak warzelnia, a jeden dokupiony jest znacznie większy i mieści w sobie 1300 litrów piwa. Ciekawe jest to, że w browarze od samego początku powstaje tylko jedno piwo, jest to nowofalowy Pils na nowozelandzkich chmielach (bodaj Rakau i Waimea, o ile mnie pamięć nie myli). Jeszcze ciekawsze jest to, że pomimo tego trafiam na okres, gdy nie ma gotowego piwa. Na szczęście przy tak miłym spotkaniu mogłem liczyć na dość świeże piwo z tanku. Miało potencjał, było miękkie, słodowe, z przyjemnie zaznaczoną goryczką. W restauracji można spróbować tradycyjnych potraw. Miałem ochotę na smażony ser i to mnie zaskoczyło, bo podany był w nietypowy i niespotkany przeze mnie sposób - roztopiony w miseczce z opiekaną bagietką. Bardzo smaczny. No ale prawdziwym sztosem był gęsty, aromatyczny, treściwy i bogaty żurek w chlebie. Coś wspaniałego!

Jak ja się cieszę, że tam pojechałem! Z jednej strony grzechem byłoby nie zajrzeć, będąc tak blisko. Warto tu zauważyć, że nie wiedziałbym o browarze, gdyby nie Piwna Mapa Polski tworzona przez Artura Grothę (Piwny Informator). Polecam! Dzięki wielkie za gościnę i oprowadzanie! Wy już wiecie, co robić!

 
Nieopodal browaru znajduje się Stara Kaflarnia, muzeum kafli. Dostałem tipa, że warto tam zajrzeć i faktycznie, bardzo sympatyczne oprowadzanie.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy