Ládví Cobolis

08:00

Gdybym z kilkunastu odwiedzonych w maju praskich browarów miał wybrać ten jeden "naj", to wybrałbym Ládví Cobolis. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie nie tylko poziomem piw, ale przede wszystkim tym, że był miejscem tętniącym życiem. Dam wam podsumowanie na początek - jeśli macie trochę czasu w Pradze, to jeźdźcie tam, plusów jest bardzo wiele. Minusów nie zauważyłem.

Bardzo ważną zaletą jest bliskość metra. Wysiadacie z wagonika czerwonej linii na przystanku Ládví, wynurzacie się z czeluści i widzicie Dom Kultury Ládví, którego sporą część zajmuje restauracja z browarem. I nie tylko, bo częścią kompleksu są piekarnia, kawiarnia i delikatesy. To Praga 8, dzielnica Kobylisy. Patrząc na plan Pragi powiedzielibyście, że to nieblisko centrum, ale właśnie wtedy wjeżdża metro i zapominacie o tym. Cała okolica wygląda jakby powstała w czasach centralnego sterowania, jak gdyby architekci tworzyli wymarzone osiedle. Są bloki, ale dużo zieleni i przestrzeni pomiędzy nimi, centrum handlowe, kulturalne i dobra komunikacja. Dom Kultury powstał właśnie w latach 70. ubiegłego wieku i ma taką znajomą architekturę rodem z Sosnowca czy Dąbrowy Górniczej. Dziś, w wersji odnowionej i czystej, wygląda to bardzo przyjemnie. Nad Kobylisami góruje wzgórze Ládví i już macie całą etymologię nazwy browaru.

Na Kobylisach dołącza do mnie Michał, ziomek z Sosnowca. Już na zewnątrz wita nas tłumek ludzi, a w środku jest prawie pełno. Niestety praktycznie wszystkie wolne stoliki to rezerwacje. Miła dziewczyna wciska nas jednak do dwuosobowego stolika, a za chwilę obok nas sadza Czeszkę na oko w wieku naszych mam. No ale świetnie się gadało z nią o piwie. A było o czym.

 
Restauracja jest duża i nowocześnie urządzona. To dwa osobne pomieszczenia połączone przewiązką z barem. Przy wejściu jest nieco chaotycznie, ale obsługa bardzo dobrze ogarnia wszystko. Ciepła barwa drewna, czarna stal i biel ścian uzupełniona piwnymi fotografiami i mapami tworzy eleganckie i bezpretensjonalne wnętrze. Nad barem wiszą nagrody za konkursy piwne a w jednej z sal koszulki hokeistów. Niestety cały sprzęt do produkcji piwa znajduje się piętro niżej i nie da rady zejść tam w piątkowe późne popołudnie. Cóż, następnym razem.

 
W karcie dostępnych jest dziesięć piw i można zamówić deskę degustacyjną z wybranymi czterema piwami. To popularny projekt firmy Rastal, sam mam taką w domu, tylko w domu nie używam. Ja decyduję się na Předák, dvanactkę Praotec, saisona (!) Relax Blues z dodatkiem kolendry i nowej odmiany żateckiego chmielu Blues oraz dry stout (!) Kopi Vitezstvi. Piwa są bardzo dobre, nie ma się do czego przyczepić. Większość piw w ofercie stanowią piwa górnej fermentacji, co jest dość nietypowe. Dalej sięgam po IPA 15° Everglades - jest nowofalowo, aromatycznie, ale też z goryczą. Potem idziemy w butelki, których też jest dość sporo w lodówce. Bierzemy jedenastoprocentowego potwora Alcatraz czyli imperialne brut IPA oraz klasyczne brut IPA - Zlatá horečka, zledwie 7,6%. Nawet ten mocarz jest dobry, choć faktycznie kopie. To też kolejne, chyba czwarte brut IPA wypite w Pradze w ciągu tych dni. To mniej więcej tyle, ile od 2017 w Polsce. Skąd uwielbienie dla brutów u naszych południowych sąsiadów. Następnym razem popytam.


Miejsce, wystrój, piwo, atmosfera, dojazd. Wszystko to sprawia, że to Ládví Cobolis to miejsce, do którego wrócę w pierwszej kolejności! Jeśli jeszcze tam nie byłeś, nawet się nie zastanawiaj!

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy