Lajka - Pivovar a café
16:00Kontynuując praskie peregrynacje nie opuszczam dzielnicy Bubeneč, aczkolwiek dzisiejszy bohater to już prawie Holešovice. Pivovar i Cafe Lajka od Parku Stromovka oddziela jedynie Akademie výtvarných umění, czyli Akademia Sztuk Pięknych. Okolica jest piękna a i browar uważam za jeden z najciekawszych w Pradze. Dla mnie to największe pozytywne zaskoczenie tego wyjazdu!
Browar w tym roku obchodził pięć lat istnienia, co oznacza że powstał w bardzo trudnym momencie, bo na jesieni 2019 roku. Skoro więc przetrwał największą pandemię wszechczasów (jak by co to żart), to znaczy, że wszystko się udało. Narożna kamienica, w której się mieści, jest przepięknej urody. Chciałbym się na tyle znać na architekturze, by wiedzieć, czy to secesja czy modernizm, czy też może eklektyzm. Wiem, że mi się podoba. Wrzucam Wam fotę na końcu. Jest w Pradze tysiąc ładniejszych kamienic, to w końcu jedno z najpiękniejszych i najbogatszych miast Europy, ale ta mocno przypadła mi do gustu i świetnie oddaje ducha dzielnicy.
Lajka to oczywiście dobrze znana wszystkim wychowanym po tej stronie żelaznej kurtyny Łajka - pierwszy zwierzę, większe od muszki owocówki, wystrzelone przez rusków na orbitę okołoziemską. W 1957 Łajka została wyekspediowana w kosmos na pokładzie Sputnika-2. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego ktoś mógł tak chcieć nazwać swoją kawiarnię, bo ona działała tu jeszcze przed uruchomieniem browaru. Dochodząc do lokalu stwierdziłem nadaktywność homo sapiens. Trochę przegapiłem (z naciskiem na "piłem") moment, gdy poranek zmienił się we wczesny wieczór (wszak czasoumilaczami były Strahov, Břevnov, Automat Matuška i Bubeneč), a to naturalne, że ludzi na mieście jest jakby więcej. Niemniej jednak okazało się, że tłok może być spowodowany jeszcze jednym wydarzeniem - otóż na wspomnianej akademii sztuk pięknych odbywało się coś na kształt wystawy dzieł stworzonych przez studentów. Wyobraźcie sobie wieki gmach uczelni, gdzie na dwóch rozległych piętrach, w każdej sali wystawione jest Coś. Coś od wielkiej litery trochę też mówi o moim zrozumieniu dla sztuki, choć wiem że częściej warto ją czuć niż rozumieć. Wiem, bo byłem, ale do tego jeszcze wrócę.
Usiadłem przy jedynym wolnym stoliku, takim maksymalnie dwuosobowym, między barem i oknem. W sam raz dla mnie i kolegi Michała, który niedługo potem dołączył i towarzyszył mi do końca wieczoru. W Lajce mieścił się wcześniej bar punkowy, po którym szczęśliwie nie został żaden ślad. Dokooptowano sąsiadujące z nim mieszkanie i wyszło bardziej niż przyjemne miejsce. Jest jasno nie tylko z uwagi na białe ściany i zbudowany ze starych kredensów bar, ale także dzięki dużym witrynom. Lokal zapewne zyskuje w świetle zachodzącego słońca, czego byłem świadkiem. Jest więc tak bezpretensjonalnie, nowocześnie (modnie) i stylowo, choć ciągle wystrój wygląda jak zbieranina rzeczy kupionych na pchlim targu. Bliskość uczelni artystycznej sprawia, że klient wygląda jakby był częścią lokalnej bohemy.
W knajpce można napić się kawy na każdy możliwy hipsterski sposób i coś przekąsić, choć to zdecydowanie małe rzeczy (także wegańskie, a jakże!) nie obiady. Najbardziej byłem jednak zaskoczony piwem. Na pierwszy poszło Fo. To - uwaga uwaga - grisette. Czy piliście kiedyś piwo w tym stylu? Ci, którzy bywali w Browarze Alternatywa, mogli tego doświadczyć, ewentualnie walońscy górnicy. To piwo przypominające saisona, ale lżejsze i z dodatkiem pszenicy. Fo to zaledwie ósemka i 3,9% alkoholu, co sporo mówi o jego wytrawności. Było rewelacyjne! Nie minęło wiele czasu, a na tablicę wjechało kolejne nieoczekiwane piwo - Old Days Porter. To porterek na modłę angielską, 13° i 5,4% alko. Niesamowicie orzechowy, dość nisko wysycony, po prostu pyszny. Dwunastce i dziesiątce także niczego nie brakowało.
Nominuję Lajkę do miana lokalu, do którego wrócę w pierwszej kolejności, gdy znów pojawię się w Pradze! Tym bardziej, że nie udało mi się wbić do właściwego browaru, który jest w piwnicy nieodstępny dla postronnych osób. Inna sprawa, że do tej pory nie dostałem odpowiedzi na wysłanego wtedy maila z pytaniem o możliwość odwiedzenia piwnic (w większym zakresie niż tylko kibla). Wam także polecam to urocze i nietuzinkowe miejsce.
A na koniec kilka zdjęć z tego artystycznego wydarzenia, wernisażu, wystawy, czy jak to się nazywa. Aha, na dole uczelni w knajpie sprzedawali piwo oglądającym. Dobre piwo, z Vinohradsky'ego Pivovaru. W wielu salach oglądać można było różne Cosie - rzeźby, obrazy, grafiki, płaskorzeźby, instalacje i tym podobne cuda. Niektóre mocno odjechane i ciekawe.
0 komentarze